Oficjalne dane mówią o prawie 70 tysiącach zabitych, 18 tysiącach zaginionych, prawie 400 tysiącach rannych i kilku milionach pozbawionych dachu nad głową. W dziesiątą rocznicę tej krwawej katastrofy przez chińskie media przetoczyła się fala wspomnieniowych artykułów i materiałów. Oczywiście pojawiały się w nich relacje ocalałych ofiar, świadectwa bólu i strachu czy nieukojonego smutku po utracie najbliższych. Ewidentnie widoczne było jednak kierowanie uwagi i przenoszenie punktu ciężkości w inne, wybrane obszary: bohaterstwa żołnierzy, strażaków i pozostałych służb mundurowych, które brały udział w sprawnej akcji ratunkowej. Głównym tematem była zaś pomoc udzielona przez państwo ocalałym i skuteczna odbudowa zrujnowanych miast i wsi.
To czysta prawda – akcja ratunkowa rozpoczęła się błyskawicznie, państwo chińskie sprawnie zareagowało, mobilizując do akcji ludzi i sprzęt z całego kraju. Ponieważ trzęsienie ziemi wydarzyło się na kilka miesięcy przed igrzyskami olimpijskimi władze, nie chcąc szargać skrzętnie kreowanego wizerunku, zgodziły się, po raz pierwszy w historii, na udział zagranicznych ekip ratunkowych i medycznych oraz wsparcie międzynarodowych organizacji pomocowych. Władzom szybko udało się opanować chaos, przywrócić łączność ze światem (zdecydowana większość dróg w regionie nie była przejezdna) i efektywnie nieść pomoc poszkodowanym. Na zrujnowanych terenach państwo pomogło odbudować domy ponad 6 milionom ludzi, wybudowało ponad tysiąc obiektów służby zdrowia i prawie 3 tysiące szkół. Pomimo zdarzających się nieprawidłowości, sprzeniewierzeń czy nieetycznych zachowań akcję ratunkową i późniejszą odbudowę regionu zasadniczo można uznać za sukces władz. Co więcej, wyciągnięto wnioski na przyszłość i rozpoczęto reformy związane z zapobieganiem oraz reagowaniem na katastrofy i klęski naturalne.
Na laurkowym obrazku z empatycznymi władzami i sprawnym państwem istnieją jednak głębokie rysy. Władze dość wybiórczo zarządzają pamięcią o tragedii. Wykorzystują i eksponują niektóre jej aspekty do celów propagandowych – na przykład sprawność służb – inne zaś, stawiające je w niekorzystnym świetle, skrzętnie wycinają i usuwają z publicznego dyskursu. Tak właśnie jest z kwestią szkolnych murów o twardości tofu.
Władze dość wybiórczo zarządzają pamięcią o tragedii. Wykorzystują i eksponują niektóre jej aspekty do celów propagandowych, inne zaś skrzętnie wycinają i usuwają z publicznego dyskursu. Tak właśnie jest z kwestią szkolnych murów o twardości tofu. | Katarzyna Sarek
W czasie trzęsienia ziemi trwały lekcje, uczniowie w przeważającej większości nie zdołali opuścić budynków szkolnych, które składały się jak domki z kart, grzebiąc ich pod gruzami. Szacuje się, bo oficjalnych danych dotyczących zabitych i zaginionych uczniów nie opublikowano, że zginęło kilka tysięcy dzieci. Prawdopodobnie najwięcej ofiar było w szkole średniej w Beichuan – około tysiąc licealistów i ich nauczycieli zostało pogrzebanych pod lawiną głazów spadających z pobliskiej góry. Mimo tego, że pobliskie zniszczone centrum Beichuan pozostawiono nieodbudowane jako miejsce pamięci (nowe Beichuan wybudowano od zera kilkanaście kilometrów dalej), ruiny szkoły rozebrano, a na jej miejscu wzniesiono nowoczesne i przestronne muzeum poświęcone trzęsieniu ziemi, a raczej akcji ratunkowej i heroizmowi służb mundurowych, ponieważ wśród kilkunastu ekspozycji tylko jedna pokazuje samo wydarzenie. W samym muzeum brakuje informacji, że stoi na masowym grobie setek dzieci, a gdy rodzice skrzyknęli się i razem zamówili płytę nagrobną, policja skonfiskowała ją jeszcze u kamieniarza. Osoby starające się poznać przyczyny śmierci dzieci są skutecznie zastraszane i uciszane, a najbardziej zawzięci aktywiści i rodzice trafiają nawet do więzienia. Znany artysta Ai Weiwei postanowił zaangażować się w upamiętnianie ofiar, zbierając ich nazwiska i imiona (nagrał film, podczas którego zapisane białymi znakami 4851 nazwisk zabitych i zaginionych dzieci wyświetla się na ekranie przez hipnotyzujące półtorej godziny), tworząc instalacje z plecaków szkolnych czy uczestnicząc w procesie aktywistów. Zakończyło się to dla niego poważnymi konsekwencjami, między innymi operacją po ciężkim pobiciu, aresztem domowym czy oskarżeniem o niepłacenie podatków zakończonym gigantyczną grzywną.
W 2009 roku władze obiecały śledztwo mające wyjaśnić, dlaczego zawaliły się budynki szkolne, podczas gdy stojące obok domy mieszkalne czy budynki administracyjne odniosły jedynie niewielkie szkody. Do dziś nie podano do publicznej wiadomości żadnych informacji. Czy to oznacza, że nie wszczęto żadnego dochodzenia? Czy może wyniki okazały się „niepublikowalne”?
W 2009 roku władze obiecały śledztwo mające wyjaśnić, dlaczego zawaliły się [właśnie] budynki szkolne. Do dziś nie podano do publicznej wiadomości żadnych informacji. Czy to oznacza, że nie wszczęto żadnego dochodzenia? Czy może wyniki okazały się „niepublikowalne”? | Katarzyna Sarek
Zrozpaczeni rodzice twierdzą, że za śmierć ich dzieci, zazwyczaj jedynych, odpowiadają korupcja i malwersacje, przez które wznoszono budynki szkolne bez zachowania przepisów i norm bezpieczeństwa. Władze, które zdają sobie sprawę, co, pomijając kwestie emocjonalne, oznacza strata jedynego dziecka w kraju, w którym system emerytalny jest skrajnie niewydolny, wypłaciły rodzicom rekompensaty w gotówce (niekiedy skończyło się tylko na obietnicy), zagwarantowały emeryturę, a jeśli wiek pary pozwalał – zachęcały do spłodzenia kolejnego potomka. W 2009 roku na terenach dotkniętych katastrofą uruchomiono program „Zai shengyu” (Ponowne narodziny), w ramach którego, osieroconym rodzicom oferowano bezpłatną pomoc lekarską, między innymi związaną z technikami wspomaganego rozrodu. Część rodzin rzeczywiście skorzystała z możliwości urodzenia drugiego dziecka, dodatkowo zachęcona obietnicą pomocy finansowej w jego utrzymaniu, choć niestety wielu z nich nigdy się jej nie doczekało.
Dziś, kiedy po Beichuan biegają już dzieci urodzone po trzęsieniu ziemi, pamięć o ofiarach zostaje stopniowo wypierana przez peany na cześć władz i partii. Miejscowi urzędnicy posunęli się tak daleko, że oficjalne obchody nazwali Dniem Dziękczynienia – podziękowaniem za odbudowę i pomoc. Agencja Xinhua doniosła, że „wszędzie widać piękne i nieskazitelne budynki, a wdzięczność ludzi z terenów dotkniętych katastrofą jest wyczuwalna nawet w górach i szmaragdowych jeziorach”. Nic dziwnego, już w 2008 roku w Wenchuan zawisły transparenty z hasłem – „trzęsienie ziemi jest bez serca, ale partia ma serce!”.
Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Max Pixel.com