Szanowni Państwo!
6 sierpnia minęły dwa lata prezydentury Andrzeja Dudy. Druga rocznica, do niedawna mało wyrazistego urzędowania, upływa pod znakiem otwartego konfliktu między partią rządzącą a Pałacem Namiestnikowskim. I w cieniu niedawnych protestów ulicznych. Decyzja o zawetowaniu dwóch z trzech ustaw o sądownictwie okazała się dla kierownictwa PiS-u zaskoczeniem. A seria wywiadów, których po wecie udzielił minister sprawiedliwości, Zbigniew Ziobro, strasząc prezydenta wycofaniem poparcia partii czy karierą „młodego komentatora z własną ochroną”, jedynie dolała oliwy do ognia.
Konflikt ujawnił ważny podział na prawicy. Po stronie głowy państwa opowiedziało się wiele postaci, które trudno oskarżyć o wrogość wobec PiS-u, m.in.: Jan Olszewski, Zofia Romaszewska, Rafał Ziemkiewicz, Piotr Zaremba czy Piotr Skwieciński. Jak rozstrzygnie się ten spór – czy prezydent zaproponuje faktycznie odmienne od partyjnych projekty ustaw i czy Jarosław Kaczyński zgodzi się je w ogóle zaakceptować – nie sposób dziś powiedzieć.
Wiadomo jednak, że napięcie na linii partia– prezydent skłoniło część zwolenników opozycji do poparcia głowy państwa. Jako jeden z pierwszych do „postawienia na Andrzeja Dudę” namawiał były szef MSW w rządzie Platformy Obywatelskiej, Bartłomiej Sienkiewicz. „Nie można równocześnie kpić z prezydenta i go poniżać oraz żądać od niego, żeby powstrzymał Jarosława Kaczyńskiego. Nie można traktować go z lekceważeniem, a równocześnie chcieć, by bronił resztek tego, co można jeszcze uratować”, pisał Sienkiewicz w „Rzeczpospolitej” jeszcze przed ogłoszeniem prezydenckiego weta.
Na czym jednak konkretnie, poza powstrzymaniem się od ironicznych komentarzy, ma polegać „stawianie” na Andrzeja Dudę? Czy politycy opozycji, którzy regularnie straszą polityków opozycji Trybunałem Stanu, powinni zapomnieć o prezydenckich decyzjach, które uznawali za niekonstytucyjne – przede wszystkim o składanych nocą podpisach pod nominacjami na nadliczbowych sędziów Trybunału Konstytucyjnego?
„Na razie trzeba to zostawić. Jeżeli wracamy do tej historii, to właściwie mówimy naszym potencjalnym wyborcom, że Polska nie ma prezydenta. To jest pomysł na katastrofę państwa”, mówi Bartłomiej Sienkiewicz w rozmowie z Jarosławem Kuiszem. Stawia też daleko idącą tezę, że po prezydenckim wecie i protestach polska polityka wymknęła się z rąk prezesa PiS-u i powędrowała do polityków młodszej generacji.
„Prezes PiS nie jest w stanie wyprowadzić na ulice ludzi, którzy mogliby być choćby symbolicznym ekwiwalentem dla tego, co się stało w ciągu ostatnich tygodni w Polsce. W związku z tym Jarosław Kaczyński już stracił władzę, mimo że mu się wydaje, że ją sprawuje. […] Po tym, co się stało, mam wrażenie, że prawdziwa polska polityka rozgrywa się dziś między Andrzejem Dudą, Zbigniewem Ziobrą, Borysem Budką, Kamilą Gasiuk-Pihowicz, a w mniejszym stopniu między Władysławem Frasyniukiem, Adamem Michnikiem i kimkolwiek z tego pokolenia, mnie nie wyłączając”.
Opinie Sienkiewicza jeszcze nie znajdują odzwierciedlenia w sondażach. Niemniej najmłodszy spośród liderów partii parlamentarnych, 36-letni Władysław Kosiniak-Kamysz – ku zaskoczeniu wszystkich – został liderem rankingu zaufania do polityków. Ugrupowanie ludowców nie cieszy się jednak w sondażach wyborczych specjalną popularnością. Czy w związku z tym, że PSL niezmiennie balansuje na granicy progu wyborczego, lider Stronnictwa dołączyłby do „partii prezydenckiej” skupionej wokół Andrzeja Dudy, o której spekulowała część mediów?
„Partia prezydencka to mrzonki. Próbował tego Lech Wałęsa, tworząc BBWR, który nigdy nie uzyskał poważnego wpływu na rzeczywistość. Później były próby Aleksandra Kwaśniewskiego tworzenia satelitów wokół SLD. Jak to się skończyło dla lewicy, to obserwujemy od 10 lat. Prezydent nie powinien tworzyć ugrupowań czy sformalizowanych grup, tylko gromadzić jak największą sympatię wokół swoich projektów”, mówi Władysław Kosiniak-Kamysz w rozmowie z „Kulturą Liberalną”. Czy to znaczy, że Andrzej Duda może stać się politykiem samodzielnym? „Wierzę, że może być samodzielny”, mówi lider PSL-u. „Powiem więcej – uważam, że to dla niego jedyny ratunek”.
Czy to oznacza, że konflikt między prezydentem a jego macierzystą partią będzie się zaostrzał? „Nie będzie rozłamu między prezydentem a PiS-em. To normalna, naturalna różnica zdań w obozie władzy”, tonuje emocje europoseł Prawa i Sprawiedliwości, Zdzisław Krasnodębski. Przy tym jednak w rozmowie z Jakubem Bodzionym i Adamem Puchejdą jednoznacznie krytykuje decyzję Andrzeja Dudy: „Wolałbym, żeby prezydent, jeśli miał wątpliwości dot. ustawy o Sądzie Najwyższym, odesłał ją do Trybunału Konstytucyjnego. Weto przedłuża pracę nad tymi ustawami, przedłuża także konflikt społeczny”.
Trudno sobie wyobrazić, by w najbliższym czasie ten konflikt miał zostać złagodzony. Prawicowi publicyści wymieniają ciosy, ostre pojedynki odbyły się na Twitterze. Jesienią zaś powrócą nie tylko pytania o reformę sądownictwa, ale najprawdopodobniej rząd będzie próbował – pod hasłami repolonizacji – doprowadzić do zmiany w strukturze własności mediów. W kolejce, na „reformy” czekają też uniwersytety oraz samorządy. Warto przypomnieć, że w tej drugiej kwestii prezydent już raz sprzeciwił się PiS-owi – wypowiadając się przeciwko wprowadzeniu limitu dwóch kadencji dla samorządowców, który to limit działałby także wstecz.
Wiele wskazuje więc na to, że w kolejnych miesiącach czekają nas konflikty w obozie władzy. Niezależnie od tego jednak, do zablokowania szkodliwych zmian proponowanych przez rząd potrzebne jest utrzymanie sprzeciwu społeczeństwa wobec rzekomych „reform”, pisze Katarzyna Kasia z „Kultury Liberalnej”. „Tylko permanentna społeczna mobilizacja może dać nam cień szansy na to, aby uratować demokrację, państwo prawa, swobody obywatelskie i pozycję Polski na świecie”, twierdzi Kasia i dodaje, że największym zagrożeniem, przed jakim dziś stoimy, jest marginalizacja Polski w Unii Europejskiej lub wypadnięcie Polski z tego grona. Dziś te obawy są zwykle przez polityków PiS-u zbywane zapewnieniami, że rząd nie chce wyprowadzać Polski z UE.
Warto jednak przypomnieć wypowiedź wspomnianego już Zdzisława Krasnodębskiego z kwietnia minionego roku: „Jeśli politycy UE nadal będą działać z takim taktem politycznym i znajomością rzeczy, wkrótce i w Polsce staniemy przed koniecznością referendum”.
Sprzeciw wobec takiej polityki i takich zapowiedzi leży w interesie nas wszystkich, niezależnie od politycznych sympatii. Czas pokaże, czy do podobnych wniosków dojdzie także prezydent Andrzej Duda.
Zapraszamy do lektury!
Redakcja „Kultury Liberalnej“