0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Felietony > [Węgry] Orbán nie...

[Węgry] Orbán nie śni o Międzymorzu

Dariusz Kałan

Orbán jest politykiem, który wyznaje zasadę Machiavellego: trzeba być jednocześnie lisem i lwem. Wobec Polski, tak bardzo wrażliwej na pochlebstwa, najczęściej stosuje metodę lisa, czyli sprytnie ją podchodzi, uderzając w najczulsze tony. Myli się jednak ten, kto uwierzy, że premier Węgier jest czułym sentymentalistą, który śni te same sny o Międzymorzu co polska prawica i – co gorsza – dyplomacja.

Najkrótsza odpowiedź na pytanie, dlaczego Viktor Orbán nie poparł Jacka Saryusza-Wolskiego na przewodniczącego Rady Europejskiej brzmi: bo nie miał w tym żadnego interesu. Może lepiej od Warszawy rozeznał się w nastrojach panujących w krajach UE i wiedział, że batalia o JSW jest z góry przegrana, a może polska dyplomacja nie zaproponowała Węgrom nic w zamian za pomoc, co jest standardem w polityce międzynarodowej. Jakkolwiek by było, Polska zachowała się w sposób nieprofesjonalny i powinna mieć pretensje tylko do siebie.

Orbán epatuje znajomością z Jarosławem Kaczyńskim, ale podobnie było z Donaldem Tuskiem. Za czasów Platformy Obywatelskiej relacje między Warszawą a Budapesztem były wzorowe, co mogłoby dziwić, bo Polska umacniała wtedy pozycję unijnego prymusa, a Węgry wkraczały na salony jako enfant terrible. Jednak Orbán mógł liczyć na liderów PO: Tusk regularnie wstawiał się za Węgrami w Brukseli i Berlinie, w polskich mediach reform Fideszu bronili m.in. Grzegorz Schetyna i Radosław Sikorski. Jednym szefem rządu, który nie złapał chemii z Orbánem – albo raczej nie zrozumiał obustronnych korzyści wynikających z tej specyficznej gry – była Ewa Kopacz.

Orbán od początku potrzebował Polski i to nie ze względu na chwalebną historię ani tym bardziej ekstatyczne wsparcie ze strony prawicowych publicystów. Orbán jest politykiem, który wyznaje zasadę Machiavellego: trzeba być jednocześnie lisem i lwem. Wobec Polski, tak bardzo wrażliwej na pochlebstwa, najczęściej stosuje metodę lisa, czyli sprytnie ją podchodzi, uderzając w najczulsze tony. Opowiada, że wielowiekowa przyjaźń między oboma narodami zobowiązuje, a nawet nazywa Polskę naturalnym liderem regionu. Dobrze wie, że to wystarczy, aby jego słupki popularności w braterskim kraju podskoczyły o kilka punktów procentowych. Kilka prawicowych gazet zrobi z nim wywiad na okładkę, ktoś napisze o nim książkę-laurkę.

Ale bez względu na to, ile przyjemnych polskiemu uchu komplementów wygłosi Orbán wobec Warszawy, myli się ten, kto uwierzy, że premier Węgier jest czułym sentymentalistą, który śni te same sny o Międzymorzu co polska prawica i – co gorsza – dyplomacja. Orbán potrzebował Polski wtedy, gdy za czasów Tuska z jej głosem zaczynali się liczyć najważniejsi gracze unijni. Potrzebuje jej teraz, kiedy notowania Warszawy gwałtownie spadają. Różnica jest taka, że przed laty Polska miała być falochronem chroniącym przed sankcjami i gniewem kanclerz Merkel, a dziś – nowym enfant terrible, odciągającym uwagę Brukseli od samych Węgier.

Géza Jeszenszky, pierwszy niekomunistyczny szef węgierskiego MSZ i były ambasador w rządach Orbána, powiedział mi niedawno, że „Kaczyński spadł Orbánowi z nieba”. „Węgry są za małe, by złamać unijną jedność. Ale jeśli znajdziemy partnera, który myśli podobnie – to już problem dla całej wspólnoty”, dodał Jeszenszky. Paradoks polega na tym, że – jak ujawnił spór o JSW – to Węgry wystąpiły z pozycji obrońcy jedności i unijnego status quo. Orbán przed wejściem na salę głosowań mówił, że jest tylko jeden kandydat na szefa RE (Tusk) i że w polityce europejskiej obowiązuje lojalność wobec własnego zaplecza politycznego (Europejska Partia Ludowa).

To było oblicze lwa, a nie lisa. Machiavelli byłby dumny ze swojego ucznia. Cios Orbána był tym boleśniejszy, że Węgry nawet nie wstrzymały się od głosu, przez co premier Beata Szydło musiała firmować upokarzającą porażkę 1:27. Tymczasem nasza dyplomacja powinna wiedzieć, że Orbán od lat stosuje metodę lisa i lwa w kontaktach z Unią, sam określił tę politykę „tańcem pawia”. Jest lwem w domu, kiedy wygłasza przemówienia porównujące Brukselę do Moskwy, a lisem, kiedy jedzie na kolejny szczyt UE i podpisuje się pod decyzjami, które zbierają większość. To bodaj jedyny polityk, który jednocześnie należy do ścisłego europejskiego mainstreamu i go bojkotuje.

Dla tak małego kraju jak Węgry to metoda skuteczna, wszak Orbán przez siedem lat bojów z Komisją Europejską nie zanotował tak spektakularnej porażki jak PiS czternaście miesięcy od przejęcia władzy. A im więcej takich szarż Warszawy, opartych wyłącznie na personalnych animozjach, tym lepiej dla Orbána. Jego restrykcyjna polityka wobec organizacji pozarządowych, nieprzejrzyste deale gospodarcze z Rosją, przejmowanie kolejnych mediów opozycyjnych – wszystko to wzbudza obecnie zainteresowanie dziennikarzy śledczych i niektórych publicystów. Bruksela podchodzi do tego z lekceważeniem.

Instytucje europejskie częściowo przyzwyczaiły się do ekstrawagancji Orbána, częściowo mają już nowy problem na głowie – Polskę z jej amatorską dyplomacją i godnościową retoryką, która ukrywa brak długoterminowej strategii. Orbán będzie walił w Unię jak w bęben za jej politykę migracyjną, bo sądzi, że dzięki temu wygra wybory parlamentarne w 2018 r. W innych sprawach będzie uległy… jak lis. Liberałowie będą się zżymać, ale nikt nie zaprzeczy, że to jest przynajmniej jakiś pomysł na obecność w Unii. Polska takiego pomysłu nie ma, co zresztą cieszy Orbána. W porównaniu z liderami rządzącymi Polską może pozować na męża stanu.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 428

(12/2017)
22 marca 2017

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj