Myślę, że taki sen już nigdy nie powróci
Malowałem swoje ręce i twarz na niebiesko
Aż tu nagle porwany przez wiatr
Zaczynałem latać po bezkresnym niebie…

[Penso che un sogno così non ritorni mai più
Mi dipingevo le mani e la faccia di blu
Poi d’improvviso venivo dal vento rapito
E incominciavo a volare nel cielo infinito… ]

― Fragment „Nel blu dipinto di blu” autorstwa Domenico Modugno znanej powszechnie jako „Volare” – zwycięskiej piosenki Festiwalu Włoskiej Piosenki w San Remo, 1958

Jean-Luc Godard stwierdził niegdyś, że wszystkie wielkie filmy fabularne ciążą ku dokumentom, a wszystkie wielkie dokumenty, ciążą ku fikcjonalności. We Włoszech kino dokumentalne pełni jednak rolę ubogiego krewnego fabuły. Z wyjątkiem sławnych na cały świat filmów mondo – trudno wskazać nazwiska czy dzieła, które zapisałyby się w historii gatunku. Włoski dokument, w odróżnieniu od dzieł fabularnych, nigdy nie zdobył Oscara i może poszczyć się tylko jedną nominacją do nagrody Akademii. Wyróżnionym w ten sposób filmem była „Wielka Olimpiada” [1961] Romola Marcelliniego, rejestracja letnich igrzysk w Rzymie ze sławną sceną triumfu bosego biegacza Abebe Bikili. Co ciekawe, właśnie od dokumentu swoją karierę zaczynało wielu mistrzów włoskiego kina. Wśród nich znajdowali się neorealiści tacy jak Roberto Rossellini, Giuseppe de Santis czy nawet Luchino Visconti. Podobnie działo się w przypadku Ermanna Olmiego czy Gianniego Amelia, przedstawicieli tak zwanego czułego realizmu. Dokument odgrywał również istotną rolę w artystycznych poszukiwaniach takich twórców jak Federico Fellini („Klauni” [1970], „Rzym”[1972]) i Pier Paolo Pasolini („Zgromadzenie miłosne” [1964]). Od artystycznej rejestracji rzeczywistości zaczynali nawet kontestatorzy – Bernardo Bertolucci, bracia Taviani, Gillo Pontecorvo, Marco Bellocchio. Współcześnie najbardziej znanym włoskim dokumentalistą pozostaje – nagrodzony zarówno na MFF w Wenecji jak i na Berlinale – Gianfranco Rosi („Rzymska Aureola” [2013],Fuocoammare. Ogień na morzu” [2016]). Ale jest jeszcze jeden twórca, o którym zdecydowanie warto pamiętać, kiedy szuka się w obrębie włoskiego kina owych wielkich filmów, które ciążą ku dokumentom.

Materiały prasowe Stowarzyszenie Nowe Horyzonty
Nie było jeszcze w rozległej panoramie włoskiego kina tak autorskiego, głęboko filozoficznego i przewrotnego komentarza na temat tych mitycznych lat, które naznaczyły wszelkie ambicje i bolączki mieszkańców Półwyspu Apenińskiego.| Diana Dąbrowska

Po jedenastu latach festiwalowej nieobecności Michelangelo Frammartino powraca z nowym filmem – „Pod ziemią” [Il buco, 2021]. Czołowy włoski paradokumentalista i twórca slow cinema przenosi nas do Italii epoki cudu gospodarczego (1958–1964). Nie było jeszcze w rozległej panoramie włoskiego kina tak autorskiego, głęboko filozoficznego i przewrotnego komentarza na temat tych mitycznych lat, które naznaczyły wszelkie ambicje i bolączki mieszkańców Półwyspu Apenińskiego. Na czym polega innowacyjność spojrzenia urodzonego w Mediolanie, ale blisko związanego z południem Włoch reżysera?

Materiały prasowe Stowarzyszenie Nowe Horyzonty

Najlepsze lata

San Remo, 1958 rok. Młodzieniec z charakterystycznym wąsikiem podnosi wysoko na scenie ręce i śpiewa o bezkresnym niebie pomalowanym na niebiesko. Kto by wtedy pomyślał, że utwór o wdzięcznej nazwie „Volare” stanie się od tego czasu symbolem, hymnem wręcz, nadchodzącej szumnie dekady potężnych przemian społeczno-ekonomicznych. Włochy pełne radości i wiary w lepsze jutro – niczym mityczny Ikar – wzbijają się bez umiaru ku górze. 

Boom ekonomiczny – albo też „cud ekonomiczny” – to jedno z najważniejszych zjawisk w powojennej historii Półwyspu Apenińskiego. Od biednej krainy, bazującej przede wszystkim na rolnictwie, do kraju, który w przeciągu kilku lat staje się europejską potęgą przemysłową. Przemianom ulega cały „spektakl życia codziennego”: sceneria, ścieżka dźwiękowa, narracja i bohaterowie, co odbija się bezpośrednio na kulturowych reprezentacjach Italii tego czasu – a szczególnie na reprezentacji filmowej. To właśnie w dobie boomu ekonomicznego Alberto Sordi nieustannie się wygłupia, Marcello Mastroianni poznaje blaski i cienie osławionej dolce vita, a Monica Vitti bezcelowo snuje się po Rzymie, chcąc wypełnić egzystencjalną pustkę. Nie tylko Sophia Loren otrzymuje Nagrodę Amerykańskiej Akademii; minister Arturo Orvieto ogłasza, że włoska lira również została wyróżniona Oscarem Giełdy Amerykańskiej dla najlepszej i najbardziej stabilnej waluty.

Materiały prasowe Stowarzyszenie Nowe Horyzonty

Choć z tego okresu pamiętamy wielu smutnych i zagubionych bohaterów, w kolektywnej pamięci narodu włoskiego okres ten zapisał się jako mityczny – do dziś Włosi określają ten czas mianem „najlepszych lat” [i migliori anni]. Prężna odbudowa włoskiej gospodarki, między innymi dzięki zasobom planu Marshalla doprowadziła już w pierwszej dekadzie po zakończeniu drugiej wojny światowej do widocznej poprawy kondycji mieszkańców Italii owładniętych rosnącym poczuciem optymizmu. Włoskie kino tego okresu to nie tylko wybitne, a smętne dramaty egzystencjalne, ale też komedie, tragikomedie, satyry, filmy muzyczne, wakacyjne czy szpiegowskie. Filmy niezwykle współczesne, nawet jeśli traktują o bolesnej i świeżej historii („Wielka wojna” Maria Monicellego [1959], „Generał della Rovere” Roberta Rosselliniego [1959], „Wszyscy do domu” Luigiego Comenciniego [1960]).

Mutacja antropologiczna

Oczywiście nie brakowało też krytyków owej – posiłkując się znanym określeniem Pier Paola Pasoliniego – „mutacji antropologicznej”, która zawładnęła włoską kulturą i społeczeństwem, słowem – włoską tożsamością narodową. Warto podkreślić, że siła rażenia włoskiego boomu ekonomicznego zaskoczyła wszystkich, włącznie z samą elitą polityczną, która nie przygotowała na czas (przed zmianą koniunktury) odpowiedniej legislacji, zdolnej nałożyć zjawisku pewne granice. Czy sama Italia nie była przygotowana na to, co zostanie zapisane w kolektywnej pamięci jako złoty czas? Sam Italo Calvino określił powojenny cud gospodarczy mianem „niespodziewanej belle epoque” [2].

Podobnie jak przed laty Pier Paolo Pasolini czy zapomniany włoski mistrz kina (para)dokumentalnego Vittorio De Seta, również Frammartino wyraża podejrzliwość wobec boomu ekonomicznego. Rozwój gospodarczy odbywa się kosztem destrukcji rytuałów, wartości, prawdy ziemi. Jest procesem zawłaszczającym. W (para)dokumentalnej twórczości De Sety najważniejszymi postaciami okazywali się prości ludzie – rolnicy, rybacy, praczki, pasterze. Reżyser „Wysp ognia” [Isole di fuoco, 1954], „Wielkanocy na Sycylii” [Pasqua in Sicilia, 1956] czy „Bandytów z Orgoloso” [Banditi a Orgoloso, 1960] skupiał się przede wszystkim na relacji człowieka z naturą, od której jednostka zawsze czerpie to, co niezbędne do przeżycia. Kultura manifestuje się poprzez śpiewy, tańce, krzyki, nawoływania, dialekty.

Materiały prasowe Stowarzyszenie Nowe Horyzonty

Styl De Sety charakteryzuje swoisty paradoks – z jednej strony prostota i skromność tematu, z drugiej – kreacyjność i eksperymentalność formy. Twórca monumentalnego cyklu dokumentalnego o „utraconym świecie” [il mondo perduto] całkowicie zrezygnował z komentarza pozakadrowego, który charakteryzował choćby popularne kroniki filmowe. Był także innowatorem w kwestii użycia kolorów i formatów panoramicznych na polu kina dokumentalnego. W momencie, gdy włoskie kino całkowicie opierało się na postsynchronach, De Seta wykorzystywał dźwięki bezpośrednio z planu. U De Sety – podobnie jak u jego „duchowego spadkobiercy” Frammantino – zauważalne jest silne napięcie między realizmem a estetyzacją rzeczywistości.

Podróż do wnętrza ziemi

Frammartino zabiera nas – zgodnie z własną filozofią twórczą – do prawdziwych miejsc, prawdziwego zdarzenia. Głębokie na 683 metry Abisso del Bifurto znajduje się na pograniczu Kalabrii i Basilicaty, legendarnych regionów włoskiego Południa. Italia może cieszyć się administracyjną jednością od niespełna stu lat, ale nie było to jednoznacznie tożsame z unifikacją kulturową, obyczajową czy językową kraju. Kiedy w 1960 włoska telewizja RAI robiła materiał o zjawiskowym i rekordowo wysokim wieżowcu Pirelli w Mediolanie, mieszkańcy Kalabrii dowiadywali się o tych wszystkich „cudach nowoczesności” skupieni wokół jedynego telewizora w całym miasteczku, który łaskawie wystawił na zewnątrz właściciel miejscowego baru. Migające reklamy, pralki i zmywarki, samochody i zabawki – to wszystko zalewa Italię, ale jeszcze nie tutaj. Tutaj, gdzie dopiero na trzydziestu mieszkańców przypada jeden teleodbiornik, a pranie robi się jeszcze wspólnie w rzece.

Bohaterowie doświadczają tego, co kryje się pod powierzchnią znanego im świata. Piękna, ale też pustki. O ile na górze wszystko ulega drapieżnym transformacjom, to co na dole jest wynikiem trwającej setki (a nawet tysiące) lat pracy żywiołów. | Diana Dąbrowska

W 1961 roku grupa speleologów decyduje się – w symbolicznej kontrze do całej „wznoszącej ideologii” boomu ekonomicznego – na podróż do wnętrza tej archaicznej krainy, z której każdy, kto tylko mógł, raczej uciekał; emigrował do Turynu czy Mediolanu, wielkich przemysłowych miast Północy. Tej osobliwej odysei badaczy ówczesna prasa – mimo wagi poznawczej wyprawy – nie poświęciła zbyt dużo miejsca. Cześć jej przewrotnej oryginalności oddał sześćdziesiąt lat później za sprawą swojego filmu dopiero Frammartino. Grupa prawdziwych speleologów i geologów schodzi do głębi Ziemi, gdzie – wraz z ekipą filmową – z ciemności tworzy obrazy. Bardzo powoli i cierpliwie, metr po metrze, anonimowi dla nas właściwie bohaterowie dokonują wielkiego przełomu. Doświadczają tego, co kryje się pod powierzchnią znanego im świata. Piękna, ale też pustki. O ile na górze wszystko ulega drapieżnym transformacjom, to co na dole jest wynikiem trwającej setki (a nawet tysiące) lat pracy żywiołów. Hierarchia „na dole” znacząco różni się od tej „na górze”. Zwinięte czasopismo z największą gwiazdą epoki – wielką Sophią Loren – służy jedynie jako podpałka do tego, aby rozświetlić tajemnicze przestrzenie – mury, gliny, kamienie.

Materiały prasowe Stowarzyszenie Nowe Horyzonty

Ekipa wyprawy rozświetla in statu nascendi kadry wydarzającej się na naszych oczach opowieści o poznaniu. Opowieści filozoficznej, platońskiej niemalże. Jak pamiętamy: żeby naprawdę „wyjść z jaskini”, trzeba tak naprawdę wejść w nią głębiej. Dokopać się do zmysłów, instynktów, życia i śmierci. Dlatego też Frammartino zestawia głębię z powierzchnią. A na powierzchni kontemplujemy żywot poczciwego, starego pasterza [3], którego zmęczona, pomarszczona twarz pięknie się komponuje z równie falistym krajobrazem. Kruchy cykl życia mężczyzny bezpowrotnie się zamyka, a my jesteśmy świadkami mitycznego niemalże rytuału. Pasterz nie musi żegnać się ze swoją ziemią, bo już na zawsze będzie jej częścią. Wieżowce przeminą, ale prawda ziemi zawsze zostanie.

Przypisy:

[1] Filmy mondo to specyficzny przykład dokumentalnego kina eksploatacji, którym część włoskich twórców zasłynęło na całym świecie na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Filmy mondo były niezwykle brutalne i bezpośrednie w reprezentacji przemocy (ludobójstwo, gwałt…). Pod płaszczykiem edukacyjnych aspiracji reżyserów akcja filmów skupiała się na zagranicznych (przede wszystkim afrykańskich) kulturach, obyczajach, rytuałach. Za pomysłodawców i ikonicznych przedstawicieli gatunku uważa się Gualtiera Jacopettiego, Franca Posperiego i Paola Cavarę.
[2] Italo Calvino, „La belle epoque inattesa”, „Tempi moderni”, luglio-settembre 1961, p. 26 [za:] Guido Cranz, „Storia del miracolo economico”, p. IX [introduzione].

[3] Pasterz to zresztą ulubiona postać mistycznego uniwersum włoskiego twórcy, co poświadczył już wcześniej w przejmujących „Czterech razach” [Le quattro volte, 2010].