Czytaj rozmowę z Robertem Krasowskim „Nastał czas bezkrólewia”.


 

Julian Kania: Robert Krasowski w wywiadzie dla „Kultury Liberalnej” twierdzi, że Jarosław Kaczyński nie będzie miał dużego wpływu na Polskę. „Państwo jest obojętne na plany polityków, nawet tak doświadczonych jak Kaczyński”, twierdzi Krasowski. „Ciągle u steru państwa pojawiają się nowe twarze, sporo krzyczą, ale nigdy nie zdołały odcisnąć silnego piętna na rzeczywistości. Dlaczego teraz Jarosław miałby je odcisnąć?”. No właśnie – dlaczego?

Marek Beylin: Teza Krasowskiego jest absurdalna. Państwo w jego wersji jest karykaturą. To jakiś samoporuszający się, absolutny byt. Nonsens. Kaczyński, tak jak wielu polityków, odciska swoje piętno, bo państwo tworzą politycy i obywatele, procedury, wzory, obyczaje, a nie jakieś absolutne reguły trwania. Państwo może być lepsze bądź gorsze, mniej demokratyczne bądź bardziej. Może erodować albo się modernizować, może bardziej służyć obywatelom albo konsolidacji czyjejś władzy. W takich rejestrach funkcjonują wszystkie państwa, a politycy mają na to wpływ. Kaczyński też będzie go miał. Wydaje się to dość oczywiste.

Krasowski przypomina jednak kilka przykładów, choćby Leszka Millera, który mimo że władzę zdobył jako socjaldemokrata, „najsilniej demontował” państwo opiekuńcze. To zdaniem Krasowskiego dowód, że polityk nie kieruje się swoimi poglądami. Robi to, do czego zmusza go rzeczywistość.

Owszem, było tak i w przypadku Kaczyńskiego w sferze gospodarczej. Natomiast w innych dziedzinach życia sprawy wyglądały inaczej. W latach 2005–2007 państwo się dość radykalnie zmieniło. Na krótko, owszem, bo Kaczyński okazał się nieudolny w trzymaniu władzy, ale chciał ją utrzymać i wzmacniać. To właśnie wtedy państwo PiS-owskie stworzyło regułę wykorzystywania służb specjalnych, takich jak CBA, jako instrumentu polityki. Przypomnijmy tylko sprawę Leppera i akcję służb wymierzoną w tego polityka. W czasach rządów PiS państwo chciało też w sposób szczególny dyscyplinować obywateli, choćby przy pomocy niesławnej ustawy lustracyjnej, której wejście w życie uniemożliwił Trybunał Konstytucyjny.

Robert Krasowski twierdzi, że poprzednie rządy PiS nie dają żadnego powodu do niepokoju. Przykłady Barbary Blidy i doktora G. dowodzą tezy przeciwnej. W imię koncentracji władzy i skupienia wokół niej społeczeństwa urządzano policyjne akcje wynajdywania wrogów. Szukano takich, wokół których mogłoby się skupić społeczne niezadowolenie. Tego rodzaju działanie to przekręcanie państwa demokratycznego w stronę państwa służb specjalnych. Jak będzie teraz? Jeszcze nie wiemy. Ale dlaczegóż miało by być zupełnie inaczej? Jest się czego obawiać.

Przykład Barbary Blidy, doktora G. oraz upadku ustawy lustracyjnej raczej wspierają tezę Krasowskiego, który utrzymuje, że IV RP była po prostu nieudolna. Te akcje faktycznie uderzyły w kilka osób, ale ostatecznie nie miały żadnych systemowych konsekwencji.

To prawda, choć szkody zostały wyrządzone. Nie było ich więcej głównie dlatego, że nie wystarczyło czasu. Nie powiodła się gra, która miała zapewnić rządy jednopartyjne poprzez wykolegowanie koalicjantów. Rzeczywiście, CBA i politycy PiS-u okazali się nieudolni. Ale to nie znaczy, że nieudolność jest wpisana w ich działanie. Za drugim razem mogą się okazać skuteczniejsi.

Ale i ja jestem po części optymistą, bo uważam, że choć da się przejąć państwo i skierować je na złe tory, to nie da się wykorzenić ze społeczeństwa nawyków i praktyk demokratycznych.

Krasowski ma też nienajlepszą opinię o politykach PiS. Twierdzi, że sam Jarosław Kaczyński jest politykiem nieudolnym, dobrym liderem swojej partii, ale niekoniecznie dobrym liderem kraju. Michał Krzymowski w wydanej właśnie biografii Kaczyńskiego stawia podobną tezę: Kaczyński najlepiej czuje się w roli szefa partii.

Kaczyński nie był dobrym premierem, bo nie dbał o dobro publiczne, erodował procedury demokratyczne, a razem ze swoimi koalicjantami wprowadzał duszną, ideologiczną atmosferę. W tym sensie rzecz jasna nie był dobrym szefem rządu. I prawdą jest, że przyświecał mu głównie cel konsolidacji władzy w rękach swoich i jego partii. Nie mam jednak wglądu w duszę Kaczyńskiego, żeby wiedzieć, czy i w jaki sposób chce on rządzić teraz. Wątpię, żeby ktokolwiek to wiedział. Jedyne, co możemy robić, to oceniać po faktach. A fakty były takie, że Kaczyński chciał konsolidować władzę w brutalny sposób, na granicy lub nawet poza granicą legalności, czego dowodzi choćby skazanie przez sąd PiS-owskiego szefa CBA, Mariusza Kamińskiego.

Krasowski twierdzi też, że medialny atak na PiS przynosi odwrotne skutki do zamierzonych. Wrogowie Kaczyńskiego „są w niego zapatrzeni jak zając w kobrę, są autentycznie przerażeni. […] I to oni stanowią jego prawdziwą armię. Każdy, kto ma dość aktualnego establishmentu, zagłosuje na niego, bo czuje że establishment panicznie się go boi”. Czy obecne niemal histeryczne reakcje części mediów na zwycięstwo PiS mają zatem sens?

Kolejna absurdalna teza. Kaczyński wygrał nie dlatego, że wyborcy zostali uwiedzeni jego radykalizmem czy strachem jego przeciwników. Wygrał, bo się schował, nie demonstrował swojej wrogości i agresji. Na pierwszy plan wyszli prezydent Duda i Beata Szydło. I to oni w wielkiej mierze wygrali te wybory. Teza Krasowskiego mija się więc z faktami.

Co zaś do reakcji mediów – pan nazywa je histerią, a ja myślę, że obowiązkiem publicystów jest przestrzegać ludzi, co może się stać. Można oczywiście robić to na różne sposoby. Ale przestrzeganie przed niebezpieczeństwem to doprawdy nie jest histeria, tylko rezultat doświadczenia. Bo tego niebezpieczeństwa mogliśmy posmakować wcześniej. Kaczyński nie wyłonił się z niebytu, wiadomo jak kiedyś rządził.

Czeka nas powrót IV RP?

Grozi nam nawet wzmożony powrót IV RP. Bo PiS jest teraz bardziej radykalny niż niegdyś. Zradykalizowała go dodatkowo „religia smoleńska”. Łatwo może się ona stać instrumentem ścigania i stygmatyzowania wszystkich, których Kaczyński uzna za współsprawców – realnych bądź moralnych – katastrofy, którą on uważa za zamach.

Kolejnym nowym elementem jest szeroko wykorzystywana w kampanii wyborczej gra polską ksenofobią w sprawie uchodźców. PiS jest obecnie bardziej nacjonalistyczny i religijnie fundamendalistyczny niż dziesięć lat temu. A gdy rozpętuje się bądź wzmacnia ksenofobiczne nastroje, to traci się nad nimi kontrolę albo płynie z ich nurtem. Zobaczymy, co wybierze Kaczyński.

Może pan powie, że teraz histeryzuję, ale ja tylko wyczuwam niebezpieczeństwa. Wolę być przezorny, niż potem bezradnie patrzeć na niebezpieczną teraźniejszość.