Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

KULTURA LIBERALNA > Słysząc > Duński modernizm –...

Duński modernizm – czyli o pojawieniu się „Antychrysta” w operze

Gniewomir Zajączkowski, Szymon Żuchowski

Rued Langgaard do komponowania miał intuicyjne i antynaukowe podejście. Lubił łamać konwencje i konsekwentnie podążał odrębną ścieżką. Widział siebie i swoją muzykę jako część większej całości. A przede wszystkim był przekonany o niemal nieograniczonej mocy muzyki. Uważał, że może ona zmienić życie człowieka, społeczeństwa, a nawet całego świata. Inscenizacja jego opery „Antychryst” na scenie Deutsche Oper Berlin (DOB) należy do najbardziej spektakularnych, jakie powstały w teatrze operowym w ostatnich latach.

Langgaard miał jedenaście lat, kiedy jako organista swoim debiutem zwrócił na siebie uwagę Edwarda Griega, a dwadzieścia, kiedy jego „Symfonię nr 1” wykonali Berlińscy Filharmonicy. Mimo wielkiego talentu i kilku spektakularnych sukcesów w młodym wieku, nie zrobił wielkiej kariery. 

Jego muzyka nie była w Danii chętnie wykonywana, a po jego śmierci na długo o niej zapomniano. On sam był postrzegany jako dziwak, outsider skłócony z instytucjami muzycznymi, a przed wszystkim z protekcjonalnie traktującymi go krytykami. 

W dorosłości chciał znaleźć stałą pracę i marzył o stanowisku organisty, ale nikt nie chciał go zatrudnić. Udało mu się dopiero w 1940 roku, w wieku 47 lat. Dostał pracę w katedrze w Ribe w północnym Szlezwiku, dokąd przeprowadził się wraz z żoną Konstancją. Być może w ten specyficzny sposób mściło się na nim pochodzenie – dorastał bowiem w profesorskim domu – lub etykietka „wunderkinda”. 

Zwykle kariery cudownych dzieci z ustosunkowanych domów wyglądają inaczej. Langgaard urodził się w rodzinie muzyków. Matka była pianistką, która udzielała mu lekcji instrumentu. Ojciec również pianista (uczeń Liszta), kompozytor i teoretyk muzyki, przez wiele lat wykładał w kopenhaskim konserwatorium. Mimo wysokiej pozycji rodziny w lokalnym środowisku muzycznym, Rued otrzymał wyłącznie prywatne wykształcenie. Teorii muzyki przez pewien czas uczył go Carl Nielsen, a później ojciec, natomiast jako kompozytor Rued ukształtował się w zasadzie samodzielnie. 

Pracowite lata dwudzieste i odrzucona opera

W latach dwudziestych w Danii znalazło się wielu niemieckich muzyków, dla których w obliczu szalejącej w Niemczech inflacji Dania była rajem. Pojawienie się zagranicznych artystów, z których część Langgaard wspierał finansowo, wniosło nieco świeżości do duńskiego środowiska, nie tylko muzycznego. Jednocześnie, poważne zmiany na scenie politycznej i w życiu społecznym miały miejsce także w Danii, choć z pewnością nie są tak intensywne jak w sąsiednich Niemczech. 

W tych warunkach, mimo niewielkiego powodzenia swoich utworów, Langgaard staje się jedną z centralnych postaci duńskiego modernizmu w muzyce. Na lata dwudzieste przypada najbardziej intensywny i twórczy okres w jego życiu. Komponuje wtedy między innymi swoją jedyną operę – dzieło bardzo oryginalne, które mimo pociągającego tematu, a przede wszystkim uwodzącej muzyki miało dotąd zaledwie kilka wystawień.

W roku 1923, Langgaard po powrocie z podróży do Niemiec, gdzie z sukcesem wykonano między innymi jego „VI Symfonię,” przedstawił Teatrowi Królewskiemu w Kopenhadze partyturę właśnie ukończonej opery. Co ciekawe, zaraz po jej ukończeniu w 1923 roku Langgaard publicznie snuł wizję nowej, przyszłej, międzynarodowej społeczności, w której sztuka (szczególnie muzyka i kompozytorzy) powinna zajmować centralne miejsce, po to by zmieniać życie ludzi na lepsze. 

Nawiązywał w ten sposób do poglądów Austriaka Richarda Coudenhove-Kalergiego, zwolennika zjednoczonej Europy, tak zwanego ruchu paneuropejskiego. Iście utopijna wizja, którą sam po wielu latach nazwał „szaleństwem”, w latach dwudziestych mogła jednak budzić tyle samo fascynacji co podejrzeń. Po dwóch latach od wysłania partytury do Teatru Królewskiego i dyskusji, która wobec braku decyzji królewskiej instytucji zdążyła się przetoczyć przez kopenhaskie środowisko muzyczne, kompozytor w końcu otrzymał odpowiedź… negatywną.

Operowa przepowiednia zagłady

Langgaard jest autorem nie tylko muzyki, ale i libretta. Po odrzuceniu przez Teatr Królewski, kompozytor w dużym zaangażowaniem przerabia operę oraz nadaje jej ostateczny tytuł – „Antychryst”. Pewne fragmenty zniknęły w zupełności, pozostałe zostały przetasowane. W nowej wersji znalazły się również fragmenty zupełnie nowe.  

Na tym etapie z opery wyleciał także główny bohater – Antychryst, który od teraz pojawia się pod postacią alegorii wziętych z „Apokalipsy” Jana, czyli jako „usta mówiące wielkie rzeczy i bluźnierstwa” albo „nierządnica”, która w języku niemieckim jest nazywana Die große Hure (dosłownie Wielką Kurwą). 

Pierwotna wersja opery była dramatem psychologicznym o człowieku i jego osobistej relacji z absolutem. Druga to przepełniony sarkazmem tekst krytyczny wobec zachodniej cywilizacji, znacznie bardziej interesujący i uniwersalny w swoim przekazie niż pierwowzór. Langgaard przedstawia nam swoją dystopijną wizję świata, do którego z inspiracji Lucyfera wkracza Antychryst. To operowa przepowiednia zagłady i przestroga przed egoizmem, pychą i utratą wartości duchowych. 

Nową wersję opery Langgaard ponownie wysyła do Teatru Królewskiego w 1931 roku. Także za drugim razem zostaje ona odrzucona z powodu nieodpowiedniego tekstu. Tekstowi wciąż zarzucano „sekciarstwo” i bano się reakcji dość zachowawczego społeczeństwa duńskiego na „Antychrysta”. W programach koncertów z lat 1923–1927 preludium do opery pojawiało się kilkakrotnie. Opór budziły natomiast fragmenty śpiewane.

W 1945 Langgaard doprowadził do radiowego wykonania fragmentu opery (sceny 5. i 6.), koncert został bardzo dobrze przyjęty przez publiczność, wydawało się to jakimś przełomem, jednak na przedstawienie całości dzieła w Duńskim Radio odważył się dopiero w 1980 roku Michael Schønwandt! Natomiast na sceniczną premierę „Antychryst” musiał poczekać do 1999 roku, kiedy zdecydowano się go wystawić w Innsbrucku. Kopenhaga zobaczyła „Antychrysta” dopiero trzy lata później, kolejne inscenizacje pojawiły się na Festiwalu Langgardowskim w Riebe oraz w Operze w Moguncji. 

Operowe widowisko dekady

Deutsche Oper Berlin, kontynuując jedną ze swoich głównych linii programowych – prezentujących dzieła różnych nurtów modernizmu – na początku 2022 roku doprowadziła do wystawienia piątej z kolei inscenizacji „Antychrysta”. Nakłada się to na falę ogólnego wzmożonego zainteresowania muzycznym modernizmem początku XX wieku, które od lat obserwujemy w Niemczech (o czym wielokrotnie pisaliśmy w „Kulturze Liberalnej”, na przykład w numerze 708, a ostatnio recenzując wystawienie dzieła Zemlinskiego lub pisząc o 150. rocznicy urodzin Arnolda Schönberga).

Ersan Mondtag, reżyser młodego pokolenia, w tym przypadku także autor kostiumów i scenografii, stworzył ze współpracownikami czysto ekspresjonistyczny spektakl, który bardzo dobrze koresponduje z muzyką Langgaarda. Jednak nie jest to wizja w stu procentach oryginalna, bowiem Mondtag w „Antychryście” posłużył się niemal identycznymi projektami scenografii i kostiumów, do tych których użył w Berliner Ensamble, reżyserując w 2016 roku „Baala” Bertolta Brechta. 

To dodaje inscenizacji „Antychrysta” jeszcze jeden kontekst. Temu połączeniu nie brakuje bowiem spójności – przecież Langgaard i Brecht tworzyli swoje dzieła w tym samym okresie. Ponadto w warstwie wizualnej wizja Mondtaga jest w ewidentny sposób inspirowana ekspresjonistycznymi pracami z tego samego okresu, szczególnie malarz i grafików grupy Die Brücke. 

Inną inspiracją, mniej widoczną, do której jednak Mondtag przyznał się w wywiadzie przygotowanym przez DOB jest film „Incepcja” Christophera Nolana. Problematyka filmu, czyli możliwość wpływania na sny za pomocą technologii, zdaje się dla Mondtaga ścieżką do wydobycia pewnych szczegółów tudzież zrozumienia wizji kompozytora. Choć widać tu też pewną aluzję pozwalającą połączyć plakat filmu ze scenografią Mondtaga. Wszystkie te wątki składają się na jedną z najbardziej widowiskowych i spójnych inscenizacji operowych, które powstały w ostatnich latach.

Opera-odkrycie

Można powiedzieć, że język muzyczny „Antychrysta” zawieszony między romantyzmem a modernizmem jest eklektyczny. Pobrzmiewają u Langgaarda echa „Parsifala” Wagnera i „Salome” Straussa, ale można też znaleźć inspiracje francuskim impresjonizmem oraz pewne podobieństwa do partytur „Gurre-Lieder” Schönberga i „Die tote Stadt” Korngolda (chociaż to mało prawdopodobne, żeby Langgaard znał akurat te dwa ostatnie dzieła). On po prostu posługuje się wszystkimi dostępnymi wówczas możliwościami instrumentacji i harmonii tonalnej, więc w odniesieniu do twórczości Langgaarda bardziej niż „eklektyczny” pasuje przymiotnik „polistylistyczny”.

Żeby oddać dziełu muzyczną sprawiedliwość ponad wszystko trzeba tu dobrej orkiestry i dyrygenta z symfonicznym zacięciem. Premierowymi spektaklami w 2022 roku dyrygował Stephan Zilias, w tym roku prowadzenie spektakli przejął Hermann Bäumer, dyrektor opery w Moguncji. Bäumer to dyrygent, który w tym samym stopniu co Zilias w niezwykle uwodzicielski sposób przedstawia słuchaczowi partyturę Langgaarda, co jest możliwe dzięki temu, że orkiestra DOB znakomicie czuje się w gęstych, symfonicznych partyturach.

Orkiestra DOB oraz zestaw solistów zaangażowanych do wykonania „Antychrysta” to wirtuozi, których ta partytura bezwzględnie wymaga. Pełna paleta barw, faktur i nastrojów, jakie mamy w „Antychryście”, to w zasadzie cykl etiud symfonicznych z udziałem śpiewaków, a ci mają tu trudne zadanie. Znalezienia sobie przestrzeni brzmieniowej w bogatej fakturze orkiestrowej, wobec której nawet nie wiadomo, jak by się starać, to i tak śpiew wypadnie blado jest zadaniem karkołomnym.

Jednak kilku z nich udało się stworzyć fascynujące kreacje. Do takich należeli przede wszystkim Irene Roberts w największej solowej scenie opery trwającej kilkanaście minut. Swoimi dobrymi wykonaniami zwrócili uwagę także Clemens Biber, Flurina Stucki, Thomas Lehman i AJ Glucker, (o tym ostatnim pisaliśmy niedawno przy okazji recenzji „Gorge marzyciel” Zemlinskiego) W zasadzie trudno w tej obsadzie znaleźć jakieś słabe punkty. Udało się osiągnąć wielce wydajne optimum. 

Wiosną przyszłego roku „Antychryst” powróci na scenę Deutsche oper Berlin i warto nie przeoczyć tego spektaklu. Od dawna, albo nigdy dotąd, ekspresjonizm w teatrze operowym nie miał tak pełnego obrazu brzmieniowego i wizualnego.

 

Opera

Rued Langgaards „Antychryst”

Dyrygent: Hermann Bäumer
Reżyseria i scenografia: Ersan Mondtag
Kostiumy: Ersan Mondtag, Annika Lu Hermann
Soliści: Thomas Lehman (Luzifer, Eine Stimme), Jonas Grundner-Culemann (Gottes Stimme), Valeriia Savinskaia (Das Echo der Rätselstimmung), Irene Roberts (Die Rätselstimmung), Clemens Bieber (Der Mund, der große Worte spricht), Marie Therese Carmack (Der Missmut), Flurina Stucki (Die große Hure), AJ Glueckert (Das Tier in Scharlach), Kieran Carrel (Die Lüge), Philipp Jekal (Der Hass)

Orkiestra i Chór Deutsche Oper Berlin

Recenzowany spektakl odbył się 26 stycznia 2024 roku
premiera inscenizacji: 30 stycznia 2022 roku

Zdjęcia ze spektaklu © Thomas Aurin / Deutsche Oper Berlin
Portret R.Langgaarda © Det Kongelige Bibliotek

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 798

(17/2024)
23 kwietnia 2024

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE

PODOBNE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj