Prezydent Słupska wciąż jest dyżurną gwiazdą polskiej polityki. Spekuluje się o jego możliwym powrocie do Sejmu, ambicjach europejskich, odbudowie centrolewicy, czy wręcz o liderowaniu całej opozycji. Krążą plotki, że zakłada nową partię: wspólnie z Barbarą Nowacką albo nawet z Ryszardem Petru, ale równie dobrze samodzielnie. Pojawia się nawet w „Uchu Prezesa”, gdzie trzej byli prezydenci namawiają go do startu w wyborach głowy państwa. Czy Biedroń mógłby zostać prezydentem Polski? Oto pięć argumentów za i tyle samo przeciw.

TAK:

1. Tak, bo jest młody. Jako przedstawiciel rocznika 1976, podczas kolejnych wyborów prezydenckich będzie mieć zaledwie 44 lata. W tych samych wyborach Donald Tusk będzie 63-latkiem, Andrzej Duda 47-latkiem, a jego ewentualna zmienniczka, Beata Szydło, 57-latką. Biedroń startowałby więc w tej samej kategorii wiekowej co Duda, ale dla całego niepisowskiego elektoratu byłby już atrakcyjną alternatywą wobec liderów oscylujących przeważnie w okolicach wieku emerytalnego.

2. Tak, bo jest bezpartyjny. Przez całą obecną kadencję słupski prezydent konsekwentnie odmawia zaangażowania się w którykolwiek z lewicowych bytów. Potrafi przekazać wyrazy sympatii Razem, SLD czy Barbarze Nowackiej, jednak politycznie pozostaje wobec nich zdystansowany – prawdopodobnie skutecznie unikając dzięki temu rychłego utopienia swojej kariery. Wiele wskazuje na to, że jego potencjalny ruch będzie mieć charakter ponadpartyjnej platformy, co oczywiście niesie za sobą ryzyko słomianego zapału działaczy, samemu Biedroniowi pozwalałoby jednak zachować całkowitą niezależność.

3. Tak, bo jest lewicowy. Od 2005 roku prezydenci Polski są wyłącznie mniej lub bardziej prawicowi. W gruncie rzeczy nawet lewicowość Kwaśniewskiego wynikała raczej z jego partyjnego rodowodu, nie przejawiała się istotnie w charakterze jego działań. Historia III RP jest więc zdominowana przez prawicowych prezydentów – co oczywiście jest odzwierciedleniem generalnie słabszej pozycji lewicy, ale być może i jedną z jej przyczyn. Prezydent Biedroń jako reprezentant lewicy mógłby choćby symbolicznie stanowić tu pewną przeciwwagę, wciąż pozostając akceptowalny dla większości społeczeństwa. Zwłaszcza że…

4. …nie jest przesadnie lewicowy. W wypowiedziach Biedronia trudno doszukiwać się jakichś radykalnie lewicowych twierdzeń; choć przebija się przez nie społeczna wrażliwość. Zresztą sam Biedroń też ją równoważy: potrafi pochwalić program 500+ oraz socjalne bonusy, ale też zwrócić uwagę na potrzebę dobrego klimatu ekonomicznego wokół rynku. Nie akcentuje nad wyraz kwestii światopoglądowych, choć jest w nich oczywiście postępowy. Umiarkowana lewicowość hipotetycznie pozwoliłaby się odnaleźć Biedroniowi w Nowoczesnej czy nawet w PO – ale także umożliwia mu zawalczenie o część elektoratu tych partii.

5. Tak, bo jest gejem. To wprawdzie powód najmniej istotny, ale nieodniesienie się do niego byłoby przejawem hipokryzji. Nie chodzi wszakże tylko o orientację seksualną Biedronia, ale o sam fakt reprezentowania mniejszości oraz pewnej idącej za tym wrażliwości. W społeczeństwie na pozór jednolitym, w którym homogeniczność nadal jest przez wielu traktowana jako powód do dumy, prezydent sam reprezentujący jedną z mniejszości mógłby być personalnym gwarantem bezpieczeństwa i otwartości.

NIE:

1. Nie, bo nie ma doświadczenia. Obiektywnie trzeba przyznać, że dorobek polityczny Biedronia jest bardzo ubogi. Był posłem jednej kadencji oraz jest samorządowcem aktualnej. I tyle! Wszystkie pozostałe punkty jego życiorysu to już działalność społeczna czy publicystyczna – może i szlachetna, ale raczej nieprzekładająca się na funkcjonowanie państwa. Oczywiście można skwitować, że to konsekwencja młodego wieku kandydata, jednak nawet Andrzej Duda jako prezydent-czterdziestolatek miał za sobą o wiele bogatszy dorobek, w tym na szczeblu rządowym czy europejskim. Jeśli Biedroń wypada blado nawet na jego tle, to o czym mówić w konkurencji z innymi kandydatami?

2. Nie, bo jest bezpartyjny. Bezpartyjność wciąż pozostaje w Polsce dziwnie pożądanym fetyszem, jakby była przejawem wiarygodności i uczciwości. W realnej polityce nie da się jednak zafunkcjonować bez wsparcia, zwłaszcza ubiegając się o najwyższy urząd w państwie. Odwołania do sukcesu ruchu Macrona nie mają sensu, bo Polska uparcie wciąż nie jest Francją, a polscy wyborcy może marudzą, ale ostatecznie w większości głosują na rozpoznawalny szyld. A tego Biedroń nie zdobędzie bez utraty osobistej atrakcyjności (jeśli przyłączy się na przykład do SLD) albo katorżniczego politykowania (jeśli stworzy ruch samodzielnie).

3. Nie, bo jest lewicowy. Z perspektywy Warszawy i kilku wielkich miast można zachwycać się partią Razem, perypetiami Barbary Nowackiej czy Biedroniem właśnie, lecz w oczach większości polskich wyborców wszyscy powyżsi to egzotyka. Niewielki potencjał lewicy zagospodarowuje PiS (w warstwie socjalnej) oraz SLD (w warstwie nostalgicznej). Na ruch Biedronia nie ma wiele miejsca, nawet gdyby miał skierować się także w stronę bardziej centrowego elektoratu. Poza tym – choć przykro to przyznać – otwarcie homoseksualny prezydent na polskiej prowincji wciąż jest niewyobrażalny.

4. Nie, bo gdzie jest jego program? Biedroń może i jest sympatycznym politykiem, sprawnym samorządowcem i zwyczajnie fajnym gościem, ale… to wciąż za mało. Trudno jednoznacznie określić, co – poza lewicową wrażliwością – sobą reprezentuje. Wprawdzie mówi się, że programy polityczne czytają tylko politolodzy, jednak wciąż stanowią one podstawę tego, co polityk ma do zaoferowania społeczeństwu. Kandydat na prezydenta jakąś ofertę musi wreszcie złożyć. Wyeksponować wybrane kwestie, a pominąć inne, nawet rzucać populistycznymi hasłami – we wszystkich tych przypadkach oznacza to wejście w polityczny spór i ryzyko utraty części potencjalnego poparcia. Wtedy nawet serdeczny uśmiech Roberta Biedronia może nie wystarczyć.

5. Nie, bo nie jest Tuskiem. Donald Tusk, choć nieznośnie uwikłany w wieloletnią popisowską wojnę, wciąż pozostaje najbardziej liczącym się potencjalnym kandydatem po stronie opozycji. Nie wiem, skąd bierze się wiara w jego tryumfalny powrót z Brukseli i łatwe zwycięstwo, ale to właśnie Tusk ma ugruntowaną rozpoznawalność, utrwaloną charyzmę, solidne zaplecze i operacyjną zdolność do zbudowania wokół siebie szerokiego poparcia, wykraczającego daleko poza macierzystą partię. Biedroń ma wciąż tylko charyzmę.

Robert Biedroń pozostaje ciekawą zagadką. Trudno ustalić na ile jego popularność wynika z realnego społecznego zainteresowania, a na ile jest „podkręcana” przez media. Trudno stwierdzić, jaką ścieżkę wybierze i co jest dla niego priorytetem w najbliższych latach. Nie wiadomo, czy i kiedy założy nową inicjatywę, a jeśli tak, w jakiej formule i kogo do niej zaprosi. Nie wiadomo nawet, czy jest do tego zdolny, bo przecież żadnej partii nigdy nie przewodniczył. Być może wciąż nie wie tego sam Biedroń. Z pewnością tajemniczość dodaje mu dziś atrakcyjności. Jednak ta atrakcyjność siłą rzeczy minie, kiedy zagadki Roberta Biedronia wreszcie przestaną nimi być.

 

Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Wikimedia Commons