Chińskie dzieci i młodzież mają okulary na nosie, a ich brak zazwyczaj oznacza soczewki kontaktowe. Rodzice kupują ładne oprawki i uważają, że cóż, trudno, takie czasy, dzieci mają słaby wzrok i nic się z tym nie da zrobić. Dane medyczne z całego świata pokazują jednak, że nawet jeśli faktycznie pogarszanie się wzroku wśród nieletnich jest ogólnoświatowym trendem, to azjatyckie dzieci ślepną najszybciej i najczęściej.
Do lat 60. ubiegłego wieku uważano, że za krótkowzroczność odpowiadają geny. Późniejsze obserwacje „epidemii” krótkowzroczności na przykład wśród inuickich dzieci, których rodzice mieli bardzo dobry wzrok, sprawiło, że naukowcy w wyniku obserwacji zmodyfikowali tę tezę i postawili nową – winny jest zmieniający się styl życia. I nie chodzi nawet o czytanie na leżąco czy po ciemku, ale bardziej o całokształt i sposób spędzania czasu przez małe dzieci. Gałka oczna rośnie i kształtuje się praktycznie do dorosłości, jeśli we wczesnym dzieciństwie nie pozwoli się jej na prawidłowy rozwój, wtedy pojawiają się problemy z budową oka oraz idące za tym problemy ze wzrokiem. Obecnie uważa się, że najważniejszymi czynnikami ryzyka krótkowzroczności są niedostatek światła dziennego i zbyt długie skupianie wzroku na małej przestrzeni, na przykład kartce czy ekranie.
Ergo: wystarczy wyganiać dziecko na dwór, odgonić od książek, smartfonów i to zagwarantuje mu zdrowe oczy. Jednak w Chinach to proste i bezpłatne rozwiązanie nie wchodzi w grę. Winnych jest wielu, zaczynając od rodziców, przez szkoły, aż po system społeczny.
W czasopiśmie „JAMA Ophthalmology” w 2018 roku ukazał się raport z wieloletnich badań kilku tysięcy uczniów szkół podstawowych w Kantonie. Przez kilka lat badano wzrok dzieci od pierwszej do szóstej klasy i okazało się, że w ciągu tych sześciu lat spędzonych w szkolnej ławce chińskiemu uczniowi wzrok pogarsza się w spektakularnym tempie. Gdy wśród pierwszaków wadę wzroku (czyli powyżej -1 dioptrii) ma 12 procent, w gronie szóstoklasistów występuje ona u 67 procent dzieci. Dzieje się tak pomimo powszechnej tak zwanej „gimnastyki oczu”, czyli zestawu ćwiczeń, które dzieci codziennie wykonują w szkole. Wprowadzone w 1949 roku ćwiczenia – jako środek zapobiegawczy przed psuciem wzroku nad znakami – po pierwsze są dość trudne dla małych rąk (chodzi o uciskanie i masowanie pewnych punktów na twarzy), po drugie – całkowicie nieskuteczne. Naukowcy z Uniwersytetu Stanford w latach 2012–2013 przeprowadzili szereg badań, w których wykazali, że masowanie przez dziesięć minut okolic oczu, czoła i policzków ma co najwyżej działanie relaksujące, co jednak nie wpłynęło na przekonanie chińskich władz o znikomej skuteczności „ćwiczeń”. Chińskie dzieci zatem wciąż się masują i nieustannie tracą dioptrie.
Przewiduje się, że za trzydzieści lat ponad 80 procent chińskiego społeczeństwa będzie cierpieć na krótkowzroczność. Wśród nich około 20 procent będzie mieć głęboką wadę, powyżej -8 dioptrii, a około połowa z nich straci wzrok. | Katarzyna Sarek
Rodzice i nauczyciele częściowo zdają sobie sprawę, że dzieci, ślęcząc nad książkami od rana do nocy i praktycznie nie spędzając czasu na zabawie na świeżym powietrzu, ponoszą konsekwencje zdrowotne. Wiedzą również, że w hiperkonkurencyjnym społeczeństwie chińskim złe oceny nawet w podstawówce mogą zaważyć na całej przyszłości potomka. Dziecko musi dostać się do jak najlepszego gimnazjum i liceum, aby zdać świetnie maturę, bo tylko taka gwarantuje przyjęcie na dobry kierunek na odpowiednim uniwersytecie.
Ministerstwo edukacji zna statystyki i zna prognozy na przyszłość – przewiduje się, że za trzydzieści lat ponad 80 procent chińskiego społeczeństwa będzie cierpieć na krótkowzroczność. Wśród nich około 20 procent będzie mieć głęboką wadę, powyżej -8 dioptrii, a około połowa z nich straci wzrok. Władze inicjują programy edukacyjne i wdrażają pewne pomysły na skalę lokalną, testując ich skuteczność. W niektórych szanghajskich szkołach w tym roku wprowadzono zasadę, że w ciągu tygodnia dzieci muszą spędzić 80 minut na zajęciach na świeżym powietrzu (chińska norma to 60 minut). Naukowcy sprawdzą, jak te dwadzieścia minut więcej wpłynie na wzrok dzieciaków. Wydaje się to kuriozalne – dziecko powinno dziennie, a nie tygodniowo spędzać na dworze około dwóch do trzech godzin, a dyrekcje szkół naprawdę musiały się natrudzić, żeby rodzice wyrazili zgodę na „marnowanie” kilkunastu minut na zabawę.
Chińscy ojcowie i matki mówią wprost – dzieci muszą się uczyć, świetne wyniki to gwarancja ich przyszłości, a oczy można przecież później zoperować…