Jagoda Grondecka: Na manifestacji, którą organizowałeś w Poznaniu, chciał wystąpić Ryszard Petru. Dostał odpowiedź, że na scenę nie wejdzie, może stanąć wśród ludzi i to z notesem, żeby zapisał, co mają do powiedzenia poznaniacy. Dlaczego „nie” dla Petru?

Franciszek Sterczewski: Absolutne „tak” dla Petru i wszystkich innych polityków, ale na widowni. W naszych protestach brali udział wyborcy PO, PiS-u, Nowoczesnej i wszystkich innych partii. Gdybyśmy wpuścili na scenę tego czy innego polityka, musiałbym liczyć się z tym, że będzie uprawiał swoją agitację i dzielił słuchaczy. Tego chciałem uniknąć, bo uważam, że protest przeciwko tym ustawom jest w interesie każdego obywatela.

Jeśli nie Petru, Schetyna, Frasyniuk, to kto?

Żeby pojawił się nowy język, nowy głos, musimy oddać mikrofon mieszkańcom, ekspertom, prawnikom, socjologom, którzy spróbują nam wyjaśnić, jak wygląda sytuacja i czym może grozić. Politycy mają media i uwagę na co dzień, a tutaj udało się skierować kamery na ludzi zwykle niesłyszanych.

Na naszych protestach wypowiadały się osoby o różnych poglądach, ludzie wykształceni, niewykształceni, bardzo różnych zawodów, ludzie młodzi, starzy, wypowiadała się gimnazjalistka, wypowiadało się wielu studentów, wypowiadali się starsi ludzie, którzy pamiętali czasy Solidarności. To, że ludzie młodzi zabierali głos, i to, że słyszeli swoich rówieśników, mogło ich przyciągnąć – zobaczyli, że to nie jest kolejny protest, na którym wypowiadają się znowu te same osoby. Cieszę się, że byli też politycy, ale cieszę się, że byli na widowni.

Polska klasa polityczna – mam na myśli partię rządzącą i opozycję – trochę się odkleiła od społeczeństwa i nie zdaje sobie sprawy, że język, który słyszymy z sal sejmowych, wykrzykiwanie jednych na drugich, jest już wyczerpany. Ja prywatnie jestem nim zmęczony i wydaje mi się, że większość innych uczestników poznańskiego „łańcucha światła” również.

Żeby pojawił się nowy język, musimy oddać mikrofon mieszkańcom, ekspertom, prawnikom, socjologom, którzy spróbują nam wyjaśnić, jak wygląda sytuacja i czym może grozić. Politycy mają media i uwagę na co dzień, a tutaj udało się skierować kamery na ludzi zwykle niesłyszanych. | Franiszek Sterczewski

I dlatego zabrałeś się za organizację tych protestów? Przez poczucie, że brakuje nam wspólnej przestrzeni do porozumienia ponad partyjnymi podziałami?

Jestem poznańskim aktywistą, który organizuje różne wydarzenia. Zajmuję się głównie przestrzenią publiczną, staram się pobudzać różne miejsca do społeczno-kulturalnej aktywności. Zawsze interesowało mnie myślenie o przestrzeni, o wspólnocie. A kiedy obserwuję wydarzenia polityczne ostatnich 2–3 lat, a w szczególności ostatnich miesięcy, jestem coraz bardziej przerażony.

Wigura

Czym?

Wojna polsko-polska jest coraz ostrzejsza. Jest coraz więcej nienawiści w języku, więcej podziałów my–oni. Boję się Majdanu, boję się wojny domowej. Konflikty zbrojne zaczynają się od słów, propagandy, nieporozumień, mentalnego podziału na „nas” i „ich”. Znam osobiście wielu dobrych radnych z Poznania, którzy są z PiS-u, mam znajomych, którzy głosowali na PiS. Nie uważam, że PiS to jest samo zło.

Jaki jest więc twój stosunek do PiS-u? Wobec niektórych poczynań rządu, jak atak na sądownictwo, jesteś bardzo krytyczny, ale o innych, jak program „Rodzina 500 plus” czy „Mieszkanie dla młodych”, wypowiadasz się pochlebnie.

Tak, ponieważ uważam, że żyjemy w bardzo rozwarstwionym ekonomicznie społeczeństwie. Odnoszę wrażenie, że coraz mniejszy procent ludzi posiada coraz więcej, a są masy ludzi, dla których wyjazd na wakacje to rzecz tak odległa jak lot w kosmos. Takie projekty, jak właśnie 500+, Mieszkanie+ czy niedziela wolna od handlu, mogą pomóc w zasypywaniu tych podziałów.

Takie rozwiązania socjalne to standard w krajach europejskich.

Są więc punkty, gdzie PiS robi moim zdaniem to, czego nie robiła władza przez ostatnie lata, ale z drugiej strony niestety dzieli Polaków, zawłaszczając media, zmieniając je z publicznych w narodowe. To zupełnie niepotrzebne. Można naprawiać, reformować, czy to media, czy prawo, ale nie trzeba robić tego w taki sposób, niszczyć, jak w tym przypadku.

Ilekroć PiS zasypuje nierówności społeczne, jestem za, ale ilekroć zawłaszcza sądy, niszczy lasy na niespotykaną skalę, doprowadza do chaosu w armii, przejmuje media czy zabiera prawa kobietom, będę protestował.

Znam osobiście wielu dobrych radnych z Poznania, którzy są z PiS-u, mam znajomych, którzy głosowali na PiS. Nie uważam, że PiS to jest samo zło. | Franciszek Sterczewski

Jak były organizowane te protesty? Za pośrednictwem Facebooka, innych mediów społecznościowych, maili, plakatów na ulicach?

Najpierw zadzwoniłem do Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia, bo zobaczyłem, że planują takie wydarzenie jak „łańcuch światła” pod Sądem Najwyższym w Warszawie. Pomyślałem, że to świetna idea, więc zapytałem, czy podobna akcja będzie organizowana w Poznaniu, bo chętnie bym ją wypromował. Powiedzieli, że skupiają się na Warszawie i nie spodziewali się takiego zainteresowania w innych miastach, ale jeśli chcę, mogę robić.

W Poznaniu nie zmieścilibyśmy się pod żadnym sądem, więc zaprosiłem ludzi na Plac Wolności – miejsce, w którym poznaniacy już nie raz walczyli o swoją wolność. Tam rozpoczęło się powstanie wielkopolskie, odbywały się tam różne ważne protesty w XX w. To naturalna przestrzeń dla tego typu spotkań.

Spodziewałeś się aż takiego odzewu?

Pomyślałem, że przyjdzie 500 osób, stworzymy rodzaj kręgu i symbolicznie, jako łańcuch światła, będziemy bronić niezawisłości sądów. Stworzyłem wydarzenie na Facebooku, nie zdążyłem nawet nikogo zaprosić, bo ludzie zaczęli sami sobie to rozsyłać. Na Plac Wolności w tamtą niedzielę, 16 lipca, przyszło kilka tysięcy osób. Myślałem, że stworzymy jakiś kształt, a przede mną stało morze świateł.

Poprosiłem sędzię Olimpię Barańską-Małuszek z Iustitii, żeby była ze mną jako współorganizator i przeczytała oświadczenie sędziów. Pomyślałem, że w momencie, kiedy wszędzie jest tyle zgiełku, krzyku i hejtu musimy się jakoś zjednoczyć w ciszy. Zaproponowałem 10 minut absolutnej ciszy. Po tych 10 minutach skupienia ludzie zaczęli spontanicznie śpiewać hymn Polski. To było piękne i wzruszające.

Z czego wynikało tak duże zainteresowanie ludzi?

Na początku było tam kilka tysięcy najbardziej świadomych, zaangażowanych osób. Potem grupa rosła. Młodzi ludzie byli od początku, na pewno interesowała ich inna forma protestu. Stwierdziłem, że nie możemy codziennie powtarzać takiej samej formuły, bo to będzie nudne. Codziennie dokładałem jakiś element. Demonstracje nie mogły też być zbyt długie. Gdybym codziennie zapraszał ludzi na kilkugodzinne wydarzenie, po dwóch dniach by sobie odpuścili, bo wszyscy mają rodziny i inne obowiązki. Jeśli zaprosić ludzi na maksymalnie godzinę dziennie, są w stanie przychodzić częściej.

Ale dlaczego w ogóle przyszli?

To jest splot różnych okoliczności – sprawy, której dotyczyły protesty, formy, tego, że już pierwszego dnia przyszło wiele osób.

Żeby zachować bezpieczeństwo i wyjaśnić wszystkim, jakie są zasady, stworzyłem regulamin. On też codziennie ulegał zmianie. Na początku nie wolno było skandować, później doszliśmy do wniosku, że te emocje, które buzują w ludziach, też trzeba jakoś zagospodarować. Dlatego wprowadziliśmy hasła do skandowania, ale pozytywne, np. „Chcemy weta”.

I takie hasła najlepiej działają na ludzi?

W parku Mickiewicza, w którym upamiętniane są wydarzenia czerwca ‘56, wołaliśmy do ludzi „Chodźcie z nami”, bo tak robotnicy wołali do innych mieszkańców Poznania. Hasła miały być pozytywne, nie mogły być obraźliwe ani pogardliwe wobec kogokolwiek.

Później stwierdziłem, że skoro ludzie tu przychodzą, powinni zabrać głos. Stąd rodzaj Hyde Parku. Z dnia na dzień te głosy były coraz ciekawsze. Wypowiadali się i wyborcy PiS-u, i eksperci. Później podeszła do mnie dziewczyna i powiedziała, że zna aktorów z Teatru Nowego. Od tego momentu była odpowiedzialna za blok poezji, podczas którego aktorzy czytali związane z tematyką wiersze, np. Wojciecha Młynarskiego. To było nieco luźniejsze, bardzo wzruszające i zawsze nagradzane brawami.

Udało nam się też stworzyć ciekawą wizualną oprawę tych protestów. Na pewno to był ważny element. Stworzyliśmy świetlny napis „veto” i z niego zrobiliśmy pocztówkę, którą następnie udostępniliśmy w internecie. Ludzie ją drukowali i wysyłali sobie nawzajem. Mogli się pochwalić, że tam byli i tworzyli, że wspólnie się angażowali.

Ważnym elementem, który stał się wyróżnikiem poznańskiego „łańcucha”, było przywitanie. Na początku wyszedłem i powiedziałem: słuchajcie, to jest ważna sprawa, która jest w interesie każdego obywatela, niezależnie, czy jest mechanikiem, ratownikiem, pilotem, księgową czy kosmonautką. Niezawisłe, wolne od polityków sądy są prawem każdego. Cały ten protest był próbą zagospodarowania sprzeciwu, wyrażenia go w taki sposób, żeby jednoczył maksymalną liczbę ludzi, a nie dzielił.

Ilustracja: Marta Zawierucha

Rozumiem, że to dlatego nie było partii i emblematów partyjnych. Wielu ludzi tego nie lubi, zwłaszcza młodych, co widać było po krytycznych głosach wobec protestów w Warszawie, na których tłumnie pojawiali się politycy opozycji. Ale jaka jest alternatywa? W końcu trzeba na kogoś oddać głos w wyborach.

To jest bardzo trudne pytanie i nie mam na nie odpowiedzi. Ostatnie sondaże pokazują, że mimo protestów opozycji nie do końca udało się dotrzeć do większej liczby wyborców. Dopóki nie podbije stawki, nie przekona ludzi do swoich pomysłów, lepszych programów, które naprawdę poprawią jakość życia, nie będzie mówić o prostych rzeczach, które interesują Polaków, jej notowania nie wzrosną.

Często słychać głosy, że opozycja powinna się po prostu połączyć.

Ja osobiście nie wierzę w zjednoczenie w takim sensie, że wszystkie partie stworzą jedną listę wyborczą. Wydaje mi się, że żeby dotrzeć do, powiedzmy, osoby o poglądach lewicowych, trzeba stworzyć program lewicowy, żeby dotrzeć do osoby konserwatywnej, trzeba zaproponować program chadecki. Dlatego jeśli opozycja stworzyłaby jeden program i jedną listę, to mogłoby być odebrane jako sztuczne i niewiarygodne. Jeśli partia jest dla wszystkich, to jest dla nikogo.

Czy uważasz, że ten potencjał, tę energię społeczną można przekształcić w jakiś zinstytucjonalizowany ruch?

W zeszłą niedzielę wyszedłem na Plac Wolności sam z sędzią Olimpią Barańską-Małuszek, ale z dnia na dzień zaczęło się dołączać do nas coraz więcej ludzi.

Cieszę się, że nasz protest to był nie tylko sprzeciw, ale także laboratorium obywatelskie. Udało nam się odczarować flagę polską, hymn – symbole, które powinny być oczywiste dla nas wszystkich, a w ostatnich latach zostały przejęte przez prawicę i w oczach wielu ludzi stały się obciachowe. Odbudowaliśmy poczucie dumy, wspólnoty, wyjątkowości.

To dlaczego nie wykorzystać tego potencjału i go nie ustrukturyzować? Czy nie masz zamiaru stać się liderem oddolnego, obywatelskiego ruchu?

Protesty organizowała sieć znajomych, która była rozproszona, ale w obliczu zagrożenia skonsolidowała się i to po prostu świetnie zaskoczyło. Teraz jako organizatorzy spotykamy się, zastanawiamy. Do tej pory wszystko planowaliśmy z dnia na dzień. Myślimy o jakiejś formie działania, ale jeśli na dzień dzisiejszy coś miałoby się wykształcić, to byłaby to jakaś grupa czy instytucja, która zachęca do wyborów. Nie do głosowania na tę czy inną partię, ale do aktywności obywatelskiej, promująca pozytywne postawy obywatelskie, jak dbanie o mienie publiczne.

Czyli nie marzysz o uprawianiu polityki. Raczej o miejskim aktywizmie, oddolnym, obywatelskim ruchu.

Na pewno nie interesuje mnie polityka ogólnopolska. Trochę wody w Wiśle musi upłynąć, zanim polskie partie będą ze sobą rozmawiały jak na „łańcuchu światła” w Poznaniu.

Czyli jak?

Nie pozwoliliśmy na skandowanie haseł typu „Precz z kaczyzmem”, które były słyszalne na innych protestach, a które są po prostu pogardliwe. Niegodne ludzi inteligentnych, cywilizowanych, wypowiadających się w przestrzeni publicznej. Zgadzam się z Jackiem Dehnelem, który miał świetne wystąpienie na warszawskim proteście – musimy zacząć używać innego języka, żeby się nawzajem zrozumieć. Ty postulujesz to, ja co innego, ale nie jesteś moim wrogiem. Mamy inne perspektywy, ale mamy też punkty styczne. Musimy się nauczyć o tym rozmawiać, bo tak postępują dojrzałe społeczeństwa. Takie mam przynajmniej wrażenie.