0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Patrząc > Złudzenia zrzędliwej starości....

Złudzenia zrzędliwej starości. O serialu „Olive Kitteridge”

Małgorzata Major

Dalekie od codzienności, mroczne opowieści z antybohaterami w rolach głównych stały się we współczesnej telewizji niemal standardem. „Olive Kitteridge” wraz z tytułową bohaterką, zgorzkniałą emerytką, wyłamują się z tego schematu. Czy widzowie pokochają historie o rozczarowaniu życiem i umieraniu?

I said that’s life, and as funny as it may seem
Some people get their kicks,
Stompin’ on a dream
But I don’t let it, let it get me down,
‘Cause this fine ol’ world it keeps spinning around

 

Amerykańskie kablówki w ostatnich latach upodobały sobie seriale hołdujące (często górnej i durnej) młodości. „Dziewczyny” Leny Dunham z odczarowaną i odkłamaną kategorią dziewczyńskości, „Spojrzenia” odbrązawiające mit bromance’u i wszystkich innych związków męsko-męskich czy bohaterki „Broad City” przechwytujące dotychczas uznawany za chłopacki styl życia spod znaku „dude” i beztrosko biegające za przyjemnościami dnia codziennego – to tylko kilka przykładów wziętych z telewizyjnych ramówek i dowodzących, że młodość wciąż dobrze się sprzedaje, a my chętnie ją kupujemy. Dlatego sporym zaskoczeniem zeszłorocznego festiwalu w Wenecji okazał się serial „Olive Kitteridge”, okrzyknięty największym jego odkryciem.

HBO złamało tabu, pokazując starość wypełnioną oczekiwaniem na śmierć. Seriale o jesieni życia bez dobrotliwego spojrzenia na emerytów to wciąż terra incognita.

Małgorzata Major

Ten miniserial pokazywany poza konkursem opowiada o codzienności widzianej z perspektywy Olive Kitteridge: rozgoryczonej matki dorosłego syna, nieco zrzędliwej żony mężczyzny, dla którego szklanka jest zawsze do połowy pełna i wreszcie rozczarowanej babki wnuków żyjących w hałaśliwym świecie Nowego Jorku. Cóż takiego jest w Olive? Właściwie nie powinna przypaść do gustu widzom – w końcu doskonale wpisuje się w stereotyp narzekającej, przekonanej o słuszności własnych sądów, uciążliwej emerytki. Zanim jednak osiągnie wiek emerytalny, dzięki retrospekcjom mamy okazję poznać ją jako 45-letnią nauczycielkę matematyki, zaangażowaną nie tylko w pracę zawodową i obowiązki wzorowej pani domu, lecz także iluzoryczną pogoń za miłością.

Wieczna samotność

Powieść Elizabeth Strout (nagrodzona Pulitzerem w 2009 r.), na kanwie której powstał serial HBO, po raz pierwszy wydana w Polsce w 2010 r., nosiła tytuł „Okruchy codzienności”. Paradoksalnie tytuł ten lepiej odpowiadał jej treści niż oryginalny i zmieniony przy drugim wydaniu przez polskiego wydawcę (pod wpływem popularności serialu) – „Olive Kitteridge”. Powieść Strout gromadzi opowiastki z życia mieszkańców miasteczka Crosby, które często splatają się z życiem tytułowej bohaterki, powszechnie znanej w małej społeczności nauczycieli. Strout opowiada o dojrzałych mieszkańcach Crosby, przyglądających się przemijającemu życiu, natomiast serial ze wspaniałą rolą Frances McDormand w centrum swojego uniwersum umieszcza właśnie Olive – z jej niezaspokojoną kobiecością, autodestrukcyjną i manipulancką siłą, ale równocześnie ze zbiorem surowych reguł nakazujących słuszne – choć często kłócące się z indywidualnymi pragnieniami – postępowanie. Pewnie dlatego opowieść o kobiecej odpowiedzialności, rodzinie jako samonapędzającym się, dobrze naoliwionym piekielnym mechanizmie, który przetrawia i wypluwa każdego, kto weń wpada, a także o powinnościach i przemianach pokoleniowych tak bardzo zachwyciła publiczność na całym świecie. Ta historia bowiem jest dotkliwie prawdziwa i nie daje żadnych skutecznych recept. Właściwie stanowi źródło rozczarowań, pokazując, że wraz z upływem czasu i coraz bardziej zakurzoną metryką boimy się tego samego, co kilka dekad wcześniej – samotności i nieprzydatności.

olive-kitteridge1

Scenarzystka serialu Jane Anderson wraz z reżyserką Lisą Cholodenko i z Frances McDormand opowiedziały o rewersie życia rodzinnego, który dorosłe dzieci często pamiętają doskonale, ale nie mają z kim skonfrontować swoich wspomnień – bo albo bywa już na to za późno, albo rodzice mają własną, jakże odmienną, „wersję wydarzeń”. W końcu konflikt między synem a Olive to sytuacja, o której mówił Zbigniew Mikołejko przy okazji publikacji książki „Jak błądzić skutecznie”. Pani Kitteridge uznawała, że dzieciństwo jej syna było wesołe i beztroskie, podczas gdy on jako dorosły mężczyzna dopiero po latach terapii był w stanie rozmawiać o swojej traumie, panując przy tym nad emocjami i nie dając się zwieść kolejnym manipulacjom matki. Sam nie miał zwyczaju stosować kar cielesnych wobec dzieci żony, więc gdy babcia Olive przyjechała z wizytą i uderzyła w twarz przybranego wnuka, wywołało to niemałą konsternację. Po przeproszeniu chłopca usłyszała, że to nie jej wina; w jej czasach tak po prostu postępowano. Została zatem sprowadzona do roli przestarzałego sprzętu, który w dzisiejszych czasach nie może działać prawidłowo. Kto tutaj ma rację? I czy racja może cokolwiek rozstrzygnąć i komukolwiek przynieść coś na kształt ulgi? Czy syn, który wszedł w dorosłość poobijany po okresie dzieciństwa naznaczonym wybuchowością matki, ma prawo zerwać z nią kontakty?

Serial-zwierciadło

Powieść Strout i produkcja Cholodenko wydają się powrotem do idei „zwierciadła przechadzającego po gościńcu”, bo wszystko, co widzimy w czterech odsłonach serialu, stanowi nasze wczoraj, dzisiaj albo jutro. Obecnie to dosyć zaskakujący pomysł na przyciągnięcie uwagi widza, od kilku lat bowiem my, wielbiciele neoseriali, sprawiamy wrażenie, jakby nie zależało nam, aby opowiadały one o naszym życiu przez dokumentację jego zwyczajności jak w docusoapie [1]. Raczej mają tworzyć alternatywne wersje biogramów, które jedynie potencjalnie mogłyby przypaść nam w udziale. Stąd zresztą opętańcza fascynacja produkcjami telewizyjnymi z wyraźnie zaznaczoną figurą antybohatera. Jednak po dekadzie lat 90., kiedy dominowali superbohaterowie, równocześnie zaczęliśmy oczekiwać zmiany. Nadeszła ona ze strony amerykańskich stacji kablowych (vide Tony Soprano, Dexter Morgan, Nancy Botwin, Jackie Peyton, Walter White). Kamień milowy pod nowe zjawisko telewizyjne, które śmiało nazywamy „erą antybohaterów”, położyła stacja HBO, w 1999 r. rozpoczynając emisję „Rodziny Soprano” i tym samym dokonując rewolucji w postrzeganiu głównego bohatera produkcji telewizyjnej, z którym od zarania gatunku widz miał się identyfikować. HBO wywróciło dotychczasowy porządek telewizyjnego świata przedstawionego, wprowadzając głównego bohatera z biografią tak dalece nieprzystającą do losów statystycznego widza stacji, że można by uznać, iż twórca serialu, David Chase dokonał zawodowego samobójstwa. Okazało się jednak, że widzowie kompulsywnie wręcz zaczęli oglądać serial przedstawiający historię mafijnego bossa zmagającego się z kryzysem wieku średniego, kryzysem egzystencjalnym, a także – z demonami przeszłości personifikowanymi w postaci matki Livii i wuja Juniora. Jak widać, Tony Soprano ma coś wspólnego z synem Olive, choć każdy z nich inaczej „przepracował” swoje problemy z matką mającą kluczowy wpływ na całe ich życie.

olive-kitteridge6

„Olive Kitteridge” nie wpisuje się w dumny pochód antybohaterów, a mimo to serial znalazł swoją widownię. Być może dlatego, że formuła się już nieco wyczerpała, a widzowie zmęczeni ciągłą ucieczką od idei zwierciadła uznali, że czasem jednak warto spróbować się w nim przejrzeć. Postawa bohaterki, która nie pyta „Dlaczego ja?” (w ten sposób unikając wielu rozczarowań, co nie znaczy, że także cierpienia), intryguje na tyle, że chcemy z nią spędzić więcej czasu.

Frances McDormand w roli Olive Kitteridge nie tylko pokazała, że w tak zwanym wieku poprodukcyjnym wszyscy chcemy żyć tak samo intensywnie jak wcześniej i że po przekroczeniu pewnej granicy nie wygasają w nas funkcje życiowe. Powiedziała także coś, z czym trudniej sobie poradzić: możemy, ale wcale nie musimy być mądrzejsi. Wraz z metryką nie dostajemy monopolu na właściwie postępowanie, porzućmy zatem złudzenia, że konflikt między rodzicami a dziećmi, niekochanymi mężami a nieszczęśliwymi żonami znajdzie kiedykolwiek satysfakcjonujące rozwiązanie. Dzieci nie chcą widywać starzejących się, zramolałych rodziców, rodzice zaś nie chcą pamiętać, czym sobie na to zasłużyli, a nikt nie chce rozmawiać o śmierci i samotności. A to, że popełniamy błędy, wiążąc się z partnerkami czy partnerami stanowiącymi lustrzane odbicie zachowań rodziców, to tylko ponury żart losu i najprawdopodobniej niewiele możemy zdziałać poza próbą wyciągnięcia z tego wniosków na przyszłość. O ile jakakolwiek jest nam pisana.

olivekitteridge101.jpg

TV STILL — DO NOT PURGE — HBO miniseries — OLIVE KITTERIDGE Part 4: Bill Murray. photo: Jojo Whilden

Można by rzec, że HBO niepostrzeżenie złamało następne tabu – w końcu jako pierwsza stacja telewizyjna brawurowo mówiąca o seksie („Seks w wielkim mieście”), przemocy („Rodzina Soprano”) czy umieraniu („Sześć stóp pod ziemią”), tym razem przedstawiając starość wypełnioną żmudnym oczekiwaniem na śmierć, wskazuje kolejny problem egzystencjalny. Wbrew pozorom, seriale o jesieni życia bez dobrotliwego i patronizującego spojrzenia na emerytów to wciąż terra incognita. Ucieczka przed jutrem jest widocznie silniejszą pokusą niż stawienie czoła faktowi, że Europa się starzeje, a my – jeszcze szybciej od niej. A przecież „jutro to dziś – tyle że jutro”…

Przypisy:

[1] Docusoap – gatunek produkcji telewizyjnej łączący cechy serialu dokumentalnego i opery mydlanej. W Polsce reprezentują go takie produkcje jak „Trudne sprawy” czy „Pamiętniki z wakacji”.

 

Serial:

„Olive Kitteridge”, scen. Jane Anderson, prod. USA 2014–.

 

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 319

(7/2015)
17 lutego 2015

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj