0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Patrząc > Ciemności kryją ziemię...

Ciemności kryją ziemię i lud we śnie leży. Wokół spektaklu „Dziady” w reżyserii Mai Kleczewskiej w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie

Karolina Felberg

Czy „Dziady” powinny dyżurnie obsługiwać wszelkie narodowe traumy? Najnowsza inscenizacja dramatu Mickiewicza afirmuje rewolucyjny potencjał współczesnej jednostki, nie jest jednak wolna od publicystycznych uproszczeń.

„Dziady” Adama Mickiewicza przez całe dziesięciolecia należały do kanonu romantycznego dramatu „do czytania” – tekstu zatem niescenicznego, a w rzeczywistości rozbiorowej niemożliwego do wystawienia na deskach teatralnych z przyczyn politycznych. Niemniej, 31 października 1901 roku w krakowskim Teatrze Miejskim odbyła się wreszcie prapremiera „Dziadów” w inscenizacji oraz ze scenografią Stanisława Wyspiańskiego, a w toku XX wieku z utworem tym zmierzyli się Leon Schiller, Aleksander Bardini, Adam Hanuszkiewicz, Jerzy Grotowski, Krystyna Skuszanka, Kazimierz Dejmek, Konrad Swinarski, Maciej Prus, Jerzy Grzegorzewski, Tadeusz Konwicki i wielu innych. Z kolei 19 listopada 2021 roku, a zatem w 120. rocznicę pierwszego wystawienia, w miejscu prapremiery, które w międzyczasie przemianowane zostało na Teatr im. Juliusza Słowackiego, odbyło się wystawienie „Dziadów” Mai Kleczewskiej – wydarzenie głośne za sprawą małopolskiej kurator oświaty Barbary Nowak, która w oficjalnym piśmie „zdecydowanie odradza organizowanie przez szkoły wyjść dzieci i młodzieży na ten spektakl”. Dzieło Mickiewicza w interpretacji reżyserki miało stać się li tylko „swobodną emanacją poglądów środowiska, które pragnie kształtować spojrzenie społeczne na współczesną Polskę nie z troską, miłością należną Ojczyźnie, lecz z nienawiścią do jej rodowodu historycznego, do tożsamości narodu ugruntowanego na fundamencie tradycji cywilizacji łacińskiej”. Argumentacji tej nie sposób zbijać czy nawet komentować – wypada jednakowoż podziękować (nad)gorliwej urzędniczce, dzięki której przynajmniej ten krakowski teatr nie musi walczyć w rzeczywistości postpandemicznej o powrót doń publiczności. Po takiej bowiem reklamie bilety na arcydzieło z XIX wieku rozeszły się błyskawicznie. Pytanie o faktyczny wymiar tej inscenizacji pozostaje jednakowoż otwarte. A zatem – jest po co jechać tej zimy do Karkowa?

To jest ten skandal, o którym, czytając Mickiewicza, nie chcą pamiętać co poniektórzy! Autor „Pana Tadeusza” wzywa bowiem człowieka nowoczesnego do niezwykle radykalnego myślenia, a co za tym idzie – skazuje go na samotnictwo: nigdy nieustającą walkę, a może i wieczne niespełnienie?

Karolina Felberg

Rewolucyjny Konrad

Tak. Należy zawalczyć o wejściówkę – ot choćby dla Konrada, którego genialnie o(d)grywa w tym spektaklu Dominika Bednarczyk. Dlaczego kobieta?

A dlaczego nie?

W adaptacji Mai Kleczewskiej i Łukasza Chotkowskiego stawką dramatu nieodmiennie pozostaje ukazanie rewolucyjnego potencjału jednostki w pełni oddanej sprawie narodowej. Zarówno w tekście Mickiewicza, jak i w krakowskim przedstawieniu cel ten realizuje się poprzez wskazanie na (nie)możliwości wiążące się z tą niełatwą przecież pozycją. Oto bowiem śpiewak Konrad, rozpoznawszy w absolutyzmie, w którym przyszło mu żyć, czas namaszczonych przez los (milczące niebiosa) tyranów (car/senator), wieszczy ostateczny zmierzch feudalizmu i nadejście epoki zupełnie nowej, która zrodzi się z… jego pieśni.

Konrad odmawia wyśpiewywania potęgi czy powagi „starego porządku” – gardzi bowiem „martwą budową / którą gmin światem zowie i przywykł ją chwalić”. Jako śpiewak chce działać na podobieństwo Boga: chciałby tworzyć całkiem nową rzeczywistość „z niczego” – z czystej zatem potencjalności czy, jakbyśmy dziś powiedzieli, z afektów oraz ich napowietrznych emanacji (głosów). Jego „słowa-czyny” („pieśń-tworzenie”) to „siła”, „dzielność” i sama „nieśmiertelność”:

Ja czuję nieśmiertelność, nieśmiertelność tworzę,
Cóż Ty większego mogłeś zrobić – Boże?

„Improwizacja”, którą tu przywołuję i którą arcydzielnie wygłosiła z pustej i ciemnej sceny Bednarczyk, nie przenosi żadnych rozstrzygnięć dotyczących tego, jaki ma być ów nowy (nowoczesny, postfeudalny) świat, a tylko dookreśla, kto ma wytyczać jego warunki brzegowe. Przypomnimy więc, iż będzie to (tylko i aż) romantyczne „ja”, a zatem… człowiek/podmiot/wizjoner/wieszcz:

Ja bym mój naród jak pieśń żywą stworzył,
I większe niźli Ty zrobiłbym dziwo,
Zanuciłbym pieśń szczęśliwą!

To jest ten skandal, o którym, czytając Mickiewicza, nie chcą pamiętać co poniektórzy! Autor „Pana Tadeusza” wzywa bowiem człowieka nowoczesnego do niezwykle radykalnego myślenia, a co za tym idzie – skazuje go na samotnictwo: nigdy nieustającą walkę, a może i wieczne niespełnienie? W mniemaniu wizjonera, to nie los (Opatrzność) zsyła pomyślność oraz spełnienie. Przeciwnie – człowiek sam musi sobie dobre/godne/szczęśliwe życie wywalczyć. Wpierw ma obowiązek je (z niczego) wymyśleć – stworzyć więc jego ideę, a następnie winien wcielić ją w życie: wyprocesować, nierzadko wręcz wywojować. Kleczewska doskonale rozumie racje Konrada i przedstawia je wprost – jako wciąż aktualne. A nawet więcej – jako jedynie słuszne, mimo sporego ryzyka. Wszak my, niewcześni, doskonale już przecież wiemy, do czego w toku XX wieku doprowadziły jednostki, które chciały uszczęśliwić „swoją myślą” całe narody!

Autor zdjęć: Bartek Barczyk dla Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie

Strajk Kobiet u Bazylianów

Tu właśnie z „Dziadami” Kleczewskiej najbardziej mi nie po drodze. Doceniam bowiem desperację i bezkompromisowość reżyserki w uwspółcześnianiu idei zawartych w powstałym ponad 190 lat temu arcydziele. Z jednej strony, ma ona rację, obsadzając kobietę w roli Konrada, zaś z celi u Bazylianów rugując młodzież wileńską (filaretów i filomatów) i zapełniając ją samymi kobietami – między innymi aktywistkami Strajku Kobiet. Oczywiste jest bowiem, że dziś, w 2021 roku, jednym z największych zagrożeń dla narodu polskiego są ustawy ograniczające Polkom ich podstawowe prawa, a co za tym idzie – zmuszające je do akcji ulicznych. I nie mówimy tu, rzecz jasna, o prawie do aborcji (a już zwłaszcza do tak zwanej „aborcji na życzenie”), bo po tragedii, jaka wydarzyła się tej jesieni w Pszczynie, nikt już chyba nie ma wątpliwości, że w efekcie niedawnego – a ostatecznego – orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego zakwestionowane zostało prawo Polek do ich własnego życia i zdrowia! Nawiasem mówiąc, to niebywałe, że kontrowersyjny spektakl to jedyna konsekwencja, jaka aktualnie spotyka za tę tragedię nasz warszawsko-krakowski salon. I słusznie czyni Kleczewska, dokładając do układnych polityków, skorumpowanych urzędników i służb, współtworzących tenże salon u Mickiewicza, również i zdemoralizowany kler. Nie przypadkiem światło sceny wypełnia w krakowskim spektaklu ociekający złotem ołtarz Wita Stwosza z Bazyliki Mariackiej, na tle którego bawi się oraz pracuje znienawidzony establishment.

Mniemam również, że autor „Pana Tadeusza” nie miałby nic przeciwko Konradowi stanowiącemu połączenie Janiny Ochojskiej (Bednarczyk występuje na scenie o kulach) z Marią Janion, która wygłasza w krakowskiej realizacji kluczowe kwestie o sile nowoczesnej podmiotowości.

Karolina Felberg

Sądzę, że Mickiewiczowi spodobałby się Konrad stanowiący skrzyżowanie figury matki z figurą śpiewaczki, sam bowiem w „Improwizacji” porównał myśli wcielone w lotne słowa do gwiazd, które „rozsypują się po niebie” i są jak „dzieci wieszcze” („W pośrodku was jak ojciec [matka – przyp. KF] wśród rodziny stoję”). Nawiasem mówiąc, Bednarczyk, akcentując frazy związane z czułością („Tak! – czuła jestem, silna jestem i rozumna”), pięknie otwiera nas na perspektywy zarysowane w niedawnej mowie noblowskiej przez Olgę Tokarczuk. Mniemam również, że autor „Pana Tadeusza” nie miałby nic przeciwko Konradowi stanowiącemu połączenie Janiny Ochojskiej (Bednarczyk występuje na scenie o kulach) z Marią Janion, która wygłasza w krakowskiej realizacji kluczowe kwestie o sile nowoczesnej podmiotowości („Człowieku! gdybyś wiedział, jaka twoja władza! […] Myślą i wiarą zwalać i podźwigać trony”). Wszak między „Grażyną” [1823] a trzecią częścią „Dziadów” z 1832 roku, napisał (ok. 1829 roku) znane nam tylko z relacji Antoniego Edwarda Odyńca dzieło „Historia przyszłości”, gdzie przewidział globalizację, światłowody, zjednoczenie Europy i nawet inwazję nań Chińczyków. Co ciekawe, w rozstrzygającej bitwie Starego Kontynentu broniła armia złożona z kobiet i młodzieńców („pod wodzą bohaterki znad Wisły”), ponieważ rozleniwieni dwoma wiekami życia w dostatku oraz komforcie mężczyźni okazali się niezdolni do jakiegokolwiek reakcji. Mickiewicz przewidział więc dziejową rolę kobiet w naszych czasach („Historia przyszłości” opowiada bowiem o pierwszych dziesięcioleciach trzeciego tysiąclecia), nie przypuszczał jednakże, iż jednocześnie jego ojczyzna (nareszcie niepodległa!) stanie się „piekłem kobiet”, a przy tym również i miejscem wykluczającym rozmaite grupy społeczne z pełnego ich udziału w realizacji praw podstawowych.

Autor zdjęć: Bartek Barczyk dla Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie

Skomplikowany naród

I tu właśnie dochodzimy do tej „drugiej strony” – tym bowiem, co niechybnie skomplikowało się (a w wielu razach wręcz skompromitowało się) przez te niemalże dwa wieki, jest… nowoczesna idea narodu. Autorzy adaptacji czują to zresztą, inaczej nie zrezygnowaliby w swojej realizacji z kultowego passusu o narodzie polskim, który jest jak „lawa”, lecz skoro tak – to może nie powinni byli wystawiać dzieła, które, jak zaczynam sądzić, pierwszy raz w dziejach polskich w ogóle nie nadaje się „na te czasy”. W całości bowiem opowiada ono o nieszczęściu „zewnętrznym” (caracie), gdy tymczasem współcześnie czynnikiem kwestionującym prawa podstawowe sporej części polskiej mniejszości jest… spora część polskiej większości, której przedstawiciele są w stanie wygrywać wolne [sic!] wybory . Może jest tak, że „Dziady” – ta niedościgniona w polszczyźnie tragedia – nie powinna dyżurnie obsługiwać wszelkich naszych traum narodowych i zranień?

Za wstrzemięźliwością przemawiać by mogły sceny zbiorowe (obrzęd dziadów, salon, ale i sceny z więźniarkami), które w inscenizacji Kleczewskiej przepełnia jakaś histeryczna chaotyczność, nieporadność, (publicystyczny) fałsz i przykra sztampa. Najfatalniej wypadł tytułowy obrzęd. Reżyserka krakowskiego spektaklu redukuje bowiem osoby z Mickiewiczowskiego dramatu do figur/masek/symboli (niczym u Wyspiańskiego), które, choć sobie wrogie i nienawistne, nie wiedzieć czemu, krzyczą jednym głosem i, co gorsza, w tym samym kierunku. Tłum ten współtworzą celebrytki, narodowcy, prostytutki, geje, katofanatycy, chasydzi, wiejskie kobiety, (ex)panowie… Brakuje w nim jednakowoż choć jednej prawdziwej postaci. Bo kim na ich tle jest na przykład współcześnie Guślarz?

Może jest tak, że „Dziady” – ta niedościgniona w polszczyźnie tragedia – nie powinna dyżurnie obsługiwać wszelkich naszych traum narodowych i zranień?

Karolina Felberg

Gwoli sprawiedliwości – jeden koncept ze sceny obrzędu dziadów spodobał mi się szczególnie: ukazanie Józia i Rózi jako kombatantów powstania warszawskiego. Zabieg ten, efektowny i efektywny zresztą, jak w soczewce ukazuje nam bowiem bankructwo nowoczesnych konstruktów – ot, choćby takich jak „lud” i „ludowość, „naród” i „narodowość”, a także „tożsamość narodowa” czy „wolność”, a więc idei, kategorii oraz wartości jakże perspektywicznych dla Mickiewicza, dla nas z kolei cokolwiek już problematycznych. W efekcie, mimo trafności tegoż konceptu, sam obrzęd dziadów (podobnie jak sceny z Senatorem, którego sugestywnie zagrał Jan Peszek) wydaje się jakby „na siłę” doklejony do niezwykle przejmującego i przekraczającego wymiar historyczny losu samotnego śpiewaka (śpiewaczki).

Autor zdjęć: Bartek Barczyk dla Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie

Głos i ciemność

W rzeczywistości bowiem spektakl Kleczewskiej ma dwie bohaterki: kobiecy głos Konrada (krótkie włosy, ciemna bluza, spodnie bojówki, ciężkie glany oraz kule) i scenografię, którą stworzyła Katarzyna Borkowska. Cała reszta wydaje się dla obu jedynie przypisem – publicystyczną wstawką. Mickiewiczowski dramat rozgrywa się w słowach wypowiadanych przez Dominikę Bednarczyk – zwłaszcza w tych partiach tekstu, które aktorka wygłasza z pustej, ciemnej sceny, mocując się poprzez nie wyłącznie z samą sobą, choć, rzecz jasna, adresując je z pełną świadomością retoryczności tego gestu do ciemnej, głuchej, milczącej przestrzeni, pośród której, nawiasem mówiąc, stoi i która się w niej jak gdyby przegląda, podwaja, odbija – wnika w nią, rezonuje w jej ciele, dudni w nim tą bezkresną pustką (czystą potencjalnością – samym afektem) i skręca w jej gardle w ów głos. Ten głos – pozbawiony najdrobniejszej nutki fałszu – rozlega się w teatralnych ciemnościach prawdziwie, boleśnie i nieuchronnie. Nieśmiertelnie – jak powiedziałby zapewne Mickiewicz. Czasem wydobywa się z głębokości, czasem krąży po pustej przestrzeni – wzlatuje w górę, odbija się echem… Jak wyrazista (męski ubiór), a jednocześnie taka bezbronna (kobieca, a przy tym kaleka) sylwetka Konrada, która bezustannie powtarza się w lustrzanej podłodze. Jaka więc myśl jest stawką głosu tak (dobrze) ustawionego?

Kleczewska sugeruje nam odpowiedź na to pytanie już w pierwszej scenie spektaklu – w monologu Więźnia (Gustawa) przemieniającego się, mocą swej pieśni, w Konrada. Tekst pochodzi z prologu „Dziadów drezdeńskich”, a Bednarczyk wygłasza go jakby spod sceny Teatru im. Juliusza Słowackiego:

Nocy cicha, gdy wschodzisz, kto ciebie zapyta,
Skąd przychodzisz, gdy gwiazdy przed sobą rozsiejesz,
Kto z tych gwiazd tajnie przyszłej drogi twej wyczyta!
„Zaszło słońce”, wołają astronomy z wieży,
Ale dlaczego zaszło, nikt nie odpowiada;
Ciemności kryją ziemię i lud we śnie leży,
Lecz dlaczego śpią ludzie, żaden z nich nie bada.
Przebudzą się bez czucia, jak bez czucia spali –

Natomiast finałem krakowskich „Dziadów” są słowa stanowiące kontynuację przytoczonego wyżej monologu:

Sen – ten świat cichy, głuchy, tajemniczy,
Życie duszy, czyż nie jest warte badań ludzi!
Któż jego miejsce zmierzy, kto jego czas zliczy!
Tworzy się człowiek śpiący – śmieje się, gdy zbudzi.
Mędrcy mówią, że sen jest tylko przypomnienie –

Mędrcy przeklęci!

Czyż nie umiem rozróżnić marzeń od pamięci?

Ten głos – pozbawiony najdrobniejszej nutki fałszu – rozlega się w teatralnych ciemnościach prawdziwie, boleśnie i nieuchronnie. Nieśmiertelnie – jak powiedziałby zapewne Mickiewicz.

Karolina Felberg

Dzięki tej ramie „Dziady” Mai Kleczewskiej – spektakl niewolny od pęknięć, luk, fastryg, miejscami wewnętrznie sprzeczny, wręcz niedorzeczny, w partiach, poprzez które prowadzi nas wiarygodny, kobiecy głos Konrada, okazuje się jednocześnie (nieznośnym) proroctwem i (jakże przykrą) diagnozą. „Ciemności kryją ziemię” – stwierdza śpiewak wyposażony w niezwykły głos i jednocześnie pozbawiony jakiejkolwiek nadziei na to, że ktoś (Bóg) go wysłucha. „I lud we śnie leży” – dopowiada, ujawniając tym samym prawdziwą naturę bezpowrotnie prześnionej (jak twierdzi Andrzej Leder) nowoczesności – tej naszej bezustannie czekającej na przebudzenie rzeczywistości. Wspaniała jest jednakowoż wiara w moc Mickiewiczowskiego afektu, która raz po raz przebija się w spektaklu Kleczewskiej przez ten mrok oraz głuche milczenie, by objawić się jako zjawiająca się skądinąd siła, która (wiernie) łamie się w idealnie ustawiony i pewny siebie głos pieśniarki – w tę potęgę, która będzie „zwalać i podźwigać trony”, jeśli tylko zdołała przedrzeć się wreszcie przez ludzkie gardło…

Nie wiemy, co się zdarzy, kiedy ta siła nadejdzie – czekamy na nią w ciemności, zaafektowani.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 675

(50/2021)
14 grudnia 2021

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj