0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Słysząc > Godne następstwo, czyli...

Godne następstwo, czyli „Wesołe kumoszki z Windsoru” w Staatsoper Berlin

Szymon Żuchowski, Gniewomir Zajączkowski

Otto Nicolai karierę kompozytorską zrobił pośmiertnie i to jednym utworem – „Wesołymi kumoszkami z Windsoru”. Przy okazji 170-lecia ich prapremiery berlińska Staatsoper udowadnia, że kumoszki wciąż są żywe i pełne werwy.

Carl Otto Ehrenfried Nicolai był równolatkiem Fryderyka Chopina – urodził się w 1810, a zmarł w 1849 roku. Obaj należeli do ważniejszych postaci życia muzycznego, lecz kariera Nicolaia jako kompozytora-dyrygenta przedstawiała się skromniej niż kariera kompozytora-pianisty, pewnie między innymi z powodu dziwiętnastowiecznego kultu wirtuozów.

Dziś mało pamiętany poza granicami Niemiec Nicolai odnosił jednak pewne sukcesy jako symfonik – w 1831 roku bardzo dobrze przyjęto jego „I Symfonię c-moll”, co dało mu możliwość wyjazdu do Włoch. Tam udało mu się wystawić kilka oper w Genui, Trieście, Turynie i w mediolańskiej La Scali. Dla niej powstało libretto melodramatu „Il Proscritto” [„Wygnaniec”] autorstwa Gaetana Rossiego. Librecista pierwotnie zaproponował swój tekst Verdiemu, ten jednak nie wyraził nim zainteresowania. Odwrotna sytuacja zaszła z librettem do „Nabucca”, które – odrzucone przez Nicolaia – zostało umuzycznione przez Verdiego.

Nicolai nie odniósł wprawdzie w Italii dużego sukcesu jako kompozytor, ale zyskał znaczącą renomę jako dyrygent. Dzięki temu po powrocie do Wiednia otrzymał stanowisko kapelmistrza cesarskiej opery dworskiej (wówczas w Kärntnertortheater) – doprowadził orkiestrę tego teatru do tak świetnego poziomu wykonawczego, że odważył się zaprezentować z nią repertuar symfoniczny z prawdziwego zdarzenia [1] na koncercie 28 marca 1842 roku w salach redutowych Hofburgu. Występ ten dał początek nowej wiedeńskiej tradycji regularnych koncertów symfonicznych. Drugi z nich Otto Nicolai poprowadził, stojąc już na czele powstającej właśnie nowej instytucji – Filharmoników Wiedeńskich. Zapoczątkowanie ich działalności to największy historyczny sukces Nicolaia, którym zapisał się on w dziejach Wiednia i Austrii w ogóle. Pozostałością operowej genezy zespołu jest fakt, że do dzisiaj Filharmonicy Wiedeńscy występują jako samodzielna orkiestra symfoniczna, a jednocześnie stanowią zespół instrumentalny Staatsoper (spadkobierczyni opery dworskiej).

Opery Nicolaia nie cieszyły się zbytnim wzięciem ani we Włoszech, ani w Wiedniu – napisał ich w tym okresie, a z ostatnia nich nawet nie doczekała się wystawienia. Zaowocowało to konfliktem z cesarskim urzędnikiem, a w konsekwencji wyjazdem Nicolaia do Berlina, gdzie muzyk objął stanowisko kapelmistrza zwolnione przez Felixa Mendelssohna-Bartholdy’ego. W stolicy Prus Nicolai także prowadził koncerty symfoniczne; korzystając z okazji zaprezentował na jednym z nich fragment swojej najnowszej opery – tej, którą zlekceważono w Wiedniu – a mianowicie duet Frau Fluth i Frau Reich z I aktu „Wesołych kumoszek z Windsoru”. Fryderykowi Wilhelmowi IV kompozycja przypadła do gustu i nakazał przygotowanie inscenizacji całości.

Staatskapelle Berlin i Barenboim okazali się godnymi następcami zespołu, który prowadził niegdyś Nicolai. Oddali też sprawiedliwość jednemu z najważniejszych dzieł niemieckiej opery romantycznej.

Szymon Żuchowski, Gniewomir Zajączkowski

Nicolai wprowadził więc do partytury ostatnie zmiany i 9 marca 1849 roku w Berlińskiej Operze Królewskiej odbyła się premiera „Kumoszek”. Początkowo dzieło przyjęto z umiarkowanym entuzjazmem i po czterech przedstawieniach zdjęto je z afisza, co mogło przyczynić się do przedwczesnej śmierci Nicolaia w następstwie wylewu. Później jednak utwór zyskał aprobatę słuchaczy i z powodzeniem był prezentowany w innych miastach, aż wreszcie na stałe wrócił do berlińskiego Königliches Opernhaus.

Postać Falstaffa i perypetie „Wesołych kumoszek z Windsoru” Szekspira na przestrzeni ponad dwustu lat zainspirowały wielu kompozytorów operowych. „Falstaffa” napisał Antonio Salieri; niewielką, ale stabilną popularnością cieszy się opera „Sir John in Love” Vaughana Williamsa; wciąż jednak najpowszechniej znany pozostaje „Falstaff” Giuseppe Verdiego. Niemniej na scenach niemieckich ma on poważną konkurencję w postaci „Die lustige Weiber von Windsor” Nicolaia, opery komiczno-fantastycznej, jak określa ją sam kompozytor, wyrosłej z tradycji niemieckojęzycznego singspielu, w którym z numerami muzycznymi sąsiadują fragmenty mówione.

René Pape (Sir John Falstaff). Copyright: Monika Rittershaus.

Berlińska Staatsoper 170. rocznicę prapremiery „Wesołych kumoszek” uczciła nową produkcją w reżyserii Davida Böscha pod batutą Daniela Barenboima. Ze względu na spójność świata przedstawionego i niektórych środków inscenizacyjnych stworzyła ona swoisty dyptyk z zeszłoroczną inscenizacją „Falstaffa” Verdiego w reżyserii Maria Martonego (pisaliśmy o tym w 533 numerze „Kultury Liberalnej”). David Bösch umieścił akcję opery na pozbawionym wyrazu osiedlu parterowych domków jednorodzinnych zamieszkiwanych przez aspirującą klasę średnią – na tym samym osiedlu spokojnie mogłaby się znajdować willa z basenem znacznie od nich bogatszych państwa Ford, w której kilka miesięcy wcześniej na tej samej scenie rozgrywała się akcja „Falstaffa”.

Bösch uwspółcześnia i modyfikuje, ale robi to sensownie, w konkretnym celu, który sprawnie osiąga. W jego wizji Pani Fluth jest w ciąży; mąż obsesyjnie podejrzewa ją o zdradę, choć sam nie jest niewiniątkiem; a jej przyjaciółka Pani Reich rzeczywiście zdradza męża, a ponadto użera się z córką na wydaniu. Ta ostatnia i jej chłopak Fenton eksperymentują z używkami i miłością do siebie nawzajem, jak również do muzyki heavymetalowej. Zalotnicy, konkurujący o rękę Anny i popierani przez jej rodziców, ostatecznie okazują się kryptogejami i wiążą się ze sobą. Na scenie nie brakuje więc gagów, czasem może nieco przerysowanych, ale ostatecznie zabawnych i świetnie wpisujących się w estetykę brytyjskiej farsy, pod powierzchnią której kryje się jednak refleksja na temat kondycji ludzkiej. Wielką zaletą tego spektaklu jest inteligentne skrócenie dialogów i dostosowanie ich do całościowej koncepcji. Co ważne, oniryczne sceny w lesie, wyprowadzone bezpośrednio z szekspirowskiego pierwowzoru, płynnie stapiają się z narracją całości i nie powstaje wrażenie niezręcznego kolażu. Jest w tym duża zasługa reżysera, szczególnym jednak spoiwem okazuje się tu sugestywna i spójna muzyka Nicolaia.

Mandy Fredrich (Frau Fluth) i Michaela Schuster (Frau Reich). Copyright: Monika Rittershaus

Kompetencje aktorskie śpiewaków – i tak wysokie – zbledły przy ich niesamowitych możliwościach muzycznych. Z pewnością rzadko można usłyszeć tak dobrą i pod każdym względem wyrównaną obsadę. Okazuje się, że Schuster – którą dotąd widywaliśmy wyłącznie w rolach wysoce dramatycznych, a nigdy komicznych – jest bardzo uniwersalna zarówno aktorsko, jak i wokalnie. Śpiewaczka dysponuje dobrą techniką i jest w znakomitej formie, która pozwala jej jednocześnie śpiewać trudne, rozbudowane i obciążające głos partie Mamki, Klitemestry czy Herodiady w operach Straussa, a jednocześnie popisać się mozartowskim głosem w lekkiej pod względem dramaturgicznym i brzmieniowym partii Frau Reich. Jej kreacja robiła wrażenie spontanicznej i nonszalanckiej, ale kto zna trochę lepiej partyturę „Kumoszek”, zorientuje się, jak drobiazgowo Schuster dopracowała ją od strony muzycznej. Duety z Panią Fluth z aktu I, a także dramatyczna aria otwierająca akt III to w jej wykonaniu majstersztyk.

Wspomniane duety nie udałyby się bez udziału Mandy Fredrich (Frau Fluth). Ta sopranistka, do niedawna występująca głównie w mozartowskich partiach w Stuttgarcie dopiero zaczyna się pojawiać na innych scenach (Berlin, Drezno, Londyn). I niewątpliwie zasługuje na większy rozgłos. Dysponuje lirycznym sopranem o przyjemnej, ciepłej barwie z niewielkim naturalnym wibratem. Niby poniekąd „disnejowski głosik”, niemniej tam, gdzie potrzeba, potrafi błysnąć ostrym pazurem. Ta dodatkowa dyspozycja może jej pozwolić kreować role złożone pod względem dramaturgicznym, zwłaszcza że nawet większa masa brzmieniowa orkiestry nie zdawała się dla niej szczególnym utrudnieniem. Biegłość techniczna umożliwia jej realizację szybszych przebiegów bardzo lekko, precyzyjnie i z dużą dyscypliną metryczną, a na dodatek z dobrą intonacją i dykcją.

Mandy Fredrich (Frau Fluth), Michael Volle (Herr Fluth), Linard Vrielink (Junker Spärlich), David Oštrek (Dr. Cajus), Michaela Schuster (Frau Reich) i Wilhelm Schwinghammer (Herr Reich). Copyright: Monika Rittershaus

René Pape, podobnie jak Schuster, znany nam był do tej pory z ról bardzo poważnych, tu jednak z wielkim powodzeniem wcielił się w Falstaffa – zasadniczo komicznego, choć o nieco mrocznym rysie osobowości. Michael Volle to śpiewak o niecodziennych możliwościach i wielkim dorobku, nie zawiódł naszych oczekiwań. Anna i Fenton, w których wcielili się odpowiednio Anna Prohaska i Pavol Breslik, okazali się idealnie dobraną parą; było to miłą odmianą w porównaniu z odtwórcami tych dwojga kochanków w „Falstaffie” Verdiego, którzy byli najsłabszymi ogniwami spektaklu na tej samej scenie kilka miesięcy wcześniej. Prohaska i Breslik stanęli na wysokości zadania i z pewnością sprawdziliby się także w verdiowskim spektaklu.

Wilhelm Schwinghammer wystąpił jako Pan Reich – nieco zdominowany przez swoją żonę, która pozwala mu porządzić sobie tylko przy grillu, a jednocześnie zgrywający macho przed absztyfikantami swojej córki. Tu zgraną wokalnie i aktorsko parę stworzyli Linard Vrielink jako Junker i David Oštrek jako Doktor Cajus. Całej trójce udało się zaistnieć na scenie, choć nie było to łatwe w tak mało rozbudowanych partiach i przy takiej, dobrze pojętej, konkurencji. Vrielinkowi i Oštrekowi pomogła reżyseria – te dwie postaci, skazane przez autorów libretta na swego rodzaju niepowodzenie, w spektaklu Böscha stworzyły alternatywną parę kochanków. W ich przypadku oprócz doskonałego przygotowania muzycznego i aktorskiego można było dodatkowo podziwiać niebanalne umiejętności poruszania się na szpilkach.

Daniel Barenboim wydobył maksimum z tego, co ma do zaoferowania partytura „Kumoszek”. Odkrył przed słuchaczami detale orkiestracji Nicolaia oraz uwypuklił jego talent do łączenia konwencji muzyki włoskiej z niemiecką i eksponowania tekstu na poziomie godnym najwybitniejszych romantycznych pieśniopisarzy. Staatskapelle Berlin i Barenboim okazali się godnymi następcami zespołu, który prowadził niegdyś Nicolai. Oddali też sprawiedliwość jednemu z najważniejszych dzieł niemieckiej opery romantycznej powstałych przed „Śpiewakami norymberskimi” Ryszarda Wagnera.

Dyskografia „Wesołych kumoszek” jest dość duża. Spośród wszystkich rejestracji szczególnie warto polecić nagranie spektaklu pod batutą Fritza Riegera z 1967 roku oraz Rafaela Kubelika z 1977 roku (studio). Niestety, brakuje nagrań wideo, które by im dorównały i do których warto by było wracać. Pozostaje więc mieć nadzieję, że „Kumoszki” w reżyserii Böscha i pod batutą Barenboima zostaną wydane na DVD, bo żal byłoby nie utrwalić tak udanego spektaklu.

 

Przypis:

[1] Obszerny, typowy dla XIX wieku program tego koncertu zawierał: „VII Symfonię A-dur” Beethovena, arię Cherubiniego, arię koncertową „Ah perfido” Beethovena, „III Symfonię Es-dur «Eroica»” Beethovena, arię koncertową Mozarta „Non tember, amato bene”, romanzę na wiolonczelę, duet z „Medei” Cherubiniego i wreszcie „Uwerturę C-dur” Beethovena.

Opera:

Die lustigen Weiber von Windsor” [„Wesołe kumoszki z Windsoru”]

Muzyka: Otto Nicolai
Libretto: Salomon Hermann Mosenthal według Szekspira
Reżyser: David Bösch
Dyrygent: Daniel Barenboim
Kierownik chóru: Martin Wright
Soliści: Michael Volle, Michaela Schuster, René Pape, Mandy Fredrich, Anna Prohaska, Pavol Breslik, David Oštrek, Linard Vrielnik, Wilhelm Schwinghammer

Staastsopernchor i Staatskapelle Berlin

Premiera 3 października 2019 roku, Staatsoper Berlin

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 566

(46/2019)
12 listopada 2019

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE

PODOBNE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj