Mukaczewo jest najważniejszym miastem obwodu zakarpackiego, najdalszej z zachodnich części Ukrainy. Stąd do ukraińsko-węgierskiej granicy jest zaledwie 50 km, tyle samo na Słowację. Lokalne gangi nie umiały podzielić się odpowiednio kontrabandą, we wszystko wmieszali się bojówkarze związani z Prawym Sektorem, a samozwańczy szeryfowie otworzyli do siebie ogień. Są zabici i ranni, a uzbrojeni po zęby złoczyńcy ukrywają się w górach. Prawdziwy western – prawda?

Zakarpacie to jeden z najbardziej etnicznie zróżnicowanych regionów Ukrainy. Oprócz Ukraińców mieszkają tu Węgrzy, Rumuni, Rosjanie, Romowie i Słowacy. Na co dzień rozmawia się tu w lokalnej gwarze. Działa także ruch domagający się uznania „Rusinów”, „Rusynów” lub „Karpatorusinów” za odrębny naród. W wyborach region ten, w przeciwieństwie do sąsiednich, zawsze wspiera siły prorosyjskie. Jaka by nie była prawdziwa wersja wydarzeń w Mukaczewie, trudno nie dostrzec w nich „dywersji” czy „ręki Kremla”.

W reakcji na strzelaninę w Mukaczewie Węgrzy i Słowacy wzmocnili środki bezpieczeństwa na granicach. Jak prognozują eksperci, o bliskiej perspektywie bezwizowego wjazdu Ukraińców do Unii Europejskiej Ukraińcy mogą na razie zapomnieć.

Czy jednak wydarzenia w Mukaczewie, mimo że są kolejnym bolesnym przejawem słabości państwa ukraińskiego, mogą mieć jakiekolwiek pozytywne skutki? Tak – problem na zachodzie kraju jest dla Ukrainy sygnałem alarmowym, z którego wynika pięć sporych szans.

Pierwsza to rozpoznanie kolejnego słabego miejsca na mapie kraju. Myśleliśmy, że są nimi tylko Donieck i Ługańsk. W pozostałych regionach, mówiono, panuje święty spokój. Wtem okazuje się, że wcale tak nie jest. Powstałe jeszcze w latach 90. mafijne klany; przemytnictwo, w które zaangażowany jest już każdy: od kierowców ciężarówek, po babcie z torbami pełnymi papierosów; korupcja w służbie celnej i policji; w końcu wybuchowa mieszanka nastrojów i przekonań panujących na Zakarpaciu – ten konflikt jak w soczewce pokazał wszystkie istniejące i potencjalne problemy regionu. Dla władz i społeczeństwa to sygnał – działajcie teraz, bo będzie coraz gorzej.

Druga to kompromitacja Prawego Sektora. Prorosyjscy komentatorzy będą zaprzeczać, ale tę radykalną grupę zawsze traktowano na Ukrainie niejednoznacznie, niekoniecznie jako ostoję państwowości. Ich aktywny udział w działaniach na froncie pozwolił im bezpardonowo – choć mogłoby się wydawać, że „w dobrym celu” – eksploatować pojęcie swoiście definiowanego „patriotyzmu”. Teraz Prawy Sektor pokazał jednak swoje prawdziwe bandyckie oblicze – okazuje, że dla nich wojna jest sposobem na zdobycie broni i dostarczenie jej tam, gdzie (zupełnie bez związku z konfliktem na Wschodzie) walczą o władzę.

Trzecia szansa to sprowokowanie okazji do reformy służby celnej. Unia Europejska nie raz podkreślała, że Ukraina nie poradziła sobie z wymogami planu liberalizacji kwestii granicznych. Ukraina sąsiaduje z czterema krajami Unii i jeśli nie zlikwiduje kontrabandy oraz systemu wspierania nielegalnego biznesu przez celników i policję, zniszczy relacje z Europą na lata.

Czwarta to kolejny test odpowiedzialności dla ukraińskich władz. Rok temu „można było” oddać Krym bez żadnego wystrzału, jak również wysyłać bezbronnych i nieprzygotowanych ochotników na front. Społeczeństwo już nie akceptuje tłumaczeń wskazujących na brak doświadczenia. Spóźniona reakcja i nieudane zarządzanie kryzysowe doprowadzają do białej gorączki. I choć prezydent Poroszenko w ciągu kilku dni zwolnił wszystkie najważniejsze osoby z władz obwodu zakarpackiego oraz powołał na urząd gubernatora Gennadija Moskala, który to samo stanowisko zajmował wcześniej w Ługańsku, możliwe, że wreszcie zrozumie, że wzbranianie się przed myśleniem systemowym nie zapewni Ukrainie stabilizacji.

Piąta szansa – konsolidacja społeczeństwa w obliczu nowego narastającego zagrożenia. Konflikt na Wschodzie trwa już tak długo i jest tak dotkliwy, że coraz powszechniej wypiera się go do najdalszych zakątków podświadomości. Wojna istnieje dla tych, w czyje drzwi zdążyła zapukać; uchodźcy interesują tych, którzy mieszkają z nimi drzwi w drzwi. Ukraina podzieliła się na regiony, w których panuje pokój, regiony „które mogą być następne” oraz te frontowe. Strzelanina na Zakarpaciu oraz eksplozje we Lwowie po raz kolejny wstrząsnęły krajem: nie wiadomo, kto dysponuje bronią i jakim jej rodzajem; stabilność po raz kolejny okazała się jedynie utrzymywaną dla świętego spokoju fasadą.

Jaką praktyczną korzyść przyniesie Ukraińcom przypadek Mukaczewa? Może wreszcie zrozumieją, że należy się bać.