0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Krótko mówiąc > JASINA: Z Kołomyi...

JASINA: Z Kołomyi i Pińczowa w szeroki świat. Wspomnienie o Bohdanie Osadczuku

Łukasz Jasina

Z Kołomyi i Pińczowa w szeroki świat. Wspomnienie o Bohdanie Osadczuku, człowieku bez następców

Bohdan Osadczuk zmarł w wieku dziewięćdziesięciu jeden lat. Ta lakoniczna wiadomość dotarła do nas w chwilę po pompatycznych obchodach dwudziestej rocznicy odzyskania niepodległości przez Ukrainę. Odszedł ktoś, kto mniej więcej od 1950 roku konstruował nowe relacje między Polakami a Ukraińcami. Bez wątpienia nasze myślenie o Ukrainie kształtowali Jerzy Giedroyć i Bohdan Osadczuk.

Bohdan Osadczuk zaliczał się do specyficznej grupy Ukraińców. Podobnie jak Ihor Szewczenko czy Omelijan Prytsak poznał Polskę nie tylko przez pryzmat tlącego się na Wołyniu czy w Galicji międzywojennego konfliktu. Sam Osadczuk po latach przypominał nie tylko o zabójstwach Tadeusza Hołówki czy Bolesława Pierackiego, ale i o mądrej polityce Henryka Józewskiego (o którym ostatnio pisał Timothy Snyder). Osadczuk, w przeciwieństwie do Prytsaka i Szewczenki, wychował się w prowincjonalnym Pińczowie. Poznał Polskę prostą – pozbawioną intelektualnych powabów stolicy. On sam też taki był: prosty i twardy. Od cytatów z dzieł wielkich myślicieli wolał rąbane prosto z mostu sądy.

Podczas wojny Osadczuk działa w Komitecie Ukraińskim w Chełmie, po pewnym czasie wyjeżdża do Berlina, by – w samym centrum totalitarnej III Rzeszy – odbywać studia. Niemiecki uniwersytet z jego seminariami i bibliotekami, mimo nazizmu, trwa. Po latach sam Osadczuk poprowadzi wykłady na Wolnym Uniwersytecie w Berlinie – to miasto stanie się (nie tylko z konieczności) jego życiową przystanią. Zachodnioberlińska wyspa „wolności” z jej dziwną i ciekawą atmosferą była czymś w sam raz dla niespokojnej duszy Osadczuka.

Po krótkim epizodzie pracy w Polskiej Misji Wojskowej w Berlinie Osadczuk wybiera jednak wolność: jest dziennikarzem emigracyjnych pism ukraińskich i czasopism niemieckojęzycznych w Szwajcarii i RFN. Ten znajomy Güntera Grassa staje się jednym z najważniejszych analityków i komentatorów spraw wschodnich w prasie niemieckojęzycznej. Przynależność do świata ukraińskiej diaspory łączy z przynależnością do niemieckiej gildii dziennikarskiej. Niezbyt częsty to przypadek.

Do tych światów dochodzi świat trzeci – polski. W paryskiej „Kulturze” jako „Berlińczyk” pisze o Polsce, Ukrainie i całym świecie. To on tworzy polsko-ukraińskie pojednanie – już wtedy, gdy w Polsce panuje Bierut, a nasze KBW dobija gdzieś w bunkrach resztki UPA. Po 1991 roku Osadczuk staje się patronem owego pojednania. I choć widujemy go w Krynicy, w Pałacu Namiestnikowskim, gdzie odbierał Order Orła Białego, a także na ulicach Kijowa i Lwowa – pozostaje bezlitosnym krytykiem naszych obustronnych wpadek. Pod koniec życia był świadkiem wyczerpania się formuły polsko-ukraińskiego pojednania.

Zasady budowania pomników w Polsce i na Ukrainie są dość twarde. Bohaterów wciąż tworzy się w myśl zasad Władysława Mickiewicza, usuwającego dokumenty niepasujące do wykreowanego wizerunku jego ojca wieszcza, więc Ukraina chyba nieprędko postawi Osadczukowi pomnik. Nigdy nie został do końca zaakceptowany w swojej ojczyźnie. I choć to właśnie on napisał najpiękniejszy chyba reportaż z pierwszej wizyty emigranta w Kijowie – nie wyobrażam sobie jego popiersia gdzieś pod Soborem Sofijskim czy na Chreszczatyku. On, wytrwały krytyk tamtejszych władz (choć czasem i chwalca ich sukcesów) nie pasuje jakoś do dzisiejszej Ukrainy – coraz bardziej sytej, ale gubiącej swoją tożsamość.

W Polsce – gdzie Osadczuk był symbolem pojednania i autorytetem dla większości wschodnioznawców – także nie mogę sobie wyobrazić spiżowych tablic ku jego czci. Przed naszymi oczami przesuwać się będzie żywa postać opowiadająca mało cenzuralne kawały o swoim pobycie w Harlemie, znakomity tancerz i uwodziciel, pasjonat wszelkiego rodzaju alkoholi i bezlitosny komentator w stylu Kisiela. Człowiek potrafiący rozmawiać z Aleksandrem Kwaśniewskim i dziennikarką „Radia Lublin”. Osadczuk nie czuł się dobrze jako żywy pomnik udekorowany Orderem Orła Białego. Obyśmy nie oblali spiżem jego mądrych analiz – choć pewnie tak się stanie. Czy w stale powiększającym się gronie znawców Polski na Ukrainie i znawców Ukrainy w Polsce – wypełniającym swoimi analizami szpalty czasopism naukowych i popularnych – mamy kogoś, kto zastąpi Osadczuka?

Wspomnienie musi mieć osobisty fragment. Bohdan Osadczuk miał wielu przyjaciół i znajomych. Istniała też niewielka grupa młodych, dla których był autorytetem. I choć rozmawiałem z Atamanem niejeden raz – rzecz jasna, nigdy nie zapamiętał mojego nazwiska – pamiętał, skąd jestem. Moje rodzinne miasto, Hrubieszów, było miejscem, w którym działał na początku ostatniej wojny. Do końca interesował się Chełmszczyzną – pograniczną dzielnicą Polski, w której podczas tych kilku wojennych lat przelało się morze krwi. Pobratymcy Bohdana Osadczuka mordowali moich krajan. On sam – choć już w 1941 roku z Chełma wyjechał i w owych mordach nie brał udziału – do końca życia poczuwał się do pracy nad pojednaniem naszych narodów.

W lutym 2008 roku spotkał mnie największy zaszczyt – odwiedziłem profesora w jego berlińskim mieszkaniu. Elegancka i sterylna ulica, i równie czysty dom. Wizytówka z pseudonimem „Alexander Korab”. Zostałem krótko i po wojskowemu przepytany – o to, czy wiem, gdzie znajdują się różne chełmskie ulice. Wspominając, jeszcze dotkliwiej zaczynam odczuwać brak Bohdana Osadczuka.

* Łukasz Jasina, historyk kina, członek zespołu „Kultury Liberalnej”.

 

„Kultura Liberalna” nr 146 (43/2011) z 25 października 2011 r.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 146

(43/2011)
24 października 2011

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj