0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Temat tygodnia > 1989: najdłuższy rok;...

1989: najdłuższy rok; rok, którego nie było

Karolina Wigura

Dla pokolenia, które zbudowało III RP, walka między Prawem i Sprawiedliwością a opozycją to spór najwyższej wagi, dotyczący kształtu, a może i obecności polskiej demokracji. Dla młodszych pokoleń Polaków dzisiejszy spór w wielkiej mierze wygląda jednak na dość bezwzględną dogrywkę o schedę.

Niektóre daty przechodzą do historii jako źródło paradoksów. „To był najlepszy czas, to był najgorszy czas. Była to epoka rozumu, była to epoka głupoty. Była to wiosna nadziei i była to zima rozpaczy. Mieliśmy wszystko przed sobą i nie mieliśmy niczego przed sobą”. Tak zaczyna się książka Charlesa Dickensa „Opowieść o dwóch miastach”. Opowiada ona o dawnym porządku politycznym i o rewolucji francuskiej – ale jej pierwsze zdania z powodzeniem mogłyby służyć jako wstęp do książki o roku 1989.

Podobnie jak 1789, 1989 był momentem w historii pełnym otwartych możliwości i różne możliwości zamykającym. Był momentem szybkich nieprzemyślanych decyzji i kroków na długo kształtujących rzeczywistość. Był czasem potknięć i sukcesów. Przez to pozostaje także – przynajmniej potencjalnie – źródłem niekończących się interpretacji ze strony kolejnych pokoleń. To wszystko dlatego, że w naszej najnowszej historii był to bodaj rok najbardziej paradoksalny.

Po pierwsze, 1989 to najdłuższy rok w historii III RP. W pewnym sensie nigdy się on nie skończył.

Co to znaczy? Powiedzmy najpierw, że w 1989 roku wygrała opowieść, jaką snuła o Polsce „Solidarność”. Nie było oczywiście tak, żeby nie pozostały żadne ślady po poprzednim systemie. Wręcz przeciwnie, postkomunizm ciągnął się jeszcze długo, a wraz z nim wszystkie błędy, które popełnili architekci przemian; choćby brak dekomunizacji czy obniżenie demokratycznej temperatury w społeczeństwie. Nie ma już dziś jednak, z naprawdę nielicznymi wyjątkami, osób, które szczerze broniłyby Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i jej sposobu kierowania w Polsce polityką i gospodarką. Wygrała „Solidarność” i to ona, jej ludzie, jej program i jej działania, ukształtowały kolejne trzydziestolecie.

Dziś polska scena polityczna podzielona jest zgodnie ze sposobem, który odziedziczyliśmy po tym zwycięstwie. A było to zwycięstwo pyrrusowe. „Solidarność” nigdy nie była ruchem jednolitym, a tylko występowała jako jedność z powodów strategicznych. Kiedy zatem warunki polityczne przestały dyktować utrzymywanie spójności bloku politycznego, zaczęła się dzielić. Początkowo przybierało to formy dla obserwatorów zaskakujące, bolesne, nawet gorszące – dość przypomnieć „wojnę na górze” w początku lat 90. Z kolejnymi dekadami coraz trwalej kształtowały się jednak zasadnicze odłamy dawnej „Solidarności”. Po jednej stronie stanęli liberalni konserwatyści, po drugiej – konserwatyści socjalni. Odłamy te nigdy nie nauczyły się współpracować, traktując podział jako skądinąd skuteczne paliwo wyborcze.

Ilustracja: Max Skorwider

Dla pokolenia, które zbudowało III RP, walka między Prawem i Sprawiedliwością a opozycją to spór najwyższej wagi, dotyczący kształtu, a może i obecności polskiej demokracji. Dla młodszych pokoleń Polaków dzisiejszy spór w wielkiej mierze wygląda jednak na dość bezwzględną dogrywkę o schedę. W tej interpretacji, dogrywkę tę ustawia pokolenie, które weszło na scenę demokratycznej polskiej polityki wraz z przełomem 1989 roku, zatem jest już na tej scenie 30 lat. Zarówno w sensie symbolicznym, jak i realnym, do dziś odgrywa ono główną rolę w polskiej polityce. Tematy niezwiązane z tym sporem nie wchodzą do politycznego głównego nurtu w naszym kraju, ponieważ nie ma komu ich wprowadzać. Jeśli młodsze niż Ojcowie i Matki Założyciele osoby wchodzą do polskiej polityki, to odbywa się to na zasadzie kooptacji, w której głównym kryterium pozostaje konformizm i posłuszeństwo.

Po drugie jednak, 1989 był rokiem, którego nie było. Znaczy to, że był systematycznie wymazywany z pamięci zbiorowej.

Jak to się stało? To samo pokolenie, które spędziło całe życie, spierając się o to, jaki będzie kształt Rzeczpospolitej, nie zadbało o to, aby opowiedzieć wchodzącym w dorosłość w demokratycznym państwie Polakom o cudzie pokojowej rewolucji. Z niewielkimi wyjątkami, od 30 lat uczniowie wychodzą ze szkoły podstawowej i średniej, nie przeszedłszy kursu dotyczącego historii ostatnich kilku dekad. Ani nie mają podstaw wiedzy, dotyczącej tego, co w Polsce działo się w latach 80., 90., i 2000., ani też nie mają przećwiczonych zasadniczych argumentów w dyskusjach, które znajdują się w samym sercu ustroju III RP: czy reformy Leszka Balcerowicza składały się z dobrze dobranych i użytych instrumentów, czy też były naprędce przygotowanymi zmianami, bez wzięcia pod uwagę długofalowych skutków? Co zmienia w ocenie Lecha Wałęsy, jeśli był/nie był agentem „Bolkiem”? Czy Okrągły Stół był przykładem na polską gotowość do kompromisu, czy też był zmową elit, układem wąskiej części „Solidarności” i chętnych do zrzucenia z siebie odpowiedzialności za kryzys komunistów?

W końcu operatywni przedstawiciele młodszych pokoleń będą musieli umieścić swoje nazwiska na listach wyborczych. Od każdego z nich zależy, czy zrobi to sam, czy będzie czekać, aż jego miejsce zajmie ktoś bardziej konformistycznie patrzący na rzeczywistość.

Karolina Wigura

Przez trzy dekady III RP nierzadko wypowiadano się z przekąsem o 38 procentach Polaków, którzy nie udali się do urn w 1989 roku. Jak to, pytano – pierwsze niezależne wybory od dziesiątek lat i prawie czterdzieści procent społeczeństwa nie uważa za stosowne, aby oddać w nich swój głos? Liczby te można jednak zinterpretować zupełnie inaczej. W książce „Koniec pokoleń podległości” Jarosław Kuisz pisał o tym, jak powoli nawyk funkcjonowania we własnym państwie zagnieżdża się w naszych myślach i zwyczajach. Być może, mając w pamięci niemal 200 lat braku suwerennego państwa, należy się cieszyć, że do wyborów poszło wtedy aż 62 procent wyborców. Z tej perspektywy liczba ta napawa optymizmem.

Nie można niestety powiedzieć tego samego o wyborach, które odbywają się obecnie. Ponad 40-procentowa frekwencja w wyborach europejskich może oczywiście cieszyć. Trudno jednak powiedzieć to samo o młodym pokoleniu. W grupie od 18 do 29 lat z czynnego prawa wyborczego skorzystało jedynie 27,6 procent osób.

Istnieje szansa, aby „pokolenia niepodległości” zaczęły osadzać się na dobre w naszym państwie. Aby jednak to się stało, zarówno młodsi, jak i starsi będą musieli wykonać wysiłek. Nie wystarczą już slogany o „roszczeniowych” i „nieaktywnych” młodych. Nie wystarczy mówić, że „tamci starsi do niczego nas nie potrzebują w swojej kłótni”. W końcu operatywni przedstawiciele młodszych pokoleń będą musieli umieścić swoje nazwiska na listach wyborczych. Od każdego z nich zależy, czy zrobi to sam, czy będzie czekać, aż jego miejsce zajmie ktoś bardziej konformistycznie patrzący na rzeczywistość.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 543

(22/2019)
4 czerwca 2019

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj