0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Patrząc > Białoszewski znad Wełtawy....

Białoszewski znad Wełtawy. Kolaże Kolářa w praskim Muzeum Kampa

Anna Arno

Jiří Kolář miał latające nożyczki, ale także dar scalającej wyobraźni. Z obrzynków rzeczywistości stwarzał magiczne światy – często absurdalne, odwracające znaczenia. W Muzeum Kampa w Pradze oglądać możemy pełne ironii prace twórcy, którego tworzywem były dzieła Goi i znaki drogowe, Dürer i etykiety konserw.

Umundurowana strażniczka zatrzaskuje mi drzwi przed nosem: „wchodzić albo wychodzić, nie robić przeciągu”. Ale niełatwo się zdecydować na kierunek zwiedzania, ponieważ wystawa prac Jiříego Kolářa w praskim Muzeum Kampa zajmuje trzy piętra po obu stronach korytarza. Muzealnica z obfitą trwałą i grubych okularach wygląda jak wycięta ze starej gazety. Kiedy się upewni, że łapy trzymam z daleka od sztuki, na powrót zagłębia się w katalog sprzętu domowego. Jiří Kolář odebrałby jej broszurę, wydarł z niej zielony odkurzacz i nałożył go na reprodukcję Botticellego; pociąłby na paseczki reklamę sweterka i skleił od nowa – tworząc poruszony, niespokojny kadr. Ucieszyłaby go też krzyżówka, którą rozwiązuje pani w sąsiedniej sali (drobna, przygarbiona, mocno upudrowana, ale wykazuje się refleksem, kiedy przez okno próbuję uchwycić Wełtawę, fotografowanie jest zabronione, zasada to zasada). Artysta rzuciłby się na zbiór łamigłówek, pomieszał litery i uporządkował je na nowo w migotliwą mozaikę.

jirikolar_1

Materiały: Muzeum Kampa w Pradze

 

Kolářa fascynowały oderwane znaki, obłok sensu, którego nie można przełożyć na potoczną mowę, ponieważ nie poddaje się on prawom składni ani semantyki. Z hebrajskich liter, z gotyckiego druku albo z kaligraficznych zawijasów artysta zszywa patchwork, układa okrąg, modeluje relief. Wyrwane z kontekstu słowa tworzą zgiełk, pomieszanie języków, ale także nowy, geometryczny porządek. Po galerii biegają dzieci; dziewczynki ćwierkają, chłopcy biorą się do bitki. Na podłodze leżą ścinki papieru, resztki gazet. Najwyraźniej uczniowie mają się zainspirować i stworzyć własne kolaże. W tym pomyśle wyczuwam znajomą ironię: taką sztukę mógłby uprawiać każdy dzieciak. Ale ta wystawa naprawdę zachęca, aby spróbować własnych sił. Prace Jiříego Kolářa przypominają wiersze Białoszewskiego: nicują język, wykorzystują najpospolitsze materiały, aby stworzyć nowy przedmiot – przewrotny, zabawny i piękny. Jak choćby ten globus oklejony znaczkami i kawałkami banknotów. Nie, tego nie wymyśliłby młodociany amator. Ale niech dzieci się uczą, może przynajmniej nauczą się patrzeć…

Ulica: w poszukiwaniu nowego języka

W tym roku minęło stulecie urodzin Jiříego Kolářa. Był synem piekarza i szwaczki, wychowywał się w przemysłowym Kladnie. Zdobył fach stolarza, ale bywał też ładowaczem, stróżem, murarzem i pomocnikiem rzeźnika. Awansował, kiedy zaprzyjaźnieni artyści załatwili mu posadę kelnera. Proletariackim pochodzeniem Kolář wręcz się chlubił, lubił pogadać ze sklepową i posiedzieć w hutniczej knajpie. Nie nosił się jednak jak robotnik, przeciwnie, w Pradze uchodził za eleganta. Kolekcjonerka Meda Mládková (założycielka Muzeum Kampa) wysyłała mu z Ameryki swetry i wodę kolońską. „Kolář był ubrany, jakby wybierał się na wesele, nie na czyjeś wesele, lecz na własne – z przymrużeniem oka pisał o nim Bohumil Hrabal – już siadając, podciągnął kanty spodni, żeby ich sobie nie wygnieść”.

jirikolar_3

„Postanowiłem wyjść z domu z piórem”, napisał Jiří Kolář w „Dzienniku z 1949 roku”. Nie został jednak piewcą socjalistycznego ustroju. Członkiem partii był zaledwie przez kilka powojennych miesięcy. W 1952 roku policja znalazła maszynopis jego poematu „Historia prawdziwa (Ród Genora)”. Kolář zestawił w nim dwa pozornie nieprzystające wątki: zabitej przez męża niewiernej żony oraz Żydówki postrzelonej podczas ucieczki z transportu (motyw oparty na opowiadaniu Zofii Nałkowskiej). Za ten utwór dziewięć miesięcy przesiedział w więzieniu, a pobyt tam uważał za najciekawszy okres w życiu. „Na ulicy” nie podziwiał osiągnięć nowego ustroju. Znajdował tam za to potoczne wyrażenia, mieszaninę głosów. Jak słusznie zauważył Leszek Engelking, jego dzieło nie jest tak solipsystyczne jak prace surrealistów: „nie chodzi mu o własną halucynację, ale o zestawienie elementów naznaczonych konkretnym ludzkim losem, niosących jego wyraźny ślad. Urywki rozmów, prowadzonych gdzieś w mieście lub na przedmieściu, niosą w sobie ślad losu tych, którzy rozmawiają” [1].

Niektóre z tych utworów brzmią jak scenariusz happeningu: „Opróżnij pomieszczenie / wynieś wszystko / i podpisz się na progu / jakbyś podpisywał / wiersz albo obraz”.

Anna Arno

Kolář był przekonany, że sztuka nie może kłamać. „Wziąć / pięć gramów ślepoty duchowej / piętnaście gramów tępoty / dwadzieścia gramów łajdactwa / i dwadzieścia pięć gramów bezczelności – podawał przepis na „Maść przeciw poezji” – Na końcu wymieszać / nowym szlagierem i hymnem / żeby nie było zarazków rzeczywistości / albo prawdy życia” (przeł. L. Engelking). Wykoślawiony, propagandowy język prowokował do szukania nowych środków wyrazu. Na przełomie lat 50. i 60. Kolář porzucił tradycyjną lirykę. Stworzył własny gatunek – zawieszoną pomiędzy literaturą a plastyką poezję „konkretną” czy też „ewidentną”. W tekście „Może nic, może coś” wyjaśniał: „Jest to wszelka poezja, wykluczająca słowo pisane jako nośnik tworzenia i porozumiewania się. Właśnie to – słowo – ma pozostać w człowieku i wszcząć w nim monolog”.

Pociąć, obrócić, skleić na nowo

W formalnych poszukiwaniach czeskiego artysty czuć swobodę, na jaką stać było tylko samouka. Z przymrużeniem oka nawiązywał do dawnych mistrzów. „Maję nagą” Goi okleił znakami drogowymi i zatytułował „Droga do raju”. Z kolei „Pannę Rivière” Ingresa pociął na kawałki i złożył na nowo, przez co nadał jej twarzy szpetny wyraz. Każdy materiał nadaje się do wtórnej obróbki. Etykiety konserw, przepisy kulinarne, zasady obsługi urządzeń zainspirowały „poezję instrukcji”. Niektóre z tych utworów brzmią jak scenariusz happeningu: „Opróżnij pomieszczenie / wynieś wszystko / i podpisz się na progu / jakbyś podpisywał / wiersz albo obraz”. Z kolei wiersze „porównawcze” zmuszają do intelektualnego wysiłku: „Były to proste teksty, w których czytelnik miał przykładowo porównać wyzwiska, których słuchałem ja o sobie, z tymi, których wysłuchał o sobie on”. Kolář wymyślił całą gamę nowych technik, które opisał potem w „Słowniku metod”.

jirikolar_4

„Reportażami” nazywał scenki, które w zestawieniach nabierały nowego znaczenia. W „Bezludnej ziemi” połączył średniowieczny zamek, szpitalny korytarz, cmentarz i autostradę. Dopiero artysta wydobył z tych zdjęć smutną poezję. Do gatunku „konfrontażu” Kolář zaliczył „Dwie płachty”: chłopska rodzina mozolnie ciągnie wór do pracy na roli, na sąsiednim zdjęciu oglądamy wojskową paradę, tym razem płachta to aksamitny tren z krzyżem maltańskim. Piorunujące wrażenie wywiera podobny układ postaci i skrajnie odmienne sytuacje. Autorskim gatunkiem Kolářa są „chiasmaże” z rozsypanych liter. Gęsto naklejone sylaby czy nuty tworzą dekoracyjny labirynt. Z kolei „frolaż” to obraz w obrazie: skośne oczy wyglądają z oparcia fotela, a fragmenty średniowiecznego mszału wypełniają sztućce. Pannie Béatrice Bizot, z którą korespondował w latach 80., Kolář radził się pobawić podziurawioną widokówką: „Proszę znaleźć jakieś zdjęcie i włożyć je pod wycięte miejsce. Czy ma Pani wrażenie, że wygląda inaczej? Następnie proszę przejść do łazienki i spojrzeć w lustro przez wycięte miejsce. Warto też zobaczyć, jak zmieni to Pani palce, usta, włosy itp.”. Proste zabiegi przynoszą nieraz najciekawsze efekty: „krumplaż” polega na przyklejeniu na czystej karcie uprzednio pogniecionego obrazu. Zmiętoszony rysunek kurczy się, koślawi i rozpada: na przykład krzywe budynki pochylają się ku podciętej Statui Wolności. W podobny sposób czeski artysta zinterpretował cykl pasyjny Dürera. Jego gest jest hołdem i bluźnierstwem zarazem. Kolář posłużył się reprodukcjami, ale podobny los mógłby przecież spotkać oryginalne ryciny.

Eksperymenty Kolářa nawiązują do awangardowych tradycji, począwszy od „Kaligramów” Apollinaire’a i surrealistycznego wiersza-obiektu. Z kolei recycling, czerpanie z kultury masowej zbliża go do pop-artu. Kolář stronił jednak od pustej prowokacji, epatowania i skandalu – przemocy, jaka często towarzyszy artystycznemu eksperymentowi. Jak wspominał twórca, był to świadomy wybór, do którego przyczyniła się wizyta w Muzeum Auschwitz-Birkenau: „Był to dla mnie jeden z największych wstrząsów, jakie przeżyłem: przeszklone olbrzymie pomieszczenia pełne włosów, butów, walizek, ubrań, protez, naczyń, okularów, zabawek dziecięcych itd. Wszystko to naznaczone strasznym losem, czymś, czemu sztuka nie sprostała i chyba nigdy nie podoła. Tutaj dokonał się mój sceptycyzm dla wszystkiego, co funkcjonowało i funkcjonuje na sztucznym szoku, dla wszystkiego, co kiedykolwiek chciało i chce epatować, drażnić, prowokować, dla jakiegokolwiek ekshibicjonizmu”.

jirikolar_5

Gdzie przepadła ironia Kolářa?

„Moim nauczycielem był zawsze Jiří Kolář” – mawiał Bohumil Hrabal. Przyjaciele nazywali go Dziobiącym Orłem, ponieważ „był wspaniale krytyczny”. Hrabalowi kazał się przerzucić z poezji na prozę. Dwudziestoletni Vaclav Havel debiutował w zredagowanym przez niego almanachu. W 1977 r. Kolář podpisał Kartę 77, a w obliczu politycznych represji zdecydował się na emigrację. „A któż poniesie odpowiedzialność za to, że poeta Jerzy Kolarz musiał przesunąć swój stolik i krzesło w kawiarni «Slavia» do Paryża?– martwił się Bohumil Hrabal w „Listach do Kwiecieńki”. – Jerzy Kolarz, który przez z górą ćwierć wieku przekazywał swoim przyjaciołom w godzinach popołudniowych wszystkie informacje o poezji i o wszystkich prądach i kierunkach świata plastycznego? Któż odpowie za to, że ten piękny człowiek zniknął z centrum Europy, on, który był jednym z członków-założycieli «Przyjaciół Bohemians», on, który chodził na piłkarską «Slavię», siadając zawsze pod zegarem za bramką i zawsze w stroju sportowym? On, który dumny był z tego, że choć wyuczył się na stolarza, mimo to uchodził za polihistora?”. Jiří Kolář wrócił do Pragi w 1997 r., na pięć lat przed śmiercią.

***

Wyglądam przez okno Muzeum Kampa – na Wełtawę, na żółte liście – tego nie może mi zabronić nawet sędziwa cerberka, która podnosi wzrok znad swojej krzyżówki. W kawiarni przy sąsiedniej ulicy podziwiałam dystyngowaną staruszkę, pogrążoną w lekturze „Lidovych novin”. Tydzień wcześniej Czesi pokazali czerwoną kartkę Miloszowi Zemanowi, głównie za prorosyjską postawę w sprawie Ukrainy. W powietrzu czuję napięcie. Czy to wyjaśnia wściekłość muzealników, którzy trzepnęli mnie po rękach za zbliżanie się do gablotki? Czy cokolwiek usprawiedliwia podarcie menu przez kelnera w gospodzie „Rudolfino”? Gdzie się podziało szwejkowskie poczucie humoru, dystans do samych siebie, którego tak często Czechom zazdrościmy? Myślę o tym, przyrządzając nakládaný hermelín (marynowany ser) i wspominając prace Kolářa – ich dowcip, ironię, zawartą w nich troskę, aby nie utracić „okaleczonej szczypty wolności”.

Przypis:

[1] Leszek Engelking, „Posłowie”, [w:] Jiří Kolář, „Sposób użycia i inne wiersze”, wybrał i przełożył Leszek Engelking, Wrocław 2010.

 

Wystawa:

„Jiří Kolář – 100 let od narození”, Muzeum Kampa w Pradze; do 8 lutego 2015 r.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 316

(4/2015)
27 stycznia 2015

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj