okladka_Maluchem przez Afryke_druk.indd

Błażej Popławski: W książce wielokrotnie pokazuje pan przykłady zderzenia tradycji i nowoczesności. Opisuje pan Afrykę jako kontynent przechodzący przyspieszoną modernizację. Dyskretnie zapowiada nam to już zdjęcie z samej okładki.

Arkady Paweł Fiedler: Fotografia umieszczona na niej została wykonana w północnej Kenii. Przedstawia kobiety z grupy etnicznej Samburu. Ubrane w tradycyjne stroje, przepiękne naszyjniki trzymają w ręku telefony komórkowe i robią nimi zdjęcie mojego samochodu. Notabene w Afryce to właśnie komórkami wykonuje się większość płatności elektronicznych. W Europie technologia ta, dobrze znana na globalnym Południu, dopiero rozwija się.

To kto tu tak naprawdę jest nowoczesny, a kto tradycyjny? Afrykanki ze smartfonem czy Polak w aucie, którego ostatnie egzemplarze opuściły taśmy fabryczne niespełna dwie dekady temu i które w Europie postrzegane jest jako obiekt wręcz muzealny?

Zdjęcie pokazuje fascynujące kontrasty, które dostrzegałem w Afryce na każdym kroku. Część krajów, zwłaszcza te, które przeszły przez arabską wiosnę, pozostaje w stanie jakiegoś totalnego zawieszenia, co wywołuje niepokój ich mieszkańców. Inne państwa rozwijają się niezwykle dynamicznie, ich stolice to miasta sukcesu. Domy, które sprawiają wrażenie, że się zaraz rozpadną, sąsiadują z bilbordami reklamowymi, ukazującymi pięknych, radośnie uśmiechniętych ludzi. A wszystko w bezpośrednim sąsiedztwie nowoczesnych centrów handlowych, metropolii wyrastających w buszu. Życie w Afryce nie polega już wyłącznie na przetrwaniu i rozpamiętywaniu ponurej przeszłości. Cały czas napływają kolejne fale inwestorów – na polu tym szczególnie aktywni są Chińczycy – oraz darczyńców, często wykorzystujących fakt niesienia pomocy do utrzymania własnej egzystencji.

Prowadzenie jednej, europocentrycznej narracji o całym kontynencie, zamykanie jego mieszkańców w egzotycznym skansenie albo w kolonialnym cyrku, nie jest właściwe. To właśnie chciałem pokazać na zdjęciu z okładki. Ono ma odwracać perspektywę. Autentycznym konsumentem wrażeń, podmiotem przestał być już przybysz z Europy, ale są nim gospodarze.

Jak Afrykanie postrzegali pana auto? Czym jest wspomniany w książce „efekt malucha”?

W postawach Afrykanów dominowało pozytywne zaciekawienie, czasem zdziwienie, że fiacik jest w stanie pokonać kairskie pandemonium drogowe czy prymitywne szutrówki z „Mad Maxa” (film kręcono w Namibii). Maluch nie jest znany poza Europą. Jego wygląd – odmienny od innych pojazdów poruszających się na tamtejszych drogach – budził zdziwienie. Nieomal codziennie słyszałem pytania „czy to jest samochód?”. Traktowano go jako maskotkę, a nawet zastanawiano się, czy to nie auto wyścigowe.

Mimo okazywanej nam życzliwości, podróż nie obyła się bez stresujących momentów: zmagań z biurokracją egipską, z „łowcami pieczątek” na granicach, z policjantami, lubującymi się w wypisywaniu mandatów. Do Polski przywiozłem mandat, który dostałem na przedmieściach Lusaki. Ciekawy dokument – przypomina świadectwo szkolne, ma format A-4 i zabawną nazwę: „formularz przyznania się do winy”.

Mandat otrzymany w Zambii. Fot. Arkady Paweł Fiedler
Mandat otrzymany w Zambii. Fot. Arkady Paweł Fiedler

Z jednej strony, opisuje pan Fiata 126p nie tylko jako pojazd, ale także jako narzędzie skracania dystansów kulturowych. Z drugiej jednak strony, w przeciągu 103 dni przemierzył pan 11 krajów, ponad 16 tys. km. W trakcie lektury pana książki, część czytelników – zwłaszcza miłośnicy reportaży pana dziadka – może odczuć niedosyt z racji na dość powierzchowne charakterystyki sfery kultury i polityki we współczesnej Afryce.

Świat przemierzany samochodem jest światem chwil, momentów, które się zapamiętuje lub utrwala na nośnikach elektronicznych. Nie jest to jednak przestrzeń, którą poznaje się głębiej, odkrywa i oswaja. Akceptacja tych ograniczeń – choćby konieczności omijania dziesiątek ważnych historycznie miejsc – jest konieczna. Piramidy w Egipcie i Sfinksa fotografowaliśmy przez dziurę w płocie. Nieco więcej czasu na podziwianie zabytków miałem w sudańskim Meroe i w etiopskim Gondar. Odwiedziłem także Kigali Memorial – pomnik ofiar rwandyjskiego ludobójstwa, ważne miejsce pamięci w Afryce subsaharyjskiej – oraz Bushmen Living Museum – miejsce, gdzie autochtoni faktycznie żyją i borykają się z trudami codziennej egzystencji. Przez Zambię i Namibię podróżowałem, gdy przeprowadzano tam wybory. Opisuję dokładnie te miejsca i wydarzenia w książce.

Jak zatem przeprowadzał pan wywiady? Wystawiając mikrofon przez uchyloną szybę auta?

Tak na dobrą sprawę to z Afrykanami mogłem dłużej porozmawiać jedynie na stacjach benzynowych, targach, przy kempingach lub biorąc kilka razy autostopowiczów. Integracja z tubylcami to jeden z najwspanialszych elementów każdej podróży. Zdaje sobie jednak sprawę, że aby ich naprawdę zrozumieć, powinno się zamieszkać tam o wiele dłużej.

Tanzania. Fot. Arkady Paweł Fiedler
Tanzania. Fot. Arkady Paweł Fiedler

Skąd w ogóle pomysł na wyprawę maluchem wzdłuż Afryki?

Pomysł rodził się dosyć długo. Najpierw w 2009 r. zorganizowałem podróż maluchem dookoła Polski. Wówczas odkryłem ten samochód na nowo. Podróż nim jest wymagającą, ale też pełniejsza – wolniejsza, trzeba częściej się zatrzymywać, otwierać okna. Dzięki takiej właśnie podróży to dzisiejsze, tak pędzące, życie zwalnia. Przy niespiesznej jeździe pochłania się afrykańską drogę wszystkimi zmysłami – cały jej koloryt, fizyczność, zapach. Poza tym „kaszlakiem” znacznie lepiej rozpoznaje się przestrzenie między celami podróży. Przez kilka godzin człowiek ma szansę stać się częścią tych miejsc i one stają się częścią ciebie.

Kto był dla pana głównym inspiratorem? Patrząc na marszrutę, część czytelników pana książki wspomni zapewne „Safari mrocznej gwiazdy. Lądem z Kairu do Kapsztadu” Paula Theroux. Albo rowerową Sztafetę śladami Kazimierza Nowaka. Czy to jednak po prostu geny i wpływ Arkadego Fiedlera?

Oczywiście, najważniejszej inspiracji dostarczył dziadek Arkady,– mimo że nie miał prawa jazdy i nigdy nie prowadził samochodu. Chyba byłby rad, że próbuję wprowadzić coś nowego do dorobku podróżniczego wszystkich Fiedlerów. Z bardziej współczesnych globtroterów cenię Benedicta Allena, pioniera w filmowaniu podróży bez zwykle towarzyszącej wszystkim podróżnikom ekipy filmowej. Allen przemierzył Amazonię, Papuę, Syberię. Nakręcony przez niego film „The Skeleton Coast” zachęcił mnie do poznania Pustyni Namib.

Słuchając pana, mam wrażenie, że to maluch, a nie pan, był głównym bohaterem książki. Czy w trakcie podróży rozmawiał pan z – cytuję z książki – „Zieloną Bestią”?

Zdarzało mi się [śmiech]. Blaszana niewygodna puszka z każdym kilometrem przeobrażała się w twór bliski mojemu sercu, stawała się przedłużeniem moich zmysłów. Codziennie wiele godzin mówiłem do kamery zamontowanej w aucie, czyli częściowo rozmawiałem z fiatem. Po powrocie do Polski monologi te posłużyły mi za materiał do napisania książki.

Sudan. Pierwsze kilometry. Fot. Arkady Paweł Fiedler
Sudan. Pierwsze kilometry. Fot. Arkady Paweł Fiedler

Kiedy zdecydował się pan zostać reportażystą, twórcą filmów i książek? Bezpośrednio przez wyjazdem rzucił pan pracę w brytyjskiej korporacji. Jak interpretować ten gest?

Nie patrzę na siebie jak na reportażystę. W pracy w Londynie czułem się wypalony. Mimo to wyjazdu do Afryki nie traktowałem jako ucieczki, a raczej jako pogoń za czymś, co mi towarzyszyło od dzieciństwa. Podróżowałem od urodzenia poprzez opowieści, zdjęcia, przedmioty przywiezione przez dziadka i ojca, pieczołowicie gromadzone w muzeum – Pracowni Literackiej Arkadego Fiedlera w Puszczykowie. Zapewne przez to było o wiele łatwiej podjąć decyzję o wyjeździe, mniej konwencjonalnym, dłuższym.

Z naszej rozmowy wynika, że wyjazd do Afryki stanowi preludium do dalszych wypraw. „Wabi pana Afryka Zachodnia”? – nawiążę do tytułu jednej z książek pana dziadka.

Oczywiście. Po dotarciu do RPA przez chwilę wahałem się nawet, czy nie wrócić z Kapsztadu do Europy wzdłuż zachodniego wybrzeża Afryki. Z racji na zobowiązania niezwiązane z wyprawą przedłużenie ekspedycji nie było jednak możliwe.

Poza tym nie chciałem dublować marszrut dziadka i ojca, którzy zjeździli zachodnią część kontynentu. Na trasę mojej podróży wybrałem: Egipt – Sudan – Etiopię – Kenię – Ugandę – Rwandę – Tanzanię – Zambię – Botswanę – Namibię – RPA. Na wyjazd do Malawi zabrakło mi czasu. Następną wyprawę rozpoczynam już zaraz. 17000 km z Puszczykowa do Władywostoku przez Turcję, Gruzję, Azerbejdżan, Uzbekistan, Tadżykistan, Kirgistan, Kazachstan, Mongolię i Rosję.

* Redakcja „Kultury Liberalnej” serdecznie dziękuje Arkademu Pawłowi Fiedlerowi za udostepnienie zdjęć.

 

Książka:

Arkady Paweł Fiedler, „Maluchem przez Afrykę”, Muza, Warszawa 2016.