0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Patrząc > Kino o smaku...

Kino o smaku umami. Recenzja filmu „Smak pho” w reżyserii Mariko Bobrik

Agnieszka Doberschuetz

Mariko Bobrik wprowadza widza w świat społeczności wietnamskiej w Warszawie. „Smak pho” pozwala nam poznać jej smaki i obyczaje, ale też przyjrzeć się własnym uprzedzeniom – także wobec rodzicielstwa.

Zupa pho jest jednym z najbardziej popularnych dań kuchni wietnamskiej. Każdy kucharz ma na nią swój sekretny sposób, dzięki czemu nie znajdziemy dwóch identycznych. Charakterystyczną cechą pho (oprócz, oczywiście, podstawowych składników) jest jej smak – umami. Czyli ani jednoznacznie słodki, ani gorzki, ani kwaśny, ani słony, ani ostry, ani mdły. A jednocześnie wszystko to razem – w pełnej równowadze.

I taki właśnie jest „Smak pho” – pełnometrażowy debiut Japonki Mariko Bobrik, reżyserski od blisko 20 lat mieszkającej w Polsce, absolwentki Łódzkiej PWSFTviT. Film wieloskładnikowy, o różnych bukietach emocjonalnych, a jednocześnie prosty, skromny, ciepły. I spokojny, choć traktujący także o niepokojach. Akcja toczy się powolnie, tak jak gotuje się pho – niespiesznie, uważnie, w skupieniu. Film już ze względu na produkcję (polsko-niemiecką), reżyserię (polską i japońską zarazem) i obsadę (wielokulturową) jest tak różnorodny, jak składniki wietnamskiej zupy. Pozornie niedopasowane, ale jak czytamy w opisie pho na stronach „Kukbuka”: „W trakcie długiego gotowania zachodzi szereg skomplikowanych reakcji pomiędzy związkami w mięsie, warzywach, przyprawach, co przyczynia się do wytworzenia nowych smaków i aromatów. W trakcie długiego gotowania zupa łagodnieje, nabiera słodyczy, a jednocześnie podkreśla charakter wywaru”.

Fot. Festiwal Pięciu Smaków

Wietnamczyk w Warszawie

Oto poznajemy Longa, wdowca samotnie wychowującego dziesiecioletnią córkę. Jest on wyśmienitym kucharzem, słynącym z mistrzowskiej pho. Pracuje w bistro Hiena, przyjaciela, który w podeszłym wieku decyduje się na powrót do ojczyzny. Ponieważ mężczyźni są ze sobą zżyci niczym bracia, rozstanie jest bolesne, budzi u Longa dylematy – czy jego kraj to Wietnam, skąd pochodzi, czy Polska, gdzie założył rodzinę i od lat żyje według europejskich zasad? No, może nie do końca – mężczyzna zna wprawdzie bardzo dobrze język polski, wie, że zupę pho należy doprawić nieco inaczej niż w Wietnamie, żeby trafić w gusta polskich klientów, ale w głębi serca jest tradycjonalistą. Zmarłej żonie (Polce) poświęcił w domu specjalny ołtarzyk, gdzie ku jej czci i pamięci palone są kadzidła. Córkę wychowuje według wzorców starego kraju: skrupulatnie prasuje jej codziennie szkolny mundurek, gotuje azjatyckie potrawy, a do śniadaniówki pakuje ryż z mięsem i warzywami. Czego Maja się wstydzi. Przed szkołą przebiera się w modne dżinsy, a drugie śniadanie wyrzuca do kosza. Buntuje się, ale po kryjomu, żeby nie wchodzić z ojcem w konflikt – czasami wspomni, że „mieszkamy w Europie, a nie w Wietnamie”, ale generalnie nie uzewnętrznia emocji, nie rozmawia z tatą o uczuciach (między innymi bardzo bolesnej tęsknocie za mamą), w ogóle niewiele mówi.

Taki właśnie jest „Smak pho”, […] film wieloskładnikowy, o różnych bukietach emocjonalnych, a jednocześnie prosty, skromny, ciepły. I spokojny, choć traktujący także o niepokojach.

Agnieszka Doberschuetz

Ten obcy

Wychowywanie dziecka przez samotnego ojca nie jest typowe dla kultury wietnamskiej, w Polsce zresztą też taka konstelacja niepełnej rodziny wciąż uchodzi za wyjątek. Long jest tatą troskliwym i kochającym, ale również wymagającym i powściągliwym. Bardzo chce pielęgnować „pierwiastek wietnamski” u córki, która się tego nieco wstydzi. Poza tym Maja dorasta, co stopniowo zwiększa dystans między nimi. Jest posłuszna aż do momentu, w którym zaczyna podejrzewać ojca o romans z sąsiadką.

Fot. Festiwal Pięciu Smaków

Prawdziwe relacje Longa i sąsiadów, a także interakcje z nowym właścicielem restauracji i współpracownikami, odkrywają jednak zupełnie inny problem: niezrozumienia kulturowego, głęboko zakorzenionych stereotypów i uprzedzeń, a także ignorancji. Pho, sushi – nota bene z serkiem Philadelphia – czy kuchnia tajska, to dla wielu przecież jedno i to samo, najczęściej numerek zestawu z karty dań…. Ale reżyserka nie wytyka ignorancji wyłącznie Polakom, nie przedstawia ich też jako agresywnych ksenofobów. Nieznajomość innych kultur wydaje się problemem uniwersalnym: Long nie rozróżnia swoich kolegów z pracy pochodzących z Indii (są w oczach Wietnamczyka łudząco do siebie podobni), którzy z kolei jego biorą za Japończyka (skoro jest Azjatą i potrafi robić sushi…).

Long jest tatą troskliwym i kochającym, ale również wymagającym i powściągliwym. Bardzo chce pielęgnować „pierwiastek wietnamski” u córki, która się tego nieco wstydzi.

Agnieszka Doberschuetz

Być czy mieć?

„Smak pho” zwraca także uwagę na konsumpcjonizm, charakterystyczny szczególnie dla dużych miast. W szaroburej zimowej Warszawie, w kontraście do skromnego, dość obskurnego (choć schludnego) mieszkania Longa i baru jego przyjaciela, widzimy rodzimych biznesmenów, pracowników szklanych biurowców, właścicieli błyszczących butów i samochodów (o których bohaterowie filmu z serdecznym rozbawieniem mówią: „Dobrze, że nie musimy być jak oni. Ale oni pewnie też cieszą się, że nie muszą być jak my”). Przedmiotowość podkreślają ciekawe ujęcia kamery – na dłonie, stopy, wykonywaną czynność raczej niż twarz wykonującego. Rzeczy stają się bezpańskie, pozbawione głębszego sensu. Bistro po przejęciu przez Polaka zamienia się w modny, ekskluzywny lokal – jeden z wielu, które w ostatnich latach pojawiały się w Warszawie (na wzór światowych metropolii). Dużo w nim pozerstwa i blichtru, mniej duszy. Kucharz Long nie czuje się w takich warunkach komfortowo – trudno się dziwić, jest jedną z nielicznych już dziś osób, które wolą w nieskończoność naprawiać starą pralkę, a gdy już się nie da – prać ręcznie. Rytm i sens życia wytyczają mu rytuały, przywiązanie do ludzi i skromnego majątku, o który skrupulatnie dba. W myśl konfucjańskiej tradycji stara się celebrować życie: bardziej być niż posiadać, wbrew trudnościom zachowując optymizm i pogodę ducha, stoicki spokój oraz wysoką kulturę osobistą.

„Smak pho” jest filmem mądrym i wzruszającym. Zakwalifikowanie go jako dramatu uważam za zbyt pochopne. Z drugiej strony, trudno jednoznacznie określić naturę filmu Mariko Bobrik – może w nomenklaturze branżowej powinna zaistnieć nowa kategoria rodem z kuchni: UMAMI?

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 600

(30/2020)
7 lipca 2020

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj