0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Czytając > Biesy na każdą...

Biesy na każdą epokę. O książce „Historia terroryzmu. Od starożytności do Da’isz”

Paweł Majewski

„Historia terroryzmu. Od starożytności do Da’isz” jest próbą ogólnego ujęcia kwestii tytułowej. Jednak ze względu na dyspozycję materiału – jest to raczej historia najnowsza.

Słowo „terror” oznacza po łacinie „przerażenie” i było używane w tym znaczeniu przez starożytnych Rzymian, którzy urobili je od czasownika „terreo”, oznaczającego „drżeć”. Cezar, pisząc o panice bitewnej, powiada: „legiones metu ac terrore occaecatae” [„legiony oszalałe ze strachu i grozy” – „Wojna afrykańska”, 40, 4]. Terror to strach tak silny, że człowiek zaczyna od niego dygotać, drżeć na całym ciele i boi się wszystkiego dokoła. I właśnie taki jest główny sens uprawiania terroryzmu – polega ono na wzbudzaniu przerażenia i poczucia zagrożenia w wielu ludziach, poprzez akty przemocy, dla osiągania celów politycznych. Te trzy właściwości – przemoc, strach i polityka – pojawiają się we wszystkich, skądinąd bardzo zróżnicowanych definicjach terroryzmu.

Przełożona z francuskiego i wydana przez PIW w serii „ceramowskiej” „Historia terroryzmu. Od starożytności do Da’isz” jest próbą ogólnego ujęcia kwestii tytułowej. Jednak podtytuł tej książki jest mylący, historia aktów terrorystycznych do roku 1789 zajmuje w niej bowiem niecałe czterdzieści stron i składa się ze szkiców o zelotach, asasynach i tyranobójcach oraz z kilku wzmianek o aktach przemocy skierowanej przez oddziały wojskowe wobec ludności cywilnej w celu zastraszenia przeciwnika – zwłaszcza podczas wojny trzydziestoletniej, kiedy takie działania przybrały na sile w Europie. Ale taka dysproporcja materiału jest uzasadniona, ponieważ „terroryzm”, chociaż różnie definiowany, wiąże się przede wszystkim z epoką nowoczesną, w której narastającym konfliktom między władzą polityczną a grupami obywateli lub poddanych towarzyszy szybki rozwój nauki i techniki, pozwalający terrorystom stosować coraz bardziej spektakularne środki oporu. Toteż autorzy książki omawiają na kolejnych trzystu pięćdziesięciu stronach okres od 1789 do 2015 roku, daty publikacji jej oryginału, z czego większość, w sumie przeszło połowę całego tekstu, zajmuje okres po 1968 roku, z krótkimi wycieczkami w przeszłość, jeśli zachodzi potrzeba wyjaśnienia genezy tej czy owej grupy ekstremistów. Zatem, ze względu na dyspozycję materiału, jest to raczej „najnowsza historia terroryzmu”.

Problem z syntetycznym ujęciem tematu terroryzmu polega między innymi na tym, że można terroryzm definiować zarówno jako formę nieusankcjonowanej prawnie przemocy jednostek lub grup skierowanej wobec aparatu władzy państwowej (we własnym lub cudzym państwie), jak i – odwrotnie – jako formę systematycznej przemocy aparatu władzy państwowej skierowanej wobec jednostek (również we własnym lub cudzym państwie). Autorów książki zdecydowanie bardziej interesuje pierwsza z tych możliwości, o czym świadczy fakt, że Wielkiemu Terrorowi w stalinowskiej Rosji, będącemu wzorcowym przykładem typu drugiego, poświęcają dwa akapity, a o terrorze państwowym Trzeciej Rzeszy, zarówno w Niemczech, jak i na terytoriach okupowanych, można tam znaleźć tylko kilka marginalnych wzmianek. Książka ta jest przede wszystkim sprawozdaniem z działalności grup terrorystycznych działających po II wojnie światowej – od bojówek algierskiego Frontu Wyzwolenia Narodowego przez Rote Armee Fraktion i Czerwone Brygady aż po Al-Kaidę i Państwo Islamskie. Na tym polu autorzy dostarczają wiele informacji, chociaż nie wszystkim odbiorcom spodoba się ich nieustający wysiłek mający na celu połączenie faktografii z syntezą teoretyczną. Warto podkreślić, że nie ma dla nich większego znaczenia ideologia stojąca za poszczególnymi aktami terroru – terroryzm lewicowy, prawicowy, narodowy i religijny są tu potraktowane w miarę równoważnie, choć w ostatnich partiach książki przewagę uzyskują muzułmanie.

Z zawartych w „Historii terroryzmu” analiz wynika między innymi to, że władza państwowa jest wobec zorganizowanego oddolnie terroryzmu zawsze do pewnego stopnia bezradna – i to nawet, jeśli jest w stanie go infiltrować i monitorować. Akty terroru z definicji są nieprzewidywalne, a wydarzają się nie dlatego, że osoba Y nie lubi osoby X, lecz dlatego, że forma władzy społecznej, której osoba X jest reprezentantem, nie odpowiada poglądom na świat wyznawanym przez osobę Y. W każdym manifeście terrorystycznym można znaleźć dobitnie wyrażoną myśl – działamy w imię idei, nie w imię własnych odczuć; te ostatnie nie mają żadnego znaczenia. To właśnie „oddanie sprawie” czyni ową sprawę tak niebezpieczną, zwłaszcza dla ofiar zamachów, których jedyna wina polega na tym, że przypadkowo znajdują się w zasięgu rażenia zdetonowanych ładunków wybuchowych. A na temat stylistyki tych manifestów można wyrobić sobie własne zdanie, ponieważ ostatnią część „Historii terroryzmu” stanowi mała antologia tekstów źródłowych, w której Nieczajew i Bakunin sąsiadują z Chomeinim i Osamą ibn Ladinem.

W tej antologii znajduje się również część poświęcona literackim obrazom terroryzmu, w niej zaś między innymi fragment „Biesów” Fiodora Dostojewskiego z przemową Szygalewa. Czytając dziś „Biesy”, trzeba sobie wciąż powtarzać, że tę powieść napisano sto pięćdziesiąt lat temu, a nie w zeszłym roku. Dostojewski przewidział w niej nie tylko wiele wydarzeń XX stulecia, ale i to, co się dzieje obecnie. Postacie „Biesów”, niemal bez wyjątku cierpiące na rozmaite zaburzenia osobowości (skądinąd zdiagnozowane w nauce dużo później), można podzielić między innymi w taki sposób, aby przydzielić je do trzech stuleci historii nowoczesnych ruchów ekstremistycznych.

I tak, stary Wierchowieński, odznaczający się łagodnym, pretensjonalnym zidioceniem, byłby w tej typologii pogrobowcem oświeceniowo-romantycznych wrażliwych racjonalistów, sprawiających pod koniec XIX wieku wrażenie oderwanych od życia mamutów (by nie rzec: dziadersów, ale to słówko chyba już wyszło z mody – i to jeszcze zanim do niej na dobre weszło). Potem idą typy dwudziestowieczne: Szygalew, który odzywa się tylko kilka razy, ale to, co mówi, jest gotowym programem terroryzmu państwowego; Kiriłłow, który uznaje, że ostatecznym wyrażeniem wolnej, samodzielnej woli człowieka jest odebranie sobie życia; Stawrogin, którego bezinteresowne zło wynika z postrzegania przez niego świata jako kiepskiego żartu wypłatanego przez Nikogo. Natomiast Piotr Stiepanowicz Wierchowieński to postać w pewnym sensie ponadczasowa – w każdym spośród kilku ostatnich stuleci, również w naszym, a może nawet szczególnie w naszym, można odnaleźć takie osoby, siejące zamęt, zjawiające się z kanisterkiem benzyny wszędzie tam, gdzie zaczyna się coś palić, rozgrywające własne, partykularne, ambicjonalne gierki pod pozorem działania dla wielkiej sprawy powszechnej.

Piotr Stiepanowicz Wierchowieński, po tym jak zamordował jedynego bohatera tej powieści, którego można było polubić, mówi do swoich „współspiskowców”, biernych świadków tego zabójstwa: „Każdy wasz krok zdążać winien do tego, aby waliło się wszystko, i państwo, i jego moralność. Zostaną tylko ci, którzy zawczasu wyznaczyli siebie do zagarnięcia władzy: mądrych pozyskamy, a pojedziemy na plecach głupców. Nie trzeba się tego wstydzić. Trzeba wychować na nowo pokolenie, aby uczynić je godnym wolności” [cz. III, rozdz. 6, przekład Tadeusza Zagórskiego].

Kto może się dziś pod tymi słowami podpisać? Czy na pewno ci, których wskazalibyśmy w pierwszym odruchu?

 

Książka:

Gérard Chaliand, Arnaud Blin, „Historia terroryzmu. Od starożytności do Da’isz”, przełożyła Katarzyna Pachniak, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2020, seria „Rodowody Cywilizacji”.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 630

(5/2021)
2 lutego 2021

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj