Opozycja w Polsce znajduje się dziś w szalenie trudnej sytuacji. Raz, że walka z nieliberalnymi populistami w Polsce i na świecie w ogóle nie jest łatwa. Można ją porównać do prób pokonania mitycznego stwora Proteusza. Zanim zorientujemy się, jak wygląda i co można zrobić, aby go pokonać, zmienia on postać i cały trud zaczyna się od początku. Tak właśnie zachowuje się ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego, permanentnie naginając zarówno polityczne zwyczaje, jak i prawne obostrzenia Konstytucji i innych ustaw.

Dwa, że w sprawie majowych wyborów opozycja ma dwie, w istocie bardzo marne opcje: albo brać udział w wyborach niespełniających wymogów konstytucyjnych, albo bojkotować je, ale jako cenę tej strategii przyjąć, że nawet mimo małej frekwencji wynik tego głosowania będzie wiążący na kilka kolejnych lat.

Mimo że opozycji nie jest łatwo, jej wyborcy mają prawo żądać od niej więcej. Mają prawo żądać myślenia poza narzuconymi przez PiS schematami, wyjścia poza PiS-owskie ramy interpretacyjne i choćby podjęcia prób działania strategicznego dwa kroki przed politycznym konkurentem. Słowem, wyborcy mają prawo żądać opracowania przynajmniej jednej drogi poza dwiema marnymi opcjami, jakie są w tej chwili do wyboru.

Z jednej strony logika ciągłego zaostrzenia

Część obserwatorów nieprzychylnych PiS-owi żywi nadzieję, że partia ta z czasem wytraci tempo, zmęczy się, a wtedy opozycja przejmie władzę w Polsce. Na razie jednak trudno o stwierdzenie, że takie nadzieje się spełniły. Podczas gdy w Polsce życie wciąż toczy się na pół gwizdka, w jednym miejscu z całą pewnością panuje gorączkowa krzątanina. Partia rządząca ani na chwilę nie przestaje uparcie szukać sposobu, żeby wybory prezydenckie odbyły się na korzyść dla niej, czyli w maju, najlepiej 10, ewentualnie 23 maja. Odbywa się to za cenę oczywistych nadużyć.

Często zapomina się, że utrata Senatu przez PiS w 2019 roku była dla Kaczyńskiego bolesną nauczką. Na Nowogrodzkiej liczono także na więcej miejsc w Sejmie. Dlatego głosowanie teraz ma dla Kaczyńskiego znaczenie gardłowe i dlatego zaostrza on kurs. Kaczyński wie, że jeśli Duda wygra ten wyścig, partia rządząca utrwali swoją władzę aż do kolejnych wyborów parlamentarnych w 2023 roku. Za kilka miesięcy sondaże mogą być przecież mniej łaskawe i gdyby prezydent wtedy przegrał, sytuacja polityczna stanie się dla PiS-u trudna do przewidzenia.

Stąd niechęć do wprowadzenia stanu nadzwyczajnego ze względu na klęskę żywiołową, jaką jest pandemia. Nacisk na organizację wyborów za wszelką cenę wynika też z tego, że przekraczanie granic między państwami nie przebiega normalnie. Żadni niezależni obserwatorzy i tak więc nie przyjadą, aby sprawdzać, czy wybory odbyły się zgodnie z zasadami deklarowanymi w Konstytucji. Bez względu zatem na obostrzenia prawne, bez względu na nierówną kampanię, bez względu na to, co mówi PKW – Kaczyński prze do wyborów.

Walkę z nieliberalnymi populistami można porównać do prób pokonania mitycznego stwora Proteusza. Zanim zorientujemy się, jak go pokonać, zmienia on postać i cały trud zaczyna się od początku. | Karolina Wigura

Z drugiej strony ciągłe zagubienie

Opozycyjni kandydaci na prezydenta nie są więc w łatwej sytuacji. Po pierwsze, dlatego że mocną pozycję prezydenta w sondażach kwarantanna wzmocniła jeszcze bardziej. Dokłada się do tego wrażenie, które potwierdza sondaż opublikowany przez OKO.press, że wyborcy PiS-u są bardziej chętni, aby iść na wybory, niż wyborcy opozycji. Po drugie, cała ta sytuacja wzmogła jeszcze zagubienie, w jakim znajduje się praktycznie od 2015 roku Platforma Obywatelska jako największa partia opozycyjna.

PiS gra nieczysto i cynicznie. Od 2015 roku potrafi łamać prawo, mówiąc, że „to inna interpretacja”. Wszystko to wiemy. Niestety, odpowiedzią PO na tę nieczystą i cyniczną grę jest ciągle to samo: logika szlachetnej przegranej. Skoro tamci są nieuczciwi i łamią Konstytucję, my będziemy „totalną opozycją”, będziemy bojkotować ich wybory, będziemy „ponad tym” – zdają się mówić najczęściej.

Jest to strategia znakomicie nadająca się do utrzymania przekonania o własnej moralnej racji, ale o jej nieefektywności politycznej świadczy wysokie poparcie dla PiS-u i kolejne wygrane partii Jarosława Kaczyńskiego w wyborach w ciągu ostatnich pięciu lat. Wyborcy mają prawo domagać się skuteczności, realnych sukcesów – tym bardziej, że znaczenie sukcesu odzyskania Senatu widać gołym okiem podczas obecnego kryzysu sanitarnego.

Od 2015 roku zdołaliśmy się chyba przekonać, że nie da się odebrać PiS-owi całej władzy jednym zręcznym ruchem. Zanosi się na długi mozolny proces, w którym może przyjdzie przegrać niejedną potyczkę. | Karolina Wigura

Sytuację opozycji utrudnia dodatkowo nieufność, z jaką nie tylko Polacy, ale w ogóle obywatele na całym świecie, traktują dziś polityków. Wiele osób zachodzi dziś w głowę, czy Małgorzata Kidawa-Błońska także mówiłaby o zawieszeniu swojej kampanii i niegłosowaniu 10 maja, gdyby jej popularność była bliska tej, którą cieszy się Andrzej Duda. Wyborcy mogą podejrzewać, że kandydatka zachowywałaby się inaczej, gdyby miała realną szansę wygrać.

Jest zrozumiałe, że Kidawa-Błońska na razie nie rezygnuje całkowicie z kandydowania, pozostawiając sobie szansę, aby zostać w wyścigu, jeśli jego warunki ulegną zmianie. Jednak z punktu widzenia Realpolitik doby Kaczyńskiego nie ma to znaczenia. Mamy zatem do czynienia z paradoksem: nawet jeśli wybory 10 maja nie będą wolne, a wręcz będą ustawione, to część opozycji, nie biorąc w nich udziału, pozbawia się jeszcze jednej możliwości działania politycznego.

Głosować? Nie głosować?

Wiele osób pyta mnie, czy jeśli wybory odbędą się 10 maja, wezmę w nich udział. Moja odpowiedź na dziś brzmi: nie widzę możliwości, aby podjąć obecnie racjonalną decyzję.

Na razie możliwych scenariuszy wciąż jest wiele. Opozycja może jeszcze spróbować przeciągnąć na swoją stronę Jarosława Gowina i część jego ludzi. Może także próbować osiągnąć kompromis, aby ratować zgodność wyborów z prawem. Ten kierunek myślenia propaństwowego nie jest obcy niektórym politykom opozycji. W tym duchu na temat porozumienia z Gowinem ciepło wypowiadał się ostatnio choćby europoseł Radosław Sikorski, podobnie wypowiadają się środowiska skupione na przykład wokół Roberta Biedronia.

Wiele osób pyta mnie, czy jeśli wybory odbędą się 10 maja, wezmę w nich udział. Moja odpowiedź na dziś brzmi: nie widzę możliwości, aby podjąć obecnie racjonalną decyzję. | Karolina Wigura

Domagam się trzeciej drogi

Zaczęłam od nawiązania do mitu Proteusza. W „Odysei” Homera jest fragment, w którym dowiadujemy się, w jaki sposób Odyseusz pokonał tego mitycznego stwora. Ponieważ Proteusz cały czas zmieniał postać, Odyseusz złapał go i trzymał bardzo mocno, tak długo, aż Proteusz się poddał.

Czytany dziś, ten fragment z „Odysei” brzmi wyjątkowo enigmatycznie. Cóż to znaczy mocno trzymać, gdy ma się do czynienia ze sprytnym, cynicznym i desperacko zmobilizowanym przeciwnikiem politycznym, który na dodatek wielu osobom przypomina bohatera paradoksu kłamcy, mówiącego „posłuchaj, teraz kłamię”.

Przede wszystkim należy realistycznie ocenić sytuację, zamiast moralizować. Od 2015 roku zdołaliśmy się chyba przekonać, że nie da się odebrać PiS-owi całej władzy jednym zręcznym ruchem. Zanosi się na długi mozolny proces, w którym może przyjdzie przegrać niejedną potyczkę. W tym duchu trzeba zacząć poszukiwać nowych rozwiązań i strategii.

To oczywiste, że odpowiedzialność za obecną sytuację ponosi PiS – jako ugrupowanie, które sprawuje władzę. Jednakże PiS nie jest adresatem oczekiwań politycznych jakiegokolwiek liberalnego wyborcy. Stąd moje uwagi zgłaszam pod adresem opozycji. Jako obywatelka oczekuję dzisiaj od opozycji poszukiwania trzeciej, czwartej, piątej drogi, wypróbowania wszystkich scenariuszy. Tak aby nie skazywać nas, wyborców, na bezowocny spór między zwolennikami dwóch rozwiązań nie do przyjęcia: albo głosowania w wyborach, które nie są wolne, albo całkowitego ich bojkotu, którego destabilizujące skutki są trudne do przewidzenia.