Poniedziałkowe posunięcie Trumpa budzi zdziwienie, jako że SDF pozostawały dotychczas lojalnym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych w regionie. Korzystając z amerykańskiego uzbrojenia i logistyki, wiosną tego roku pokonały tak zwane Państwo Islamskie (ISIS), a wcześniej przez lata stawiały mu opór samodzielnie. Kurdowie zdołali też stworzyć na terytoriach północno-wschodniej Syrii (niemal jednej trzeciej tego państwa) stosunkowo sprawną administrację, mieszkańcom zapewniając względnie normalne życie, a ściągającym tam uchodźcom – bezpieczeństwo. Stabilizacja i dostosowywanie się do norm prawa międzynarodowego dodatkowo przyczyniały się do legitymizacji ich de facto autonomii (nie doszło do uznania międzynarodowego).
Chociaż trudno zaprzeczyć związkom działaczy kurdyjskich w Syrii z Partią Pracujących Kurdystanu (PKK), a więc komunistyczną bojówką z Anatolii (do dziś uznawaną za organizację terrorystyczną przez Stany Zjednoczone i Unię Europejską), to powstała w 2012 roku Demokratyczna Federacja Północnej (ewentualnie Północno-Wschodniej) Syrii (DFNS) jest już osobnym projektem politycznym. Nazywana też z kurdyjska [kurmanji] „Rożawą”, odżegnuje się od agresji, nacjonalizmu i separatyzmu. Kierowana przez SDF i Syryjską Radę Demokratyczną (SDC) prowadzi bardzo wyważoną politykę. Postrzegana niekiedy jako szansa na spełnienie kurdyjskich marzeń o własnej ojczyźnie, oficjalnie dąży jedynie do demokratyzacji i federalizacji państwa syryjskiego. Unika napięć z Turcją. Wykonuje zobowiązania wobec koalicji antyterrorystycznej. Na prośbę Amerykanów w ostatnich miesiącach SDF zdemontowały umocnienia u północnej granicy DFNS, by niepotrzebnie nie prowokować sąsiadów.
Nadchodzący wstrząs, jak alarmują analitycy, politycy i cytowani w mediach członkowie Pentagonu, najprawdopodobniej wywoła klęskę humanitarną, a także odrodzenie się ISIS. Podobna sytuacja miała już zresztą w regionie miejsce. | Cezary Błaszczyk
Rożawa oparła ustrój na koncepcji etnofederalizmu, czerpiąc wzorce między innymi z konstytucjonalizmu szwajcarskiego. Odwołała się przy tym do zasad demokracji (właściwie demokracji radykalnej), samorządności i sprawiedliwości społecznej. W życiu publicznym uczestniczą wszystkie grupy społeczne, etniczne i wyznaniowe – począwszy od kobiet, przez miejscowe plemiona arabskie, na jezydach skończywszy. Przedstawiciele wszystkich grup uczestniczą w koalicji wojskowej i organizacji politycznej. Deklarowanym celem jest wykształcenie społeczeństwa obywatelskiego, które pozostawałoby „zjednoczone w swojej różnorodności”. I tak na przykład zgodnie z artykułem 16 Umowy Społecznej (Konstytucji DFNS, US) każdej z płci przysługuje w organach kolegialnych władzy społecznej i przedstawicielskiej co najmniej 40 procent miejsc, a organy kierownicze obsadzane są podwójnie przez kobietę i mężczyznę, w miarę możliwości pochodzących z różnych grup etnicznych i religijnych. Stąd też w Rożawie na każdym szczeblu władz publicznych spotykamy współprzewodniczących rad czy komisji, współpremierów, współprezydentów parlamentów, a nawet współprezesów spółdzielni – tak zwana zasada hevserok albo hevserokatî, o której wspomina też artykuł 12 US.
Inspiracją ideologiczną dla projektu DFNS jest demokratyczny konfederalizm – myśl Abdullaha Öcalana, założyciela i patrona PKK, który po zatrzymaniu i osadzeniu w tureckim więzieniu w 1999 roku wyrzekł się przeszłości i zaapelował o pokojowe rozwiązanie konfliktu kurdyjsko-tureckiego. Doktryna ta ma charakter „socjalizmu libertarnego”. Czerpie z komunalizmu (komunaryzmu, municypalizmu) w wydaniu nieco zapomnianego amerykańskiego ekoanarchisty Murraya Bookchina i opiera się na kilku fundamentach: krytyce państwa narodowego, demokracji partycypacyjnej, ekonomii społecznej, ekologii społecznej oraz feminizmie (tak zwana żineologia, kurd. jineolojî). Postuluje organizację demokratycznej autonomii w formie wieloszczeblowego i zdecentralizowanego systemu rad, gdzie ciężar władzy rozkładałby się „od dołu ku górze”, a udział w nim byłby dobrowolny. Z czasem sieć samorządnych skonfederowanych wspólnot miałaby pozwolić na pokojowe współistnienie rozmaitych grup na całym Bliskim Wschodzie.
Niezależnie od tego, czy powstała ze szczerych intencji (Öcalan w okresie „nawrócenia” starał się o zamianę wyroku skazującego na karę śmierci na pozbawienie wolności), myśl ta żyje już dziś własnym życiem i w zdumiewający sposób spaja tendencje inherentne dla kultury politycznej islamu i Kurdów, bieżące potrzeby społeczeństwa północnosyryjskiego oraz idee socjalizmu i radykalnej demokracji.
Dlatego też Ankarze trudno wytłumaczyć potrzebę odsunięcia SDF od południowych granic Republiki Tureckiej poprzez zbrojną interwencję na terytorium, wciąż jeszcze de iure należącym do Syryjskiej Republiki Arabskiej. Chociaż DFNS, jak każda organizacja polityczna borykająca się z problemami transformacji i tak zwanej sprawiedliwości okresu przejściowego [ang. transitional justice], stoi dopiero przed zadaniem budowy prawdziwej demokracji i praworządnego ładu, to nie stanowi zagrożenia dla Turcji. Tym bardziej rozwiązaniem problemu separatyzmu czy terroryzmu w Anatolii nie jest międzynarodowy konflikt zbrojny, okupacja i (zapowiadane) przesiedlenia miejscowej ludności.
Nadchodzący wstrząs, jak alarmują analitycy, politycy i cytowani w mediach członkowie Pentagonu, najprawdopodobniej wywoła klęskę humanitarną, a także odrodzenie się ISIS. Podobna sytuacja miała już zresztą w regionie miejsce. Na początku 2018 roku armia turecka oraz sprzymierzone z nią bojówki (w tym islamiści) przeprowadziły operację pod nazwą „Gałązka oliwna”, atakując Afrin, jedną z kurdyjskich prowincji. Brutalność walk oraz cierpienia tamtejszej ludności cywilnej są obecnie przedmiotem zainteresowania Organizacji Narodów Zjednoczonych.
Tymczasem zaledwie dwa dni po ogłoszeniu decyzji Trumpa, w środę, prezydent Turcji Recep Erdoğan poinformował o rozpoczęciu interwencji militarnej przeciwko Kurdom w północnej Syrii. Przyszłość znów stała się niepewna. Świat milczy, a czas na reakcję właśnie się skończył.
Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Flickr.com