0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Patrząc > Każdy ma swoje...

Każdy ma swoje kino. Relacja z festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty [część 1]

Mateusz Góra

Pierwsze pokazy w czasie największego polskiego festiwalu kina niezależnego stanowią dowód na prawdziwość pozornie fałszywej opinii, że każdy reżyser przez całe życie kręci ten sam film. Mistrzowie doskonalą się w formie, a młodzi filmowcy starają się wyklarować swój unikalny styl. Czy to oznacza, że w salach wrocławskiego kina wieje nudą?

W programie 17. edycji festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty znalazły się nowe filmy najważniejszych współczesnych reżyserów, począwszy od Michaela Hanekego, przez François Ozona, Akiego Kaurismäkiego, kończąc na Sofii Coppoli i legendarnym queerowym reżyserze Bruce’ie LaBruce’ie. Okazało się, że każdy z tych twórców idzie przetartą przez siebie ścieżką, rozwijając w bardzo konsekwentny sposób tematy obecne we wcześniejszych projektach. Z różnym skutkiem – „Happy End” Hanekego wydaje się nadzwyczaj, jak na austriackiego mistrza, przewidywalny, „Misandrystki” Bruce’a LaBruce’a stanowią udane dopełnienie „Raspberry Reich”; François Ozon nadal pozostaje mistrzem budowania wciągającej i spójnej narracji za sprawą „Podwójnego kochanka” i „Frantza”, ale traci swoją młodzieńczą ikrę, za to Aki Kaurismäki stworzył wspaniały film w stylu lat 70., zabierając głos w sprawie kryzysu uchodźczego.

Chociaż najwięcej widzów czekało na filmy stworzone przez uznane nazwiska świata filmu, o czym świadczy tempo sprzedawania i rezerwowania biletów na seanse oraz tłumy przed salami, już w pierwszych dniach wśród widzów zaczęły krążyć rekomendacje największych tegorocznych odkryć: „Mięsa” Julii Ducournau czy „A Ghost Story” Davida Lowery’ego. Każdy z tych twórców wyraźnie poszukuje swojego unikalnego stylu, równocześnie nie bojąc się eksperymentów.

Żelazna konsekwencja i strefa komfortu

Z jednej strony może smucić fakt, że największe talenty europejskiego kina ostatnich dekad nie starają się wychodzić poza strefę komfortu i nie jest w stanie odważyć się na eksperyment wzorem na przykład Bruna Dumonta. Pokazany na festiwalu musical „Jeannette. Dzieciństwo Joanny d’Arc” jest krokiem w zupełnie innym kierunku niż reszta jego dotychczasowej twórczości, chociaż zmianę tę zapowiadał już miniserial „Mały Quinquin” z 2014 r. W przeciwieństwie do Dumonta, większość uznanych reżyserów i reżyserek postawiło na rozwiązania, które widzowie dobrze już znają. „Happy End” Michaela Hanekego jest pogłębieniem tropów, które pojawiły się w świetnej „Miłości”. Tym razem reżyser wprowadza jednak do historii wielu bohaterów, nadając im bardzo wyraziste, wręcz karykaturalne cechy. Członkowie niezwykle bogatej burżuazyjnej rodziny z klasy wyższej są zepsuci przez swój dobrobyt; ich zachowania pozostają łatwe do przewidzenia, co szczególnie zaskakuje w przypadku warsztatu Hanekego. W końcu autor „Pianistki”, „Siódmego kontynentu” i „Benny’s video” przyzwyczaił nas do nieobliczalnych bohaterów, których nie sposób rozszyfrować i przewidzieć ich kolejnego kroku. Tym razem, mimo jak zawsze mistrzowskiej gry aktorskiej, nie udało mu się osiągnąć równej nieprzewidywalności. „Happy End” jest filmem udanym, ale o wiele bardziej schematycznym niż wcześniejsze dzieła Hanekego.

Kadr z filmu „Happy End". Materiały prasowe MFF T-Mobile Nowe Horyzonty.

Kadr z filmu „Happy End”. Materiały prasowe MFF T-Mobile Nowe Horyzonty.

Podobnie François Ozon nie porzuca na rzecz eksperymentów swojego wyklarowanego na przestrzeni lat stylu. Chociaż można powiedzieć, że „Frantz” i powstały niedługo później „Podwójny kochanek” to filmy zupełnie różne, dzieli je tylko pozorna rozbieżność. Pierwszy z nich to częściowo czarno-biała opowieść o końcu I wojny światowej i tragicznych losach pewnej rodziny, będąca hołdem dla francuskiego kina lat 50. „Podwójny kochanek” to z kolei współczesna, rozgrywająca się w luksusowych paryskich wnętrzach historia kobiety, która chce wyzwolić się z jarzma mieszczańskiej moralności. Oba filmy łączą jednak podobne, charakterystyczne dla Ozona, zabiegi formalne. Intryga snuje się pomiędzy zazdrosnymi kochankami, a ich zawiedzione nadzieje i niemożliwość odczuwania miłości są motorem napędowym poszukiwań, prowadzących nierzadko na skraj załamania nerwowego. Nawet muzyka brzmi tu podobnie, wprowadza to samo poczucie zagubienia i rozpaczy. Chociaż Ozon znany jest z wiernego oddawania współczesnych realiów życia, paradoksalnie to właśnie kostiumowy „Frantz” okazuje się filmem bardziej udanym niż „Podwójny kochanek”. Być może dzieje się tak za sprawą interesującej, niejednoznacznej relacji łączącej bohaterów, podczas gdy w „Podwójnym kochanku” chodzi wyłącznie o spełnianie fantazji erotycznych przekraczających granice konserwatywnej moralności. Zamysł ten pozostaje niestety nieudany: Ozonowi lepiej wychodzi w tej kwestii powielenie stereotypów niż ich dekonstrukcja.

„Po tamtej stronie” Akiego Kaurismäkiego równie dobrze mogłoby być zaginionym filmem Rainera Wernera Fassbindera, a jedyną różnicą w tych tak odległych czasach, biorąc pod rosnące uwagę tempo cywilizacyjnych zmian, wydaje się wprowadzenie do użycia na szeroką skalę telefonów komórkowych.

Mateusz Góra

Ferment dojrzałych autorów

We Wrocławiu pojawiły się też jednak filmy dowodzące tego, iż pozostawanie w obrębie podobnych tematów, słynne „kręcenie tego samego filmu”, może dać świetne rezultaty. Tak stało się bez wątpienia w przypadku Akiego Kaurismäkiego i Bruce’a LaBruce’a. Fiński reżyser w „Po tamtej stronie” pokazuje losy uchodźcy z Aleppo, który wbrew planom trafia do Finlandii (w polskim porcie został napadnięty przez grupę neonazistów). Tam spotyka się z odrzuceniem, ale też z pomocą tych, którzy sami niewiele mają. Przekonanie Kaurismäkiego, że to właśnie ofiarna solidarność jest budulcem społeczeństwa, jest doskonale skontrastowane z ironicznym poczuciem humoru. W efekcie reżyserowi udało się stworzyć głęboko ludzką, humanistyczną perspektywę na jeden z najgoręcej dyskutowanych tematów ostatnich lat. Jak zawsze twórca „Człowieka z Hawru” darzy zrozumieniem także bohaterów, którzy nie zawsze postępują właściwie, co nie wynika to z ich złej natury, a z zagubienia i samotności. Faktura obrazu, sposób kadrowania, wprowadzania postaci i budowania narracji przywodzi tu na myśl lata 70. „Po tamtej stronie” równie dobrze mogłoby być zaginionym filmem Rainera Wernera Fassbindera, a jedyną różnicą w tych tak odległych czasach, biorąc pod uwagę rosnące tempo cywilizacyjnych zmian, wydaje się wprowadzenie do użycia na szeroką skalę telefonów komórkowych.

Kadr z filmu „Po tamtej stronie". Materiały prasowe MFF T-Mobile Nowe Horyzonty.

Kadr z filmu „Po tamtej stronie”. Materiały prasowe MFF T-Mobile Nowe Horyzonty.

Znakomity powrót do korzeni zaliczył też Bruce LaBuce. W „Misandrystkach”, o którym sam mówi, że stanowią dopełnienie „Raspberry Reich”, reżyser ponownie krytycznie przygląda się lewicowemu radykalizmowi. Tym razem osadzając akcję filmu w roku 1999, dostrzega absurd tkwiący w niektórych tekstach drugiej fali feminizmu, kierujących się esencjalistycznym myśleniem o płci. Bohaterki reprezentują całe spektrum stereotypów dotyczących lesbijek: posiadają cechy przypisywane mężczyznom, kierują się irracjonalnymi pobudkami, chcą zniszczyć ład społeczny. Jednak w takim kampowym przerysowaniu tkwi ironiczna uwaga na temat wykluczenia, któremu podlegają wszyscy, którzy nie chcą ulegać presji społecznej. Tym samym reżyser apeluje nie tylko o niezbędny – zarówno dla prawicy jak i lewicy – intelektualny ferment, służący nieustannemu aktualizowaniu swoich poglądów i wiedzy o świecie, lecz także o akceptację inności. Chociaż „Misandrystki” są powrotem LaBruce’a do przeszłości, stanowią eksperyment po o wiele bardziej mainstreamowym filmie „Gerontofilia” z 2013 r. Jak widać, kanadyjski kultowy twórca kina queer nie rzuca słów na wiatr – od bliskiego mu radykalnie lewicowego ruchu wymaga umiejętności ciągłej aktualizacji poglądów, ale też sam takiej aktualizacji dokonuje w swojej twórczości. Tym samym staje się reżyserem paradoksalnym: najbardziej (pod względem używanego języka) radykalnym artystą występującym przeciwko fundamentalizmowi w każdej postaci.

Świeże spojrzenie: duchy i kanibale

We Wrocławiu nie zabrakło jednak, obok dzieł uznanych twórców, eksperymentów młodego pokolenia filmowców, które, jak się okazuje, mają o wiele większą zdolność do polaryzowania widowni i wywoływania skrajnych opinii. Z pewnością najlepiej udało się to Julii Ducournau, której „Mięso” otrzymało gromkie brawa, chociaż część publiczności nie była w stanie wytrwać do końca projekcji. Wszystko z powodu odważnego pokazywania kolejnych krwiożerczych ataków bohaterki, odkrywającej swoją seksualność i kanibalistyczne skłonności. Chociaż w tak dosadnym pokazywaniu scen zjadania palców albo pożerania ofiar wypadku samochodowego można doszukiwać się głębszego znaczenia, nie o to chyba chodzi Ducournau. Reżyserka po prostu stara się eksplorować wszystkie pragnienia, które są przez społeczeństwo tabuizowane i zamiatane pod dywan. Kanibalizm jest tu zatem jedynie przerysowanym sposobem ucieczki przed zbyt sztywnym gorsetem moralnym, jaki jest nadal nakładany młodym kobietom. W spojrzeniu, które jest pełne dystansu i absurdalnego momentami poczucia humoru, kryje się ciężki zarzut wobec pełnego hipokryzji modelu socjalizacji. Z jednej strony nowe pokolenie jest o wiele bardziej permisywne w swoim podejściu do rówieśników, z drugiej jednak samo wytwarza szereg mechanizmów pozwalających na wykluczenie tych, którzy nie chcą się podporządkować przyjmowanemu stylowi życia, choćby tylko oznaczało to ciągłe imprezowanie – jak na kampusie, na który trafia bohaterka.

Polaryzowanie widowni najlepiej udało się Julii Ducournau, której „Mięso” otrzymało gromkie brawa, chociaż część publiczności nie była w stanie wytrwać do końca projekcji. Wszystko z powodu odważnego pokazywania kolejnych krwiożerczych ataków bohaterki, odkrywającej swoją seksualność i kanibalistyczne skłonności.

Mateusz Góra

Popisem scenariuszowej maestrii jest z kolei „A Ghost Story” Davida Lowery’ego. Pomysł na tę historię jest prosty – widzowie mają okazję zobaczyć rzeczywistość po śmierci jednego z bohaterów z perspektywy ducha, którym się stał. Uwięziony w swoim byłym domu, jest on świadkiem żałoby partnerki oraz życiowych wzlotów i upadków kolejnych lokatorów. Mijają setki lat, zanim udaje mu się odzyskać spokój i się uwolnić, w tym czasie przechodzi jednak najróżniejsze stany emocjonalne – od załamania, przez frustrację, aż po pogodzenie się z własnym losem. Przy okazji emocjonalnych transformacji ducha, kryjący się pod prześcieradłem Casey Affleck daje niesamowity pokaz zdolności aktorskich. Pomimo całkowitego zakrycia ciała, jest w stanie doskonale wydobyć drobnymi gestami i ruchami emocje rządzące graną przez niego postacią. Lowery postawił na eksperyment, który mógł okazać się kiczowaty i nieudany, udało mu się jednak zbudować na jego podstawie poruszającą i sprawnie skonstruowaną narrację.

Kadr z filmu „Mięso". Materiały prasowe MFF T-Mobile Nowe Horyzonty.

Kadr z filmu „Mięso”. Materiały prasowe MFF T-Mobile Nowe Horyzonty.

Organizatorzy T-Mobile Nowych Horyzontów w tym roku, jak zawsze zresztą, nie tylko stwarzają widzom okazję do zobaczenia zwycięskich filmów z wszystkich najważniejszych światowych festiwali, ale rzeczywiście poszukują świeżego spojrzenia. Najważniejsza jednak w przypadku wrocławskiego wydarzenia pozostaje atmosfera. Bilety znikające w systemie rezerwacji w kilka sekund, hol kina zatłoczony tak, że nie można przecisnąć się do sali, uważna widownia, której w czasie seansów nie podświetlają ekrany telefonów. Wrocław stał się miejscem, w którym nadal można spotkać zapaleńców po prostu kochających kino, chociaż na co dzień zajmujących się czymś zupełnie innym; swoją wiedzą potrafiliby zawstydzić niejednego krytyka czy reżysera. Być może właśnie dlatego, niezależnie od edycji, dzięki inspirującym reakcjom i spotkaniom w klubie festiwalowym albo przy bufecie, podczas tego festiwalu nie da się poczuć nudy.

 

Ikona wpisu: Kadr z filmu „Misandrystki”. Materiały prasowe MFF T-Mobile Nowe Horyzonty.

Wydarzenie:

17. Międzynarodowy Festiwal Filmowy T-Mobile Nowe Horyzonty
Wrocław, 3 – 13 sierpnia 2017 r.
2017 r.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 448

(32/2017)
8 sierpnia 2017

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj