0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Temat tygodnia > Na styku powojnia...

Na styku powojnia i przedwojnia

Weronika Grzebalska

Takie relacje jak ta poniżej uświadamiają, jak nierealistyczne i intelektualnie leniwe jest nasze myślenie o wojnach. Postrzegamy je zgodnie z cezurami historii politycznej i stosunków międzynarodowych, a przecież, jak pisała Cynthia Enloe, „wojny nie kończą się tak po prostu, i wojny nie kończą się prosto”.

Ja się strasznie bałam, że po wojnie zostanę bandytą. Bo przez całą wojnę przekraczałam prawo każdego dnia. Po wojnie stresowałam się w każdym kraju, w którym byłam. Uczyłam się miejscowego prawa.

Magdalena Grodzka-Gużkowska

 

Wręcz przeciwnie, wojny trwają długo po podpisaniu aktów kapitulacji i demobilizacji wojsk, znajdując swoją kontynuację w indywidualnych i rodzinnych biografiach, wpływając na ludzkie wybory życiowe, relacje i wzorce wychowawcze. Wojny należałoby ujmować jako kontinuum, a nie zjawisko, które zaczyna się i kończy w określonym punkcie czasowym. Nie tylko dlatego, że wojenna trauma przenoszona jest na kolejne pokolenia, ale także ze względu na trwałość kultury przemocy w zdemobilizowanych społeczeństwach.

Autor ilustracji: Kamil Burman

Autor ilustracji: Kamil Burman

O ile jednak o trwałości psychospołecznych konsekwencji wojennej przemocy nie trzeba dziś nikogo przekonywać, o tyle temat zakorzenienia kultury wojny na poziomie podstawowych instytucji społecznych – narodu, państwa i obywatelstwa – jest w Polsce zadziwiająco rzadko podejmowany. A przecież militaryzm dokonuje głębokich i trwałych transformacji tych instytucji. Wpływa na to, jak rozumiemy bezpieczeństwo (prymat bezpieczeństwa granic nad bezpieczeństwem ludzkim) czy dojrzałe państwo (definiowane przez fakt posiadania silnego wojska). Podpowiada, co znaczy być Polakiem i obywatelem (zgodnie z hasłem Związku Strzeleckiego – „każdy obywatel – żołnierzem, każdy żołnierz – obywatelem”), a nawet „prawdziwym” mężczyzną i patriotyczną kobietą.

Tak jak wojny nie kończą się w chwili podpisania aktu kapitulacji, tak i powojnie nie przemija wraz z osiągnięciem odpowiednich wskaźników ekonomicznego wzrostu oraz politycznej stabilności. Trwa dopóty, dopóki różni aktorzy życia społecznego i politycznego dostrzegają korzyści płynące z redefiniowania wojennych doświadczeń, a ludzie dostrzegają konieczność zajęcia stanowiska wobec tych debat.

W tym sensie w Polsce powojnie trwa nadal w najlepsze, a pełna demilitaryzacja narodu i obywatelstwa nigdy się tak naprawdę nie dokonała. Już w latach 60. XX w. „partyzanci” Mieczysława Moczara tchnęli nowego ducha w nacjonalistyczny dyskurs militarny, przez co dekadę później Marię Janion można było publicznie oskarżać o naruszenie „Wojną i formą” 52. paragrafu konstytucji, mówiącego o obowiązku obrony ojczyzny. Ofensywa „pamięci odzyskanej” po 1989 r. jeszcze wzmocniła prymat wartości żołnierskich nad cywilnymi. Jak w zeszłym roku wyliczył warszawski serwis „Pańska skórka”, wśród ideologicznych zmian nazw ulic stolicy po 1989 r. aż 45 proc. stanowiły nazwy przemianowane na cześć wojska. W czasie poprzednich wyborów prezydenckich, obaj kandydaci odwoływali się w swoich kampaniach do militarnej biografii rodzinnej – Bronisław Komorowski zapewniał w spocie telewizyjnym: „Moi odważni przodkowie bili się we wszystkich wojnach, wszystkich powstaniach”, a Jarosław Kaczyński informował prasę, że ojciec działał w konspiracji, matka była zaś członkinią Szarych Szeregów.

W Polsce powojnie trwa nadal w najlepsze, a pełna demilitaryzacja narodu i obywatelstwa nigdy się tak naprawdę nie dokonała.

Weronika Grzebalska

O tym, że pamięć II wojny światowej jest w dzisiejszej Polsce ważnym polem, na którym toczy się walka o kształt współczesnej wspólnoty politycznej, o rozumienie obywatelstwa i narodu, świadczy dobitnie fakt, że do dziedzictwa Państwa Podziemnego akces zgłaszają dziś rozmaite grupy i opcje ideologiczne – partie polityczne, kibice, grupy rekonstrukcyjne, środowiska skrajnie prawicowe, projektanci mody [sic!], organizacje paramilitarne, a także te feministki i lewicowi intelektualiści, którzy dostrzegają, że całościowa negacja wojennego dziedzictwa jest politycznym strzałem w kolano.

Mimo coraz częstszego sięgania przez wymienionych wyżej aktorów po nowe i potencjalnie otwierające metody edukacji historycznej w rodzaju historii mówionej czy szerokiego wykorzystywania nowoczesnych technik multimedialnych, narracja o II wojnie światowej, wyłaniająca się z ekspozycji Muzeum Powstania Warszawskiego, powstańczych kolorowanek i książek dla najmłodszych, popularnych seriali i projektów herstorycznych, jest zadziwiająco konserwatywna i patriarchalna. Jest to nadal ta sama opowieść o heroicznym i krystalicznie czystym narodzie walczącym o niepodległość, o rycerzach „bez skazy i trwogi”, dzielnie broniących kobiet i dzieci i składających zwycięstwa u stóp swoich dam.

Największą bolączką polskiej edukacji o II wojnie światowej wydaje się dziś jej metodologiczny nacjonalizm – sprowadzanie historii do roli maszynki wytwarzającej i legitymizującej konkretną, zmilitaryzowaną i upłciowioną wizję tożsamości narodowej. Towarzyszy mu niechęć do włączania w opowieść o przeszłości wątków i kategorii analizy mogących podważyć etyczny i eksplikacyjny prymat narodowej narracji.

A przecież bolesne doświadczenia II wojny światowej oraz fakt współistnienia we współczesnej Polsce licznych kultur pamięci mogłyby stać się podstawą dla zupełnie innej edukacji obywatelskiej niż ta narodowo-militarna. Mogłyby być punktem wyjścia dla wychowania wzmacniającego wartości demokratyczne i poszanowanie praw człowieka, przeciwdziałającego przemocy i dyskryminacji ze względu na narodowość, etniczność czy płeć, a także budującego międzynarodową solidarność przeciw militaryzmowi. Na miejsce placówek gloryfikujących czyn zbrojny moglibyśmy budować krytyczne muzea militaryzmu, a zamiast pisać herstorię matek-patriotek i kobiet-żołnierzy – odzyskiwać zapomniane wątki emancypacyjne i dążenia wojskowych środowisk kobiecych do równouprawnienia.

Największą bolączką polskiej edukacji o II wojnie światowej jest sprowadzanie historii do roli maszynki wytwarzającej i legitymizującej konkretną, zmilitaryzowaną i upłciowioną wizję tożsamości narodowej.

Weronika Grzebalska

Nie tak dawno Adam Ostolski apelował, by wznowić lewicową pracę nad spuścizną powstania warszawskiego – przypomnieć o socjalnych postulatach Państwa Podziemnego i zaakcentować emancypacyjny oraz solidarystyczny charakter wspólnej walki z faszyzmem. Konieczność tej pracy krytycznej jest tym bardziej nagląca, że wraz z wybuchem wojny na Ukrainie coraz wyraźniej widzimy, jak specyficzne odczytanie historii II wojny światowej i żołniersko-nacjonalistyczne rozumienie patriotyzmu oraz obywatelstwa wpływają w Polsce na całkiem aktualne dyskusje o strategiach obronności i bezpieczeństwie narodowym. Dobrym przykładem jest kampania Stowarzyszenia Obrona Narodowa „Odbudujmy Armię Krajową”, sprzeciwiająca się rządowym planom sprowadzenia organizacji obronnych do struktur Obrony Cywilnej i legitymizująca tworzenie ochotniczych oddziałów wojskowych nawiązaniem do dziedzictwa AK.

Przywoływanie odpowiednio zinterpretowanych doświadczeń ostatniej wojny służy dziś do uprawomocniania określonej polityki zagranicznej, zwiększenia wydatków na wojsko, wzrostu znaczenia i widoczności organizacji paramilitarnych. Staje się także strategią mobilizowania poparcia dla nie tyle nawet antyestablishmentowych, co otwarcie antypaństwowych postaw. Widać to szczególnie silnie w kulcie Żołnierzy Wyklętych jako ostatnich prawdziwych patriotów, prezentowanych w kontrze do obecnego obozu władzy. W Polsce nie zdążyliśmy jeszcze na dobre wyjść z powojnia, a już wkraczamy w nowe przedwojnie.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 330

(18/2015)
5 maja 2015

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE

PODOBNE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj