Dwunastoletni Daniel z Polski po raz pierwszy w życiu leci samolotem, i to dokąd! Na Spitsbergen, największą wyspę należącego do Norwegii archipelagu Svalbard. Spitsbergen mieści się za kołem podbiegunowym, w połowie drogi między Norwegią a biegunem północnym. Większość obszaru wyspy pokrywają gigantyczne lodowce. Daniel doskonale zna język norweski (jego ojciec jest Norwegiem), a wyprawa na Spitsbergen to spełnienie jego marzeń. Chłopiec cieszy się na spotkanie z ciocią, która od lat pracuje na wyspie jako dziennikarka. Pragnie też zobaczyć renifery, polarne niedźwiedzie i lisy, morsy, foki, różnorodne gatunki ptaków, a nawet wieloryba! Ciocia poznaje Daniela ze swoimi znajomymi, którzy są reporterami, naukowcami, pisarzami, odkrywcami i podróżnikami. Co więcej, na Spitsbergenie działa całoroczna polska stacja badawcza. 

Niekwestionowaną bohaterką tej świetnej powieści przygodowej jest sama wyspa z jej niezwykłą fauną i florą, która zachwyca surowym pięknem. Ilona Wiśniewska rozpieszcza czytelników opisami natury, miejsc odosobnienia, spotkań ze zwierzętami, które wydają się niemal mitycznymi stworami z pradawnych wyobrażeń. W sukurs cichej, surowej, przepięknej narracji idą ilustracje Mariusza Andryszczyka, które przedstawiają esencjonalne, arktyczne pejzaże. Daniel wraz  z barwnym przyjacielem cioci, podróżnikiem Birgerem, jego żywiołową podopieczną Juno i kotem Raptusem, jedynym na Spitsbergenie (dlaczego jedynym, doczytajcie sami!), a także wieloma innymi arcyciekawymi postaciami, przeżywa przygodę życia. Staje się członkiem grupy aktywistów, którzy walczą ze zmianami klimatu oraz tropią zbrodnie szajki kłusowników, bez pardonu mordujących niedźwiedzie polarne, by pozyskać ich skóry i sprzedać je za ogromne pieniądze. Warto przypomnieć, że polowania na niedźwiedzie polarne i inne arktyczne zwierzęta są surowo zabronione przez prawo. Człowiek w zbyt wielu miejscach świata doprowadził do wyginięcia milionów gatunków, których matka natura już nie odzyska. Podobny los czeka wieloryby. Nie tylko z powodu zmian klimatu spowodowanych przez ludzi, l ecz także przez ludzkie okrucieństwo, chęć zysku i brak szacunku dla stworzeń zamieszkujących Ziemię. 

Arcyciekawy wątek przygodowo-kryminalny ma cenne przesłanie, które zrozumieją nie tylko wrażliwcy, lecz po prostu mądrzy czytelnicy, a mianowicie: fauna i flora Ziemi nie jest ludzką własnością; jedynym gatunkiem, który powinien przejść resocjalizację, jest człowiek; zwierzęta nie-ludzkie mają takie same prawa jak my, nie są nam poddane! Możemy tylko na nie patrzeć, uczyć się od nich i je podziwiać. Natura wymaga od nas pokory i wspólnych działań na rzecz jej przetrwania.

Powieść łączy konwencję przygodową z kryminalną, pokazuje świat Arktyki z bliska, zawiera mnóstwo cennych informacji o wyspie. Pejzaże, zwierzęta, lodowaty świat budzą zachwyt i respekt. Wiem już na pewno, że pod moją choinką czekać będzie „Przyjaciel Północy”, na tyle powieść ta mnie zafascynowała. Wzbogaciła także moją wiedzę, więc pośrednio poznałam ducha wyspy. Książka Wiśniewskiej to mądra, bogata fabularnie opowieść, zawierająca mnóstwo detalicznej wiedzy o życiu i pracy na Spitsbergenie oraz ludziach zamieszkujących wyspę. To wyjątkowa podróżnicza przygotówka z głębokimi przesłaniami dla młodego człowieka, ale także dla pośredników lektury (dorosłych). „Przyjaciel Północy” wzbudzi zachwyt każdej rodziny, która w Święta spożytkuje czas na przeczytanie tej rewelacyjnej powieści.


 

Ilona i Raptus

Z Iloną Wiśniewską, autorką „Przyjaciela Północy” rozmawia Agnieszka Sawala-Doberschuetz

Agnieszka Sawala-Doberschuetz: Sama jestem taką ciocią, która stara się dzieciakom zapewniać jak najciekawsze wakacyjne przygody. Ale nie mogę sobie wyobrazić, że nawet najlepsza przyjaciółka zaufałaby mi na tyle, by posłać swoje dziecko na taką wyprawę – ze mną, strzelbą i kryminałem w tle. Rozumiem, że „Przyjaciel Północy” to nie do końca jest reportaż?

Ilona Wiśniewska: Ta książka w zasadzie miała być czystym reportażem opisującym przygody chłopca na Spitsbergenie. Ale redaktorka wydawnictwa namówiła mnie do puszczenia wodzy fantazji. Niemniej trzymam się faktów, jeśli chodzi o topografię czy bohaterów – wszyscy naprawdę istnieją! 

Tego akurat się domyślałam. Choć pewnie nieco się różnią od swoich pierwowzorów?

Wszyscy bohaterowie to osoby, które bardzo lubię i które są ważne dla wyspy i tej historii. Jak na przykład Wojtek Moskal, fantastyczny polarnik, który zgodził się wystąpić w książce. Bo każdego najpierw zapytałam, czy chce zostać bohaterem „Przyjaciela Północy”.

Niedźwiedź widziany z łódki

Chcesz powiedzieć, że Juno naprawdę istnieje, a nie jest fikcyjną postacią w typie Pippi Langstrumpf albo Małej Mi?

Jak najbardziej istnieje! To siostrzenica Birgera [jednego z bohaterów – przyp. ASD], która wychowała się na Spitsbergenie i przez jakiś czas pomieszkiwała z ukochanym wujem. Dziś już jest dorosła, ale jako dziecko była właśnie taka – wychowana „na zimno”, zahartowana, samodzielna. Juno posiada najciekawsze cechy wszystkich tutejszych dzieci, które znam.

Nie dziwię się, że jako reporterka czerpiesz inspirację z rzeczywistości. Te „okoliczności przyrody” aż się proszą o opowieść. Niemniej stworzenie całej skomplikowanej historii, spójnej intrygi kryminalnej – to jest poza moim wyobrażeniem. Jak to się robi?!

Pomysły pojawiały się na bieżąco. Nie miałam pojęcia, jak chcę tę książkę zakończyć. Pisanie jej było dla mnie samej przygodą. Po każdym dniu pracy siadaliśmy z Birgerem nad mapą, po której stopniowo przesuwała się nasza łódka i wspólnie zastanawialiśmy się, co mogłoby wydarzyć się na danym etapie wyprawy. Daniel też zgłaszał swoje pomysły.

I korygował cię – „Ciocia, tak się nie mówi! To boomerskie!”? 

A wiesz, że nie Daniel, a znów moja redaktorka. Ona ma świetne wyczucie, a jej córki były takim naszym czujnikiem, czy coś się nadaje, czy niekoniecznie. No i moja intuicja oraz własne doświadczenie. Bo Daniel to też trochę ja! Niektóre doświadczenia są moje własne, z początków życia na Spitsbergenie. To ja kiedyś podjadałam kwiatki z reniferami, żeby móc się z nimi zakolegować. Przebrana za jednego z nich. I one mnie (na chwilę) zaakceptowały! Byłam zachwycona.

Widok z hytty

Po tylu latach jeszcze potrafi cię zachwycić tamtejsza przyroda?

Zawsze, cały czas. Przyroda nie jest w stanie mnie znudzić. W ogóle świat mnie nieustannie zachwyca. Te wszystkie małe momenty, które sprawiają, że czuję się szczęśliwa. 

Nawet bez pór roku?

Już się do tego przyzwyczaiłam. Jest po prostu inaczej, w innym rytmie. Wegetacja startuje tu później, ale za to jest bardzo intensywna, bo słońce jest cały czas. Na przykład bzy kwitną w lipcu, ogromne i oszałamiające. To taki norweski maj. A polarna zima potrafi mieć przepiękne światło. Wszystko wtedy spowalnia, ludzie też, jest przytulnie. 

Domyślam się, patrząc na przepiękne ilustracje Mariusza Andryszczyka. On był tam z wami?

Właśnie nie – i to jest niesamowite! Mariusz dostał ode mnie dla inspiracji pakiet zdjęć, ale to nie tak, że je po prostu kopiował. On mi wręcz wszedł do głowy! Wzruszała mnie do łez każda kolejna ilustracja.

Wcale się nie dziwię. Ostatnie pytanie – czy wasz autorski trunek, „żelbata”, którą popijacie w czasie wyprawy, bazuje na lukrecji?

Nie – na takich specjalnych żelowych odżywkach wyprawowych.

Ech, no to przegrałam zakład z samą sobą… Dziękuję ci za rozmowę!

 

Książka:

Ilona Wiśniewska, „Przyjaciel Północy”, il. Mariusz Andryszczyk, wyd. Agora, Warszawa 2022.

Polecany wiek dziecka: 9+

 

Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.