Łukasz Pawłowski: W świetle licznych problemów, którym musi dzisiaj sprostać Unia Europejska – Brexitu, kryzysu w strefie euro, kryzysu migracyjnego, terroryzmu i konfliktu na Ukrainie – jakie znaczenie dla Europy ma rola Trybunału Konstytucyjnego w Polsce?

Mark Leonard: Ma znaczenie, ponieważ dotyczy podstawowego DNA, tożsamości Unii Europejskiej założonej wokół pewnych wartości i norm, do których przestrzegania zobowiązały się państwa członkowskie. W czasie, kiedy na świecie ma miejsce swoista kontrrewolucja przeciwko liberalnym wartościom, pojawia się zagrożenie, że projekt rozpadnie się od wewnątrz. Unia Europejska jest dziś krucha, zmaga się z wieloma wyzwaniami zewnętrznymi i wewnętrznymi.

Jej przyszłość zależy między innymi od polityki rządzących w poszczególnych krajach UE. Na Węgrzech Viktor Orbán celowo prowadził kampanię przeciwko UE, chcąc zapewnić swoim rządom legitymację na arenie wewnątrzkrajowej. Toczy się spór, jak Europa powinna reagować na oskarżenia, które kierują wobec niej państwa członkowskie. Jednym sposobem jest odwoływanie się do faktów i ignorowanie prowokacji, a drugim – aktywna obrona wartości i wprowadzanych zmian. Najgorszą opcją jest wyznaczanie granic, czerwonych linii, których przekroczenie nie skutkuje jednak żadnymi realnymi konsekwencjami. To rodzi oskarżenia o cynizm Unii Europejskiej i całkowicie podważa jej autorytet.

sorman

Wielkim błędem było na przykład przegłosowanie „kwot uchodźców” metodą większości kwalifikowanej i zignorowanie oporu niektórych państw. To wzmocniło społeczny sprzeciw w stosunku do Unii Europejskiej. Ostatecznie jednak nie zdecydowano się na dalsze wywieranie nacisku na te państwa, które wyłamały się z większości, co było mądrą decyzją. Tym samym jednak, poprzez działanie wbrew opinii publicznej, osłabiono autorytet UE, unijną soft power, ale również hard power, ponieważ państw przegłosowanych nie spotkały żadne konsekwencje. Unia przegrywa na obu frontach.

Jakub Bodziony: Parlament Europejski właśnie wydał kolejną rezolucję potępiającą działania polskiego rządu. W Europie ta decyzja nie wzbudziła poruszenia, a kiedy prześledzimy historię napięć między Brukselą a Budapesztem, widzimy wyraźnie, że UE ma trudności z wywieraniem wpływu na rządy poszczególnych państw. Jakie są możliwości oddziaływania UE na państwa członkowskie, które nie przestrzegają unijnych norm i przepisów?

W krótkoterminowej perspektywie nie ma zbyt wielu rozwiązań. Narzędziem wpływu będą negocjacje następnego unijnego budżetu, którego Polska jest jednym z głównych beneficjentów. Zdecydowane działania z strony Unii Europejskiej mogłyby wywrzeć skutek odwrotny do zamierzonego i wzmocnić narrację Jarosława Kaczyńskiego. Uważam, że Donald Tusk ma odpowiednie zrozumienie tego, jaki skutek mogłyby mieć poszczególne decyzje, dlatego warto zwracać uwagę na jego słowa.

ŁP: Czy w tak przełomowym dla UE momencie, państwa narodowe powinny przekazać dodatkową władzę instytucjom unijnym, czy też, wręcz przeciwnie, wpływ Komisji Europejskiej i Brukseli powinien zostać ograniczony?

Wiele zależy od kontekstu. Obecnie w każdym kraju UE istnieją grupy otwarcie sprzeciwiające się Unii Europejskiej i wartościom, na których została zbudowana. Ingerowanie w wewnętrzne sprawy państw może przyczynić się do wzrostu poparcia dla tych antyunijnych inicjatyw. Byłbym ostrożny w kwestii zwiększania aktywności instytucji unijnych, jeśli nie ma ku temu bardzo solidnych podstaw.

Kwestia Polski budzi zaniepokojenie, ponieważ obecny rząd kwestionuje podstawowe zasady gry. Ale w obronę polskiej konstytucji musi być zaangażowane polskie społeczeństwo obywatelskie i opozycja. UE nie może stać się częścią polskiej opozycji parlamentarnej. To byłoby złe dla polskiej opozycji i osłabiłoby pozycję Polski na arenie europejskiej.

ŁP: 15 września odbył się pierwszy nieformalny szczyt UE bez udziału Wielkiej Brytanii. Donald Tusk, Angela Merkel, François Hollande zgodnie twierdzili, że należy przywrócić wiarę ludzi w UE i stworzyć „mapę drogową” dla dalszego rozwoju. W jaki sposób można tego skutecznie dokonać?

Trzeba pokazać ludziom, że rządzący rozumieją to, iż wkraczamy w nowy etap integracji europejskiej. Przez ostatnią dekadę panowało niemal marksistowskie przekonanie, zgodnie z którym jeżeli stworzymy wspólną przestrzeń ekonomiczną, to naturalnym jej następstwem będzie powstanie politycznej superstruktury, a mieszkańców Wspólnoty połączy poczucie solidarności.

Unia udowodniła swoją skuteczność w usuwaniu barier między krajami, przyczyniając się do zniesienia restrykcji handlowych, barier celnych i zezwalając na swobodne przemieszczenie się osób wewnątrz Wspólnoty. Powstała sieć współzależności, która dzisiaj najbardziej przeraża ludzi i mobilizuje ich przeciwko UE. Przecież to właśnie kwestia swobodnego przemieszczenia osób była jednym z kluczowych elementów brytyjskiego referendum. Silne podziały występują w strefie euro, która dzieli się na państwa kredytobiorców i kredytodawców. Mamy też kraje, które muszą się zmagać się z terroryzmem i kryzysem imigracyjnym, jak Francja i Belgia.

A zatem najważniejszą rzeczą, jaką należy zrobić, jest pokazanie, że Unia potrafi zagwarantować bezpieczeństwo w ramach europejskich współzależności. To przekłada się na bardzo konkretne wyzwania – trzeba zacząć od wzmocnienia granic zewnętrznych Unii Europejskiej.

UE nie może stać się częścią polskiej opozycji parlamentarnej. To byłoby złe dla polskiej opozycji i osłabiłoby pozycję Polski na arenie europejskiej. | Mark Leonard

JB: Jeszcze przed szczytem UE w Bratysławie pojawiały się głosy – ze strony Komisji Europejskiej, ale także np. Viktora Orbána – nawołujące do rozpatrzenia pomysłu stworzenia europejskich sił zbrojnych. Czy po wyjściu z UE Wielkiej Brytanii to pomysł możliwy do zrealizowania?

Myślę, że samo hasło „armii europejskiej” jest wyjątkowo nietrafne, ponieważ nikt nie ma na myśli stworzenia jednolitego europejskiego wojska. Potrzebna jest ścisła integracja polityk obronnych, zarówno jeśli chodzi o dostawy zaopatrzenia, logistykę i zdolność do organizowania wspólnych misji zagranicznych. Ale to rządy krajowe będą decydowały o tym, jakie siły zdecydują się zaangażować, a dowodzenie nimi nie będzie odbywać się na poziomie europejskim.

Państwa są bardziej zainteresowane stanem własnych sił zbrojnych niż zwiększaniem możliwości ich działania na poziomie Unii Europejskiej. Mam nadzieję, że nastąpi postęp w tej kwestii, ale nie sądzę żeby stało się to szybko, mam bowiem w pamięci opór, jaki napotykały podobne inicjatywy podejmowane w przeszłości. Warto pamiętać, że przed Wielką Brytanią to Niemcy zatrzymały projekt połączenia systemów obronnych, a podczas operacji w Mali Francja nie korzystała z pomocy Bojowych Grup Unii Europejskiej.

smolar

JB: Węgierski premier ogłosił, że 2 listopada na Węgrzech odbędzie się referendum w sprawie proponowanych „kwot uchodźców”. Również polska partia opozycyjna Kukiz’15 zbiera podpisy w celu zorganizowania referendum w tej sprawie. Po wynikach brytyjskiego referendum napisał pan, że to strategia stosowana przez wiele populistycznych partii, a obecnie „w 18 krajach UE dąży się do rozpisania 32 referendów”. Jak można sprostać takim wyzwaniom?

Organizowanie referendów w różnych kwestiach i w różnych krajach Unii doprowadzi do paraliżu funkcjonowania Wspólnoty. Bardzo trudno jest wypracować wspólne rozwiązania w gronie 28 rządów, a w przypadku konieczności uzgodnienia wyników 28 referendów będzie to po prostu niemożliwe. Krajowi przywódcy powinni powstrzymać pokusę organizacji referendów, których przedmiot, jak w przypadku brytyjskim, może paść ofiarą populistów.

Inną kwestią jest to, że należy traktować z należytą powagą siły polityczne, które propagują tego typu pomysły. W wielu krajach wyklucza się skrajne partie z debaty publicznej, dając im komfort pozostawania poza systemem politycznym i jego swobodnej krytyki, zamiast proponowania konstruktywnych rozwiązań.

JB: Polska i Węgry opowiadają się za stworzeniem nowego traktatu europejskiego, który dałby więcej władzy rządom krajowym. Czy to może być pierwszy krok do całkowitego rozpadu Wspólnoty?

Obecnie wyzwaniem jest określenie, na czym powinna się skupić Unia Europejska oraz jak usprawnić współpracę pomiędzy krajami. Nie będzie nowego traktatu.

JB: Zbliżają się wybory w najważniejszych europejskich krajach – we Francji i w Niemczech. Czy to możliwe, że w 2017 r. na szczycie Rady Europejskiej nie zobaczymy Angeli Merkel, a miejsce prezydenta Francji zajmie Marine Le Pen?

Kilka ostatnich lat nauczyło mnie, że wszystko jest możliwe. Niewiele osób wierzyło w wyjście Wielkiej Brytanii z UE, równie mało było w stanie przewidzieć to, że kandydatem partii republikańskiej w prezydenckim wyścigu w USA będzie Donald Trump. Za kilka lat europejska scena polityczna będzie wyglądać zupełnie inaczej. Angela Merkel była do tej pory spoiwem, które trzymało w jedności Unię Europejską. Nawet gdy jej partia wygra wybory, kanclerz nie będzie już posiadała takiej władzy jak dotychczas. Nadchodzi czas niepewności i chaosu. Stary model integracji europejskiej zbliża się ku końcowi i nie ma jeszcze zgody co do tego, jak ma wyglądać jej przyszłość.

 

* Ikona wpisu: fot. Pete Linforth. Źródło: pixabay.com.