0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Czytając > Klasyk na miarę...

Klasyk na miarę czasów i oczekiwań. O nowym, uwspółcześnionym tłumaczeniu „Lizystraty” Arystofanesa

Paweł Majewski

Nowy przekład Arystofanesa miał być kontrpropozycją wobec uczonego nudziarstwa. Ale jego zawadiackość wymknęła się spod kontroli filologicznego rozsądku. W komediach arystofanejskich postacie nie walczą ze sobą, obrzucając się zawzięcie wyzwiskami, tu zaś Arystofanes został uczestnikiem współczesnych „wojen kulturowych”, które polegają już niemal wyłącznie na wyzywaniu się od ostatnich – i to ze śmiertelną powagą.

Arystofanes wystawił komedię „Lizystrata” w 411 roku p.n.e. Jest ona w naszej cywilizacji chyba najstarszym manifestem buntu kobiet przeciwko władzy mężczyzn – władzy politycznej, militarnej, kulturowej i seksualnej. Imię tytułowej bohaterki znaczy po grecku „ta, która rozpuszcza wojsko”, stąd biorą się jego dawne polskie wersje: „Bojomira” i „Gromiwoja”. Fakt, że napisano ten utwór – jak wylicza autorka jego nowego przekładu na język polski – dokładnie dwa tysiące czterysta trzydzieści trzy lata temu, świadczy o dawności podjętego problemu, a jednocześnie o jego nieustającej aktualności. „Lizystrata” jest jednak tekstem pod wieloma względami nieoczywistym i paradoksalnym, choćby dlatego, że napisał go mężczyzna.

Tytułowa Lizystrata, mając dość toczącej się od dwudziestu lat wojny Ateńczyków ze Spartanami, w którą wciągnęli większość pozostałych miast i wysp greckich (chodzi oczywiście o wojnę peloponeską), postanawia zwołać kobiety z Aten i Sparty, aby wspólnie zorganizowały ogólny strajk seksualny – dopóki mężczyźni będą walczyć w tej bezsensownej wojnie, nie będą mieli możliwości uprawiania konsensualnego seksu ze swoimi partnerkami. Wprowadzenie projektu w czyn powoduje dalekosiężne skutki, zarówno polityczne, jak i obyczajowe. Jak to się zazwyczaj dzieje w komediach arystofanejskich, bardzo dosadne i niekiedy obsceniczne środki wyrazu scenicznego służą do przekazania treści wielkiej wagi. Tym różni się ostry dowcip twórcy „Chmur” i „Żab” od „ostrego dowcipu” naszych czasów, nader rzadko pobudzającego odbiorców do czegokolwiek poza rechotem. Ten szczególny typ komizmu może zresztą zmylić czytelnika, który przy mniej uważnej lekturze komedii Arystofanesa łatwo uzna, że twórca ten niewiele różni się od Benny Hilla czy współczesnych stand-uperów operujących głównie skojarzeniami trawienno-genitalnymi.

Arystofanesa interesowały w trakcie tworzenia „Lizystraty” płeć, seks, polityka i wojna – czyli tematy, które od zawsze zarówno ekscytują, jak i udręczają ludzi. Właśnie dlatego komedia ta jest tak zdumiewająco aktualna. Jednakże Olga Śmiechowicz, która zaproponowała nam jej nowy przekład, postanowiła chyba uczynić go jeszcze bardziej i jeszcze dobitniej aktualnym, wiążąc jego tekst licznymi i ścisłymi splotami z bieżącymi wydarzeniami politycznymi w Polsce. Te sploty są tak liczne i tak ścisłe, że przesłaniają sobą oryginał niemal całkowicie.

Przekład z pewnością sporządzono z biglem, a zawierająca go edycja książkowa jest wyrazista graficznie, chociaż Aubrey Beardsley sto trzydzieści lat temu poważył się pokazać znacznie więcej niż wybrzuszenia zaznaczające się pod ubraniem między nogami wyposzczonych mężczyzn (faktem jest jednak, że nieocenzurowane wersje jego ilustracji do „Lizystraty” były dostępne tylko dla wąskiego kręgu wtajemniczonych). Jest jasne, że ten Arystofanes miał być kontrpropozycją wobec uczonego nudziarstwa przekładów antycznych dzieł sporządzanych przez akademickich uczonych i publikowanych w książkach, od których młodzież i w ogóle każdy poza molami książkowymi trzyma się z daleka. Niestety, ożywianie klasyka udało się tym razem aż nazbyt dobrze.

Zawadiackość nowej „Lizystraty” wymknęła się bowiem spod kontroli nie tylko filologicznego rozumu, ale i zdrowego rozsądku. Przejdźmy do porządku nad drobnymi usterkami w zapisach bibliograficznych, choć drażnią one poczucie akrybii filologów klasycznych. Zostawmy w spokoju fakt, że podstawą tłumaczenia była edycja krytyczna sprzed przeszło stu lat, chociaż pod koniec XX wieku sporządzono lepsze. Nie dziwmy się, że w edycji przeznaczonej dla szerokiego kręgu odbiorców zamieszczono pełny tekst greckiego oryginału, którego osoba nieznająca klasycznej greki nie będzie umiała nawet przeliterować. Okażmy wyrozumienie dla zapobiegliwości każącej tłumaczce zrobić z czytelników jej pracy gromadę tępaków, którym musi ona objaśniać w przypisach, skąd zaczerpnęła kryptocytaty urozmaicające przekład (a zaczerpnęła je od takich mało znanych pisarzy, jak na przykład Mickiewicz i Sienkiewicz). Nie czepiajmy się nadmiernych skrótów myślowych, choćby tego, który zdarza się, kiedy wyliczając autentyczne strajki seksualne kobiet, jakie miały miejsce w tym stuleciu, tłumaczka wspomina między innymi, że „trzy tysiące kobiet protestowało w Tokio przeciwko elekcji konserwatywnego polityka Yoichi Masuzoe na prezydenta” [s. 20]. Czytelnik może uznać, że chodzi tu o prezydenta Japonii (gdyby takowy istniał), tajemniczą istotę znaną tylko z tego, że konsultuje się regularnie z prezydentem Australii i premierem Stanów Zjednoczonych. W rzeczywistości nielubiany z powodu mizoginicznych wypowiedzi Masuzoe kandydował na burmistrza Tokio. Ale żarty na bok.

Albowiem to nie te trochę wątpliwe jakości ujmują najwięcej całemu przedsięwzięciu. Znacznie poważniejszą sprawą jest podejście tłumaczki do materii przekładanego tekstu. Materia ta została rozszarpana.

W przypisie trzecim do przekładu Olga Śmiechowicz wspomina o pominięciu „znaczącej ilości wykrzyknień skierowanych do bóstw” znajdujących się w oryginalnym tekście sztuki Arystofanesa, ponieważ ich oddanie w tłumaczeniu „mogłoby prowadzić do wielce mylnego wniosku, że mamy do czynienia z dramatem religijnym” [s. 33]. Marginalnie zasygnalizowana decyzja translatorska zasługuje na obszerną debatę religioznawczo-starożytniczą, dla której punktem wyjścia mógłby być fakt, że wszystkie dramaty attyckie z V wieku wystawiano w ramach świąt religijnych, a poza tym jest ona dla odbiorcy sygnałem, że powinien traktować podaną mu propozycję przekładową z ograniczonym zaufaniem. W rzeczy samej, „Lizystrata” w wykonaniu Śmiechowicz jest nie tyle przekładem, ile parafrazą tekstu Arystofanesa, i to nadzwyczaj swobodną. Przy czym nie chodzi tu bynajmniej o pominięte epitety bóstw i wezwania ich imion.

W miejsce zignorowanego sacrum pojawia się w tym przekładzie bardzo duża dawka profanum – tak duża, że nie da się przejść nad nią do porządku. Komizm Arystofanesa jest momentami bardzo wulgarny, ale nie polega na używaniu wulgaryzmów dla nich samych, dla dziecięco-młodzieńczej przyjemności wypowiadania brzydkich słów – z tego słynęli w antycznej Grecji niektórzy poeci archaiczni z Archilochem na czele, natomiast żyjący dużo później od nich Arystofanes korzystał z repertuaru skatologicznego rzadko i z umiarem. Arystofanes, jakiego przedstawia nam Olga Śmiechowicz, wygląda natomiast na faceta, który „słowa na k” i jemu podobnych używa zamiast przecinka – i z przyprawieniem mu tak knajackiej mordy dość trudno się pogodzić.

Żeby nie być gołosłownym, przytoczę kilka cytatów. Najpierw podaję oryginał, potem wersje przekładowe Stefana Srebrnego i Janiny Ławińskiej-Tyszkowskiej (których dwudziestowieczne przekłady uchodzą za kanoniczne), nowy angielski przekład Jeffreya Hendersona wydany w Loeb Classical Library w 2000 roku, na koniec zaś – wersja Olgi Śmiechowicz. Porównajcie sami:

1.

ποῖ θερμόν; οὐ παύσει; τί δρᾷς; (wers 383, kobiety oblewają mężczyzn gorącą wodą)

Srebrny: Aj, gdzie tam! Przestań, przestań, dość!

Ławińska-Tyszkowska: Skąd ciepło?! Cóż ty robisz? Dość!

Henderson: Hot? Stop it! What do you think you’re doing?

Śmiechowicz: Za gorąca? Przestań! Co ty, kurwa, odpierdalasz?

2.

τὰς θεοῖς ἐχθρὰς γυναῖκας ἐξεπαίρωσιν δόλῳ / καταλαβεῖν τὰ χρήμαθ᾽ ἡμῶν τόν τε μισθόν, / ἔνθεν ἔζων ἐγώ. (wers 623–625, chór starców wyraża obawę o możliwe intrygi polityczne kobiet)

Srebrny: podmówiły te bezbożne / baby nasze, by nasz skarb / zagarnęły niecną zdradą, / i tę płacę, te pobory, / z których żyłem tyle lat!

Ławińska-Tyszkowska: podmówiły, podpłaciły ten nasz podły babski ród / by zabrały nasz majątek, naszą płacę i pobory! / Z czego teraz będziem żyć?!

Henderson: and scheme to stir up our godforsaken women / to seize the Treasury and my jury pay, / my very livelihood.

Śmiechowicz: by te obrzydłe bogom kurwy / przejęły nasz majątek i żołd / z którego żyję.

3.

μάλα γ᾽ οἰῶ ναὶ τὼ σιώ: / γυμνάδδομαι γὰρ καὶ ποτὶ πυγὰν ἅλλομαι. (wersy 82–83, jedna z bohaterek potwierdza swoją dobrą formę fizyczną)

Srebrny: Pewnie, na dwa bogi! / Skaczę na goło, piętą biję się po zadku.

Ławińska-Tyszkowska: Pewnie, na dwa bogi! / Bo skaczę goła, biję piętą w zadek.

Henderson: Its true, I think, by the Twin Gods. I do take exercise, and I jump-kick my butt.

Śmiechowicz: No raczej, na bogów, / się nie opierdalam.

4.

οὔ σ᾽ ἐπαινῶ Μυρρίνη / ἥκουσαν ἄρτι περὶ τοιούτου πράγματος. (wersy 71–72, słowa Lizystraty skierowane do kobiety spóźnionej na spotkanie)

Srebrny: Nie bardzo to ładnie, Mirryno: / ledwie teraz przychodzisz – w takiej ważnej sprawie.

Ławińska-Tyszkowska: To brzydko, Myrrino, / sprawa tak ważna, a tobie nieśpieszno.

Henderson: Myrrhine, I don’t applaud anyone who shows up late for important business.

Śmiechowicz: Zjebałaś, / a sprawa jest poważna.

5.

ὦ παγκατάπυγον θἠμέτερον ἅπαν γένος (wers 137, Lizystrata wyraża niezadowolenie po początkowej odmowie kobiet w kwestii przystąpienia do strajku)

Srebrny: O jakże jest bezwstydne całe nasze plemię!

Ławińska-Tyszkowska: O ty chutliwy rodzaju niewieści!

Henderson: Oh what a low and horny race are we!

Śmiechowicz: Kurwy! Wszystkie!

Takie kwiatki w nowym przekładzie „Lizystraty” można liczyć na tuziny i wobec całego tego bukietu deklaracja tłumaczki: „na poziomie słownikowym miałam pełne podstawy, by właśnie w taki sposób oddać semantykę oryginału” [s. 26], nie wydaje się w pełni przekonująca. Nieporozumienie bierze się stąd, że postacie w komediach arystofanejskich nie walczą ze sobą, obrzucając się zawzięcie wyzwiskami i przekleństwami, a tutaj Arystofanes został uczestnikiem „wojen kulturowych” z naszych czasów, które polegają już niemal wyłącznie na tym, że walczące strony wrzeszczą na siebie i wyzywają się od ostatnich – i to ze śmiertelną powagą. „Lizystrata” w tej odsłonie językowej jest tekstem zaprojektowanym tak, aby mógł stać się podstawą spektaklu wystawionego na którejś z politycznie i społecznie zaangażowanych scen teatralnych, na których „wierność oryginałowi sztuki” to śmiechu warta zaszłość dziejowa lub wręcz przejaw syndromu sztokholmskiego.

Tłumaczka zaznacza także, że jej przekład „nie jest ani filologiczny, ani poetycki – jest propozycją myślenia o tekście antycznej komedii” [s. 25]. Nie wdając się w próby rozwikłania zagadki, jaką stanowi to stwierdzenie (czyżby „myślenie o tekście” wykluczało się zarówno z poetyckością, jak i z filologią, a jeśli tak, o jaki rodzaj myślenia chodzi?), zauważmy jedynie, że w słowach wypowiadanych przez postacie komedii w tym przekładzie nie ma nawet śladu prozodii, rzuca się zaś w oczy głównie masa rzucanego przez postacie mięsa. Stosując się do idiomu proponowanego przez tłumaczkę, należy więc skonstatować: to jest, k…, proza. Przekładanie antycznych miar wierszowych prozą nie jest niczym zdrożnym (a Francuzi robią tak niemal zwyczajowo), ale niefajnie jest udawać, że ta proza ma coś wspólnego z poezją, dzieląc ją na pseudowersy. Kiedy zaś dziaders Parandowski tłumaczył prozą „Odyseję”, zapewne nawet po kilku szklaneczkach whisky nie przeszło mu przez myśl, by słowa Odyseusza do Polifema oddawać w postaci: „Ty ch… złamany, wyp…, k…, w piz…, jak ci wj…em tego kija w oko!”.

Wszystko, co tu napisano, nie powinno jednak zniechęcać do lektury „Lizystraty” w wersji Olgi Śmiechowicz. Przedstawiona przez nią wersja jest propozycją zajmującą. Trzeba jedynie, czytając ją, mieć w pamięci, że z utworem komediopisarza imieniem Arystofanes ma ona bardzo mało wspólnego. Natomiast prawdziwa „Lizystrata” wciąż jest dowodem na to, że ludzkość od zawsze wystawia sama przed sobą zasadniczo ten sam dramat – zmieniają się w nim dekoracje, rośnie liczba uczestniczących osób, lecz treść, akcja i problematyka pozostają bez zmian. Przy czym sednem owej ponadczasowej tożsamości nie jest, wbrew narzucającym się pozorom, możliwość translacji całego naszego dorobku kulturowego na stratum językowe właściwe dla okolic budki z piwem i magla. Jak trafnie i pięknie zauważył wybitny uczony, wspomniany zresztą przez tłumaczkę, język przekleństw i wulgaryzmów jest językiem wyrażającym głównie bezradność tych, którzy go używają. Nie poddawajmy się więc, bo nie ma komu.

Książka:

Arystofanes, „Lizystrata – Λυσιστράτη”, przełożyła Olga Śmiechowicz, ilustrował Maciej Sieńczyk, Biblioteka Śląska, Katowice 2022.

 

* Ilustracja użyta jako ikona wpisu: Fragment ilustracji Aubreya Beardsleya do „Lizystraty” Arystofanesa, 1896. Źródło: Wikimedia Commons (domena publiczna).

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 742

(13/2023)
28 marca 2023

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj