Kiedy pierwszy raz pojechałem na Wschód, cały czas odkrywałem coś nowego. To trywialne stwierdzenie, ale prawdziwe. Odkrywałem na przykład, jak postrzegani są Polacy, a przede wszystkim – co się o Polakach w ogóle wie. Jedną z największych niespodzianek było to, że nie każdy z moich rozmówców identifikował polskość Fryderyka Chopina. Ba – nawet Jana Pawła II nie kojarzy tam wielu (no może poza Ukrainą – gdzie jednak naszego świętego rodaka zna prawie każdy). Czasem okazywało się, że główne skojarzenie z Polakami to Barbara Brylska – niegdysiejsza gwiazda polskiego kina – w Rosji ciągle znana i lubiana. Do dziś zadaję sobie pytanie – dlaczego Kama z „Faraona” i Krzysia z „Pana Wołodyjowskiego” w Polsce pojawia się głównie na łamach wspomnieniowych książek, a w Rosji zasiada nawet w jury lokalnej wersji „Tańca z gwiazdami” – co we współczesnym świecie jest przecież wyróżnieniem przewidzianym dla największych celebrytów. Odpowiedź jest prosta – uczynił to talent Eldara Riazanowa.

Riazanow, który zmarł w tym tygodniu w moskiewskim szpitalu, przeszedł niezwykle długą drogę, nim stał się klasykiem. A to, że miałby się nim stać, nie było wcale takie oczywiste. Sprzyjała temu na szczęście rosyjska tradycja kulturalna, w której twórca komedii – sarkastyczny prześmiewca – jest ceniony niemal równie wysoko jak smutny pisarz opisujący ludzką tragedię. W końcu to w Rosji Czechow uzyskał pozycję równą Dostojewskiemu, a gdy powstała radziecka kinematografia – Grigorij Aleksandrow także był ceniony w równym stopniu, co Siergiej Eisenstein. Podobnie było zresztą z aktorami – cyrkowca Jurija Nikulina także ustawiano na równi z Innokientijem Smoktunowskim.

Riazanowoi było jednak ciężko, bo długo nie mógł się zdecydować, jaki rodzaj sztuki chce uprawiać. Na początku lat 50., po ukończeniu elitarnego moskiewskiego WGIK-u, parał się dokumentalistyką. Wspólnie ze swoją żoną, Zoją Fominą, stworzył nawet artystyczny duet. Zresztą z perspektywy lat to wahanie i wynikające zeń opóźnienie kompletnie nie dziwi. Czy w stalinowskiej Rosji mogły powstać lekkie i ironiczne komedie, z jakich później zasłynął Riazanow?

Przełomem stał się rok 1956. Wtedy zmienia się cały Związek Radziecki. Chruszowowska odwilż przynosi zmiany także w filmie. W społeczeństwie zapanował entuzjazm, a widzowie w końcu mogli oglądać na ekranie skrzący się inteligencją dowcip. Od zrealizowanego właśnie wtedy filmu „Noc karnawałowa” (1956) rozpoczyna się tryumfalny pochód Riazanowa przez radzieckie i rosyjskie ekrany – który trwał niemal pół wieku.

W sercach widzów szczególne miejsce zajęły jednak dwa filmy – pierwszy z nich, „Ironia losu”, powstał w 1975 r. i opowiadał o przypadkowej miłości, która w noc sylwestrową połączyła przeciętnego obywatela Kraju Rad i przeciętną obywatelkę ZSRR. On pod wpływem alkoholu, zamiast do mieszkania w Moskwie, trafia do mieszkania w Leningradzie. Ją zagrała Barbara Brylska śpiewająca głosem Ałły Pugaczowej. Razem – wystarczyło materiału na filmowy hit powtarzany co roku w Sylwestra w głównym programie rosyjskiej telewizji. To właśnie dzięki niemu każdy Rosjan (no prawie każdy) zna Brylską.

Siedem lat później powstaje nostalgiczny melodramat „Dworzec dla dwojga”. Tym razem scenerią miłości jest wielki kolejowy dworzec. Nic lepiej od filmu Riazanowa nie pokazało jednego z wielkich elementów rosyjskiej mentalności – roli dworców i kolei oraz podróżowania po tym wielkim kraju.

Swoją bogatą twórczość Riazanow domknął dopiero kilka lat temu, ale dwie ostatnie dekady uczyniły z niego legendę. Jego imieniem nazwano nawet samolot i uhonorowano go niemal wszystkimi możliwymi odznaczeniami.

Razem z Eldarem Riazanowem ostatecznie przeszła do historii generacja tytanów radzieckiego kina, którzy uczynili z tamtejszej kinematografii jedną z najwspanialszych na świecie.