0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Patrząc > Hołd dla kina,...

Hołd dla kina, poprawność i biografistyka. Podsumowanie Oscarów 2015

Łukasz Jasina

Jak znaleźć klucz do opisania ceremonii rozdania nagród najważniejszych w światowym przemyśle filmowym? Moment przyznania Oscarów stał się już dawno wydarzeniem, o którym pamiętamy nie tylko z uwagi na laureatów, lecz także dlatego, że się po prostu odbyło.

Mimo mnogości filmowych festiwali i wyróżnień narodowych i branżowych kopiujących Oscara, tylko statuetki przyznawane od 86 lat w Los Angeles poruszają większą część świata. Ceremonia odbywająca się w Dolby Theatre awansowała do rangi wydarzenia popkulturowego. Czy znajdziemy lepszy dowód na to, że amerykańskie kino jako chyba najżywotniejsza część amerykańskiej kultury zdobyło wraz z nią pozycję uniwersalną? Nie było to dane przecież starającym się o to kinematografii francuskiej, rosyjskiej ani niemieckiej. Nawet filmowcom z Wielkiej Brytanii udaje się to często tylko dlatego, że z powodów historycznych i kulturowych amerykańską X muzę współtworzą.

87. z kolei ceremonia wręczenia Oscarów nie wyróżniła się – w przeciwieństwie do niektórych z jej poprzedniczek. Nie było to wydarzenie na miarę roku 1977 z rozliczeniowym i wewnątrzamerykańskim pojedynkiem „Rocky’ego” i „Powrotu do domu”. Nie powtórzyły się również momenty dla kinomana i kinoholika wyjątkowe – zwycięstwa legendarnego „Ben Hura”, „Przeminęło z wiatrem” czy „Titanica”. Nie był to także Oscary A.D. 2002 czy 2009 z ich rozpolitykowanymi nagrodami w głównych kategoriach. Bliżej nam było tym razem do mieszanki lat 2011 i 2012, kiedy to wygrywały sprawdzone wzorce gatunkowe okraszone opowieściami opiewającymi kino.
dolby2 (Kopiowanie)

Hollywood a sprawa polska

Dla Polaków (i spuśćmy tu łaskawie zasłonę milczenia na tych, którzy w „Idzie” widzą spisek „czerwonej pajęczyny” gloryfikujący niesławnej pamięci postać Heleny Wolińskiej-Brus) rok 2015 będzie jednak zawsze się kojarzył z sukcesem, jakim jest przyznanie polskiemu filmowi Nagrody Akademii za najlepszy film nieanglojęzyczny. Dotychczasowy brak tej nagrody wydawał się dużym kompleksem naszej kinematografii. Sztuka ta nie udała się ani Wajdzie, ani Kawalerowiczowi, ani Hasowi, ani Antczakowi – żadnemu z prominentnych twórców polskiego kina i przedstawicieli jego mnogich rodzajów. Oscarem w tej kategorii nie uhonorowano szkoły polskiej, kina moralnego niepokoju ani żadnego monumentalnego dzieła polskiego kina, z „Potopem” (1974) na czele. Psuło to nieco nasze przekonanie o wiodącej roli naszej kinematografii w Europie Środkowo-Wschodniej. Kino czeskie dorobiło się w końcu amerykańskiej nagrody dwukrotnie, a słowackie raz. Oscara dostawali Szabó i Bondarczuk. Każda okazja, kiedy to pierwszy polski Oscar mógł się przydarzyć, wiązała się z narodowym odliczaniem – tak było i w roku 2008 (przy okazji nominacji „Katynia”) oraz 2011 („W ciemności”). Nawet Oscary za całokształt dla Wajdy, za „Tango” dla Rybczyńskiego czy za reżyserię dla Polańskiego omawiane były w podobnym kontekście – narodowego głodu sukcesu.

Nocą z 22 na 23 lutego 2015 r. kompleks zwalczono, nagradzając polskie kino za film niezwykle dojrzały pod względem artystyczny i zrealizowany przez Polaka ukształtowanego poza krajem. Symbolem związków rodzimej kinematografii z tradycją jest jednak fakt, że „Ida” dotyka tematyki będącej esencja najlepszych dzieł polskiego kina – czyli II wojny światowej. Również usytuowanie akcji filmu w czasach Gomułkowskiej Polski jest w pewnym sensie hołdem dla szkoły polskiej.
birdman-4 (Kopiowanie)

„Birdman”, czyli samorozliczenie

Zaletą „Birdmana” nie jest sam pomysł na film autotematyczny, bo takie dzieła się już w Hollywood zdarzały. Inna sprawa, że niezbyt często je nagradzano właśnie przy okazji Oscarów. „Wszystko o Ewie” Josepha Mankiewicza z jego wiwisekcją głównej bohaterki wydaje się skojarzeniem, które najszybciej pojawia się w umyśle historyka kina, choć dzieło Iñarritu przypomina raczej „Alexa w krainie czarów” (1970) Paula Mazursky’ego. Podobieństwa są jednak zagadnieniem drugorzędnym. Najważniejsze, że nagrodzono film, w którym opowiada się o sztuce, gwiazdorstwie i świecie filmowym, choć może brzmieć to jak uproszczenie. Zastanowić się należy, dlaczego Hollywood – największa na świecie filmowa branża – skupiło uwagę na sobie, podczas gdy wokół piętrzy się wiele aktualnych tematów – również tych podjętych przez bezpośrednich konkurentów „Birdmana”. Wielbiciele twórczości Iñarritu powiedzą, że to słusznie, gdyż jego film to arcydzieło, które nie stara się dotykać tematów doraźnych.

Sprawdziła się stara zasada, według której doskonały rzemieślniczo brytyjski aktor zawsze ma szanse wygrać z Amerykaninem występującym nawet w roli życia.

Łukasz Jasina

Tu dodać należy, że Oscarowe wywyższenie bolesnej wiwisekcji artystycznego światka, czyli „Birdmana”, miało swoje granice. Michael Keaton, na którego roli film ten opierał się niemal w całości, swojego Oscara nie otrzymał. W wypadku nagrodzonego za najlepszą rolą męską Eddiego Redmayne’a (rola Stephena Hawkinga w „Teorii wszystkiego”) sprawdziła się stara hollywoodzka zasada, według której doskonały rzemieślniczo brytyjski aktor zawsze ma szanse wygrać z Amerykaninem występującym nawet w roli życia. Zwłaszcza jeśli mówimy w tym przypadku o dziele skrajnie poprawnym, opierającym się na perfekcyjnym odtworzeniu na ekranie postaci żyjącej lub zmarłej. Doceniamy tego typu dokonania Sissy Spacek, Philipa Seymoura Hoffmana czy Reese Witherspoon, ale ich kreacje nie stają się przecież kamieniami milowymi aktorstwa. Rola Keatona ma szansę na zapisanie się w historii kina.

Identycznie skonstruowany jest wybór pozostałych trzech nagród aktorskich (Julianne Moore za „Motyl Still Alice”, Patricia Arquette za „Boyhood” oraz J. K. Simmons za „Whiplash”). To role ostre i powodujące poruszenie u widza, a do tego doskonale zagrane. Odtworzyli je aktorzy, którym Oscary się po prostu należały – choć czy koniecznie za te właśnie filmy?

Nagrody aktorskie i dla najlepszego filmu dowiodły teraz, paradoksalnie, przewagi amerykańskiej wersji kina artystycznego nad jego odmianą epicką. Chociażby „Snajper”, którego realizacyjnej perfekcji nie można podważyć, nie znalazł tym razem uznania w oczach Akademii. Clint Eastwood też nagradzany był za filmy raczej kameralne, jak chociażby „Za wszelka cenę” (2004). Może filmowcy powinni sobie tę lekcję wziąć do serca?

 


Dyskusję na temat „Idy” podsumowała na łamach  „Kultury Liberalnej” Karolina Wigura.

Na temat „Birdmana” pisała również Karolina Ćwiek-Rogalska.


 

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 320

(8/2015)
24 lutego 2015

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj