Przeczytaj także
tekst Grzegorza Brzozowskiego o oscarowych filmach dokumentalnych [Oscary 2015].


 

Największy polski sukces frekwencyjny 2014 roku to „Bogowie” Łukasza Palkowskiego, czyli heroiczny portret kardiochirurga, który prędzej przeszczepi pacjentowi serce świni niż pogodzi się z jego śmiercią. W „Bogach” patrzymy na wydarzenia okiem lekarzy i samego Religi, ogarniętego wzniosłą idée fixe. Poznajemy od kuchni medyczny półświatek i szpitalną codzienność (u Palkowskiego wyjątkowo brawurową). Widmo medykalizacji nawiedza jednak nie tylko kino fabularne. Od „Szpitala” Krzysztofa Kieślowskiego z 1977 r. po „Lekarzy” Tomasza Wolskiego z 2011 r. – polscy dokumentaliści lubią zapuszczać się w aseptyczne miejsca podwyższonego etycznego ryzyka. Nominowane do Oscara „Nasza klątwa” i „Joanna” prezentują się na tym tle zupełnie inaczej. Zwracają doświadczenie choroby samym zainteresowanym: rodzinom, które muszą zmierzyć się z możliwością śmierci, wrzynającej się nieoczekiwanie w ich poukładane życie. Nominacje dla akurat tych dwóch polskich dokumentów wydają się znaczącym przypadkiem. Mają one ze sobą tak wiele wspólnego, że aż zachęca to do wskazywania między nimi kolejnych symetrii – a także znaczących różnic.

Test młodych rodziców

Kluczowe ujęcie „Naszej klątwy” pojawia się dokładnie w połowie filmu. Nowo narodzony Leo, cierpiący na zespół wrodzonej ośrodkowej hipowentylacji (zwany też złowieszczo Klątwą Ondyny, uniemożliwiający samodzielne oddychanie podczas snu), dusi się w swoim łóżeczku, kiedy rodzice (występujący przed kamerą twórcy filmu) próbują umieścić mu wentylator w otworze po tracheotomii. To jeden z kilku zaledwie momentów, kiedy chłopiec znajduje się w centrum uwagi i wypełnia cały kadr. Jego dyszenie i płacz są znakiem nagiego życia: permanentnie wymagającego opieki, zależnego od kosztownej aparatury i skazanego na ciągłą niepewność. Jednak bardziej niż o chłopcu, który nie umie jeszcze mówić i uczy się dopiero komunikacji ze światem, film Śliwińskiego opowiada o nim samym i jego żonie, fotografce Magdzie Hueckel. Sytuacja rodziców najpełniej wyraża się w stosunku do czasu, przybierającego w obliczu choroby nieznaną dla nich wcześniej postać.

klatwa
„Nasza klątwa”

Leo skończył w grudniu 2014 r. cztery lata i wedle słów Śliwińskiego jest „radosnym chłopcem ze wspaniałym poczuciem humoru, który bardzo dobrze radzi sobie w przedszkolu”. „Nasza klątwa” stanowi więc rejestrację trudnych początków, a nie początku końca. Jednakże w każdym niemal momencie filmu wyczuwalne są napięcie oraz obawa, czy Leo przeżyje kolejny dzień. Bohaterowie działają w zawieszeniu, ich perspektywa czasowa nie wykracza poza najbliższe kilka godzin. Kiedy snucie odległych planów na temat przyszłości dziecka wydaje się nie na miejscu, pojawia się intensywność chwili, traktowanie każdego dnia jako wyzwania i szansy zarazem.

Obydwa nominowane do Oscara dokumenty zasłynęły jako filmy o chorobie i śmierci, które jakby na przekór swojemu tematowi niosą ukojenie i napełniają optymizmem. | Sebastian Smoliński

Ani Śliwiński, ani Hueckel nie starają się tego egzystencjalnego napięcia tonować, nie próbują też kreować się na szczególnie wielkodusznych i sympatycznych. Siedzą na kanapie i popijają wino, są wyraźnie przygnębieni, jakby obrażeni na nieistniejących sprawców całego zła i zgryzoty. Partnerski charakter ich relacji jest zgrabnie sygnalizowany parytetową kompozycją: zajmują oni równo połowę kanapy (i tym samym kadru). Choroba dotyka w „Naszej klątwie” tych, którzy najmniej się jej spodziewali: atrakcyjnych, wykształconych, kreatywnych, pracowitych i darzących się miłością młodych przedstawicieli klasy średniej. Leo na początku jest dla nich raczej utrapieniem, częścią skomplikowanej, pikającej aparatury medycznej, która z dnia na dzień wypełnia ich ładne, ikeowe mieszkanie. Ostatecznie jednak „Nasza klątwa” przemyca między wierszami krytykę egoizmu jako podstawowej cnoty dzisiejszych trzydziestopięciolatków, zaszczepionej im wraz z transformacyjnym modelem liberalizmu. Happy end filmu – zgrzytający z resztą ciąg ujęć przedstawiający zmęczoną, ale szczęśliwą trójkę i pierwsze urodziny Leo – przynosi najlepszą wiadomość dla nich samych: życie polegające na poświęceniu nie jest równoznaczne z rezygnacją z siebie.

klatwa4
„Nasza klątwa”

Ostatni album rodzinny

„Joanna” z kolei to pełen niedopowiedzeń i elips zapis odchodzenia, podpatrywany okiem kamery Łukasza Żala (nominowanego do Oscara za zdjęcia do „Idy”), wydobywającego z codzienności pastelowe niemal tony. Z „Naszą klątwą” łączy „Joannę” wątek gotowego na wyrzeczenia rodzicielstwa i podobny stosunek do czasu – w filmie Kopacz mającego jeszcze większy potencjał dramaturgiczny, ponieważ to właśnie czas zostaje bohaterce bezwzględnie odebrany. Joanna Sałyga – spokojna, dość poważna, ale też troskliwa – w ostatnich miesiącach swojego życia pokazuje odwagę, którą Hemingway nazwał grace under pressure: nadludzką zdolnością do zachowania godności w każdej sytuacji. W odróżnieniu od filmu Śliwińskiego to nie twórcy kierują kamerę na siebie, ale zewnętrzny obserwator z życzliwością spogląda na swoich bohaterów. Joanna wie, że niebawem umrze; wykorzystuje więc swój czas najlepiej, jak potrafi: rozmawiając, odpoczywając i bawiąc się z synem, któremu chce przekazać mimochodem ostatnie wskazówki na szczęśliwe życie.

joanna2
„Joanna”

Obydwa nominowane do Oscara dokumenty zasłynęły jako filmy o chorobie i śmierci, które jakby na przekór swojemu tematowi niosą ukojenie i napełniają optymizmem – wpisując się w amerykańską filozofię, wedle której każdy kryzys można przekuć w sukces. O ile w prostszej konstrukcyjnie „Naszej klątwie” podnosząca na duchu puenta pojawia się niespodziewanie i nie wypływa organicznie z całokształtu narracji, o tyle „Joanna” stanowi już przewrotny wariant feel-good movie. Film Kopacz działa na dwóch poziomach: przybliża czułą relację matki i syna, uwrażliwiając nas przy tym na sposoby, w jakie Joanna przygotowuje rodzinę na swoje odejście. Na początku filmu, leżąc na trawie z matką, syn Janek mówi: „Niebiańsko dobrze mi tak z Tobą!”. Trudno powiedzieć, czy już wtedy zdawał sobie sprawę ze stanu zdrowia Joanny, choć deklaruje ona w wywiadach, że rozmawiała z nim o chorobie. Kopacz jednak ten i wiele innych wątków pozostawia w domyśle, wycinając z życia rodziny wąski fragment: kilka intymnych scen, składających się na bezpretensjonalny album rodzinny.

Zdrowie to iluzja

Zarówno w „Naszej klątwie”, jak i w „Joannie” niemal nieobecny jest wymiar instytucjonalny, który interesowałby zapewne społeczników w typie Fredericka Wisemana, kręcącego wielogodzinne filmy o masarniach, urzędach i uniwersytetach. Kopacz pokazuje bodaj jedną scenę w szpitalu: wizytę u lekarza, podczas której, jak możemy się domyślać, dowiaduje się, że nie ma szans na wyzdrowienie. Możemy wnioskować o tym tylko z kontekstu: dźwięki i słowa towarzyszące spotkaniu zostają wyciszone, lekko zamglony obraz nadaje scenie posmak nierealności (albo też takiej rzeczywistości, z którą trudno się pogodzić). „Joanna” jest być może najbardziej łagodną kroniką umierania w polskim kinie. Poniekąd znajduje się na antypodach innego filmu o nowotworze, czyli szorstkiej „Chemii” Pawła Łozińskiego (któremu podziękowania składają twórcy „Naszej klątwy”). Bo też w filmie Kopacz stawka jest zupełnie inna. Nie chodzi o, wspierając się wojenną frazeologią, wygraną potyczkę z rakiem. Joanna chciałaby przede wszystkim odejść z przekonaniem, że jej syn poradzi sobie w życiu i będzie potrafił rozpoznać własne szczęście. Zamykające film ujęcie, w którym obserwuje Janka jadącego samodzielnie na dwukołowym rowerku, przynosi sugestię, że jest on na właściwej drodze.

joanna3-ikonka
„Joanna”

„Nasza klątwa” i „Joanna” wpisują się w cichą misję kina dokumentalnego, które może pozwolić sobie na pokazywanie obszarów wypieranych z głównego nurtu bądź rzadko reprezentowanych w kinie fabularnym. Ich prostota i humanistyczny wydźwięk (pojęcie nieco staroświeckie i wzbudzające w dobie ironii uczucie zakłopotania) przeczą jednocześnie przekonaniu, że kino dokumentalne powinno przekraczać kolejne granice, wdzierać się w sam środek cudzej prywatności, zachęcać bohaterów do ekshibicjonizmu tudzież szokować dramatyzmem znalezionych historii. Szczególnie „Joanna” szuka emocji gdzie indziej, stawiając na pełną współczucia melancholię i dopełniający ją delikatny zachwyt nad światem. Razem z „Naszą klątwą” wypełnia niezagospodarowaną przestrzeń w mówieniu o śmierci i chorobie. Z dala od perspektywy medycznej rozpiętej między „Bogami” i „Lekarzami”, pokazuje zdrowie jako coś niebezpiecznie tymczasowego – taki rodzaj iluzji, której każdy chciałby się trzymać jak najdłużej.

 

Filmy:

„Joanna”, reż. Aneta Kopacz, Polska 2013.

„Nasza klątwa”, reż. Tomasz Śliwiński, Polska 2013.